Ucieczka z Chinatown (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Trudno uciec przed zaszufladkowaniem
Willis Wu żyje w pętli - wstać, pracować, porozmawiać z mamą, potrenować kung-fu z ojcem, który nigdy nie uzna go za równie dobrego, jak jego zaginiony brat. Od dawna czuje, że powinien w końcu wyrwać się z Chinatown, ale nie potrafi zrobić pierwszego kroku. Wszystko to może się jednak zmienić, kiedy w jego życiu pojawia się detektyw Lana Lee...
Jakiż to cudownie przedziwny serial ulepiło Hulu na podstawie książki Charlesa Yu. Rubaszny humor miesza się tu z ludzkimi dramatami, detektywistycznymi tasiemcami w stylu "Prawo i porządek", klasycznym kinem kopanym z Hong Kongu i solidną dawką metanarracji. I wszystko ładnie, pięknie, gdyby nie jeden, drobny, ale moim zdaniem całkiem kłopotliwy szkopuł.
Dziesięć, 40-parominutowych odcinków to ciut za dużo ma tę historię. Niby bohaterowie dają się łatwo lubić, niby regularnie jest się z czego śmiać, a mimo wszystko pierwsze odcinki lekko mi się dłużyły. Jest szansa, że gdybym nie oglądał całego sezonu ciurkiem, a każdy odcinek po kolei, to nie dotrwałbym do finału. Może dlatego zarówno w Stanach jak i u nas zdecydowano się na wrzucenie całego serialu na raz? Zrozumienie potencjału tej koncepcji może chwilę zająć (albo to ja jestem takim ignorantem i nie uwierzyłem od razu w jego sukces), ale wydaje mi się, że ostatecznie warto jest dać mu szansę.
Ucieczka z Chinatown (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Prosta historia o Azjatach?
Willis (Jimmy O. Yang) sam w sobie nie jest zbyt interesującą postacią - choć ulega to pewnej zmianie w dalszych odcinkach - ale regularnie dzieją się wokół niego interesujące rzeczy. Już w pierwszym odcinku jest on świadkiem porwania jakiejś kobiety, mieszkanki Chinatown. Chciałby jej pomóc, ale nie bardzo ma jak. Na miejsce przybywają detektywi i rozpoczynają śledztwo, a on wciąż nie wie, co dokładnie ma zrobić żeby im pomóc. Niedługo później widzi natomiast kobietę zastanawiająco do tamtej podobną, a jakby tego było mało, do prasy zaczynają docierać informacje o jakimś nowym, zamaskowanym gangu, działającym w mieście. Atmosfera szybko się zagęszcza, a nie powiedziałem jeszcze nawet tego, co najciekawsze.
Kiedy przed restaurację, w której pracuje Willis zajeżdżają detektywi Gteen i Turner (odpowiednio Lisa Gilroy i Sullivan Jones), całe oświetlenie i nastrój zmieniają się na znacznie bardziej dramatyczne, rzucające głębokie cienie na otoczenie, dużo bledsze. Filmowcy nie robią jednak przejścia w subtelny, stopniowy sposób - robią z niego event. Kamera przejeżdża po suficie, gdzie każda, do tej pory ciepła i nierzucająca się w oczy lampa przeskakuje nagle w drugi tryb (obowiązkowo z głuchym dźwiękiem przypominającym przełączanie dźwigni zasilającej z jednej pozycji w drugą), puste ulice wypełniają się ludźmi, zaczyna się akcja. Brzmi dziwnie? Trochę tak, ale zawsze można próbować kombinować, że to wszystko dzieje się po prostu w głowie głównego bohatera, który jedynie wyobraża sobie, że jego życie nie jest aż tak nudne, jak w rzeczywistości. I kiedy myślisz, że wszystko masz już rozpracowane, kamera nagle odjeżdża w górę, na ekran wpada logo z napisem "Black & White", po czym kamera odjeżdża jeszcze dalej, ujawniając, że oglądamy... Serial w serialu? Trudno powiedzieć - przynajmniej z początku.
Ucieczka z Chinatown (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Można być "zbyt meta"
Choć całkiem szybko staje się jasne, że głównym motorem napędowym fabuły będzie poszukiwanie przez Willisa swojego brata, fabuła nie jest w tym względzie specjalnie dynamiczna. Sytuacja albo stoi w miejscu albo ewoluuje w dziwnych, średnio trzymających się kupy kierunkach. Ostatecznie wszystko, nawet ten brak ładu i składu, zostaje wyjaśnione, ale fakt pozostaje faktem - środek serialu jest po prostu dziwny, raz lepszy, raz gorszy, trochę chaotyczny. Skupiamy się wtedy na mieszkańcach Chinatown, ich codzienności, pragnieniach i goryczy wynikającej z faktu, że jako obywatele są zwykle szufladkowani - jakby nadawali się tylko do bycia pracownikami Chińczyków, bandziorami czy mistrzami sztuk walki.
W tej środkowej porcji dosyć mocno zmienia się również poczucie humoru autorów scenariusza, które z początku rozbraja bezpośredniością i fizycznością, aby później stać się znacznie bardziej abstrakcyjnym. Lwia część humoru bierze się z kumpelskiej relacji Willisa i Fatty'ego (Ronny Chieng). Obaj wcielający się w nich aktorzy mają standuperskie korzenie, więc nie dość, że mają świetny timing, to jeszcze praktycznie bezwysiłkowo odbijają sobie piłeczkę. Znacznie bardziej stonowaną postacią jest detektyw Lana (Chloe Bennet), z początku prosta jak strzała, później ewoluując w kilku (hehe) interesujących kierunkach. Reszta obsady bawi przede wszystkim samą swoją obecnością, jako że praktycznie wszyscy są tak niemożliwie stereotypowo dobrani, że trudno nie śmiać się na ich widok. Na przykład kapitan policji wygląda jak tania podróbka Nicka Offermana z "21 Jump Street" - z Temu czy innego Aliexpress.
"Ucieczka z Chinatown" jest zdecydowanie intrygującym projektem, choć moim zdaniem ciekawiej się o nim opowiada, niż się go ogląda. Aktorzy robią co mogą, wizualnie jest bardzo bardzo interesująco, choć w pewnym momencie poczucie świeżości się wyczerpuje i zostają metafory i średnio angażująca ze względu na zbytnie rozciągnięcie, główna intryga. Doceniam niebanalny pomysł i przesłanie, ale osobiście czuję się po nim bardziej zmęczony niż rozbawiony.
Atuty
- Zabawny duet Yang i Chieng;
- Ciekawy pomysł;
- Wizualnie intrygujący;
- Inteligentnie korzysta z utartych schematów i stereotypów;
- Niebanalne przesłanie, pokazane w niebanalny sposób.
Wady
- Tempo mogłoby być lepsze;
- Abstrakcyjna metanarracja zaczyna w końcu bardziej męczyć niż bawić.
"Ucieczka z Chinatown" to absolutny Potwór Frankensteina jeśli chodzi o konstrukcję, fabułę i wszystko inne. Niby szalenie ciekawy, ale przy tym za długi i zaczyna po drodze lekko męczyć
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych