Broken Roads recenzja

Broken Roads - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX|S, PC, PS4, XONE]. Australia po atomowej apokalipsie

Patryk Dzięglewicz | 11.05, 08:00

Pod wieloma względami kolonizacja pustkowi Australii oraz równin dzisiejszych Stanów Zjednoczonych wyglądała niemal identycznie. Zbliżona historia eksploracji ukształtowała podobny typ ludzi. Tak więc czy seria Fallout zamiast w USA mogłaby się swobodnie toczyć w australijskim interiorze? Sprawdźmy to przy okazji recenzji Broken Roads w odsłonie na PlayStation 5. Czy duchowy spadkobierca pierwszych odsłon serii w kraju kangurów to był dobry pomysł?

Jeśli wsłuchać się w słowa w niesamowicie popularnej australijskiej ballady Waltzing Matilda, można odnieść wrażenie, że znakomicie opisuje to, co znajdziemy w grze Broken Roads – postapokaliptycznym RPG, którego akcja rozgrywa się na tym kontynencie. Znój życia, nagła nadzieja na poprawę losu, ale ostatecznie przynosząca tylko kłopoty. Tyle że o bohaterze ballady ktoś stale pamięta (a raczej sam o sobie przypomina), to o samej grze wkrótce wszyscy zapomną, ale nie uprzedzajmy faktów. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Broken Roads - Waltzing Matilda w klimatach postapokalipsy

Broken Roads recenzja

Akcja gry zaczyna się spektakularnie, ale bardzo sztampowo. Po wybuchu III wojny światowej i upadku bomb atomowych na Australię, ci, co przeżyli, muszą prowadzić egzystencję niemal rodem z XIX wieku (przy wykorzystaniu resztek ocalałej technologii). Oznacza to niewielkie społeczności egzystujące na pustkowiach, próbujące jakoś wiązać koniec z końcem, mocno uzależnione od handlu. Oczywiście karawany, jak i osady często atakowane są przed bandytów, czyli jak ich miejscowi zwą – drongo, więc zajęcia nam nie zabraknie. Jak będziemy postrzegani w nowych realiach możemy wybrać swoją ścieżkę z czterech dostępnych profili dające nam różne bonusy, ale w niczym nie ograniczając. Trochę to mało i pewnie twórcy pomyśleli tak samo, pozwalając nam dodatkowo stworzyć własny kompas moralny odpowiadając na kilka pytań. Zasadniczo pomysł dobry, gdyby tylko działał jak należy, o czym jeszcze w recenzji napiszę. 

Broken Roads posiada swoją fabułę, ale stanowi ona raczej tło całej przygody niż jej motor napędowy. Zależnie od początkowych wyborów naszą wędrówkę i samouczek zaczynamy w różnych miejscach, ale ostatecznie i tak docieramy do miasteczka Brookton. Mieścina zostaje niespodziewanie zaatakowana, co stanowi pretekst do utworzenia drużyny i rozpoczęcie poszukiwań odpowiedzi dlaczego i kto stał za tym napadem. Owszem znajdzie się kilka ciekawszych momentów, w głównym, lecz krótkim wątku fabularnym, ale istotą scenariusza są relacje z napotkanymi ludźmi i spełnianie (bądź nie) ich zadań i prób oraz znalezienie swojego miejsca w postapokaliptycznym społeczeństwie. Zleceń jest ich multum, więc założenia rozgrywki jak starych Falloutach  czy Arcanum wydają się sensowne i całkiem interesujące, lecz niestety diabeł tkwi w szczegółach.

Nie do końca przemyślany „australijski Fallout”

Broken Roads recenzja

Opis zadań często bywa lakoniczny, przez co nie zawsze wiadomo czego i gdzie szukać. Z ich logiką też różnie bywa, a zdarzało się, że z jakiegoś powodu niektórych nie dało rady ukończyć i trudno powiedzieć, czy był to błąd gracza, skryptu, a może techniczny? Jeśli chodzi o logikę pierwszy przykład z samouczka, gdzie u jednego NPC-a chciałem odbyć trening z broni palnej. Ten jednak zażyczył sobie najpierw fantu z innego zadania, gdzie i tak dochodzi do walki. Dopiero później i to nie od razu zgodził się na naukę. Być może sam coś pokpiłem, nie wiem, ale na chłopski rozum kolejność zleceń powinna być odwrotna. Szkoda, że podobnych sytuacji jest więcej. Nawet jeśli był to celowy zabieg twórców nie podobało mi się to. 

Druga sprawa to wspomniany już w recenzji kompas moralny. Na pierwszy rzut oka czego chcieć więcej, dobieramy sobie odpowiedni światopogląd, opierając się o zasady jednego z czterech znanych prądów filozoficznych: humanizmu, utylitaryzmu, makiawelizmu i nihilizmu. Częściowo mogą na siebie nachodzić, dając różne odcienie szarości i skrajności przekładające się na różne bonusy aktywne i pasywne. W Broken Roads system ten zajmuje centralne miejsce, a mieszkańcy wykreowanego świata dzięki temu mają zróżnicowane podejście do życia, więc każda rozmowa, napotkane problemy i sposób ich rozwiązywania będą inne. Tyle że w moim odczuciu cały system nie działa, jak powinien, a przynajmniej nie w każdym przypadku. 

Teoretycznie, można się nawet starać przejść grę nie zabijając nikogo, na modłę Planescape Torment (jest za to osiągniecie), ale w praktyce to ciężka sprawa. Nawet gdy nasz poziom charyzmy dają stuprocentową szansę na pokojowe rozwiązanie sporu z bandytami czy innymi adwersarzami to często i tak dochodzi do wymiany ognia. Wygląda to tak jakby posiadane umiejętności czy „perki” nie zawsze się aktywowały albo pewne wydarzenia musiały zajść tak, jak sobie tego twórcy życzyli, wbrew podjętym przez gracza wyborom. Oczywiście kompas moralny pozwala na długie i żywe dyskusje z napotkanymi postaciami, ale odniosłem wrażenie, że zbyt często to pusta gadania, która i tak zakończy się założonym z góry rezultatem, ewentualnie zdenerwowaniem bądź podbudowaniem rozmówcy i jego znajomych. Przykro mi, ale uważam, iż pomimo szumnych zapowiedzi Broken Roads tylko udaje, że mamy większy wpływ na przebieg scenariusza. Owszem w naszej gestii pozostawiono kogo przyjmiemy do drużyny, czy rozwiązywanie problemów lokalnej społeczności, lecz są to wydarzenia niewielkiej wagi.

Pustkowia w Broken Roads to szansa oraz zagrożenie

Broken Roads recenzja

Prędzej czy później, choćby my się nie wiem jak starali w australijskim buszu dojdzie do starcia z ludźmi bądź wrogą fauną. Recenzowane Broken Roads pozwala zebrać maksymalnie pięcioosobową drużynę. Za pomocą mapy świata poruszamy się pomiędzy dostępnymi miastami, czasem odkrywając nieznane wcześniej regiony, a nawet, przypadkowo wpadając na wrogów. Walka w stylu staroszkolnych, turowych RPG potrafi wciągnąć, chociaż jest dość prosta, a przeciwnicy nie grzeszą ani zróżnicowaniem, ani inteligencją. Mimo to turowy system starć, wykorzystujący punkty ruchu i punkty akcji, nadaje grze strategicznego zacięcia był całkiem angażujący, w czym jeszcze pomaga nostalgia. 

Wiem, że styl walk dla wielu będzie już zbyt archaiczny, ale bawiły mnie próby skutecznego podchodzenia wroga, wykorzystując dostępne osłony terenowe. Wprawdzie nie licząc zasięgu ruchu kompana i strzału innych modyfikatorów brak, lecz w trakcie potyczek tego nie odczuwałem. Ich ilość też nie przytłaczała, bo najczęściej niechcianego boju można uniknąć.  Rozwój postaci też nieskomplikowany, po awansie na kolejny poziom dostajemy specjalne punkty do zainwestowania w posiadane atrybuty i skille. Co ciekawe punkty doświadczenia otrzymujemy nie tylko za pokonanych wrogów, czy wykonane zadania, ale też za eksplorację otoczenia - czytaj za macanie dostępnych w okolicy obiektów. 

Piękna Australia, ale bez wewnętrznej iskry

Wizualnie Broken Roads charakteryzuje się oryginalnym, pięknym stylem graficznym, który sprawia wrażenie, jakby wszystko było narysowane ręcznie. Obszary, które gracze mogą eksplorować są sensownej wielkości, ale na PlayStation 5 brakuje opcji podświetlenia obiektów, co utrudnia szukania przedmiotów. Australia w Broken Roads wypełniona jest prawdziwymi oraz stereotypowymi widokami, przy czy nie brakuje humorystycznych momentów jak krwiożercze kangury, czy spadające misie koala. Zresztą wszystko od zachowania mieszkańców po grafikę jest przepełnione typowym australijskim humorem, zresztą w dialogach pełno jest lokalnego slangu, w którego zrozumieniu pomaga słowniczek. Niestety języka polskiego nie zaimplementowano. Dobrze też, że gra posiadają opcję zmiany rozmiaru interfejsu, więc nie musimy psuć wzroku czytając maciupki tekst. 

Niestety Broken Roads, chociaż samo w sobie złą grą nie jest, okazało się klapą. Rozczarowuje fakt, że niemal żadna z obietnic nie została spełniona, a realia dzikiego australijskiego buszu w żaden sposób sytuacji nie ratują. Szkoda, bo zaproponowane koncepcje miały swój potencjał, który został zmarnowany. Chociaż gra zawiera kilka pozytywów, to jednak warto ją sprawdzić dopiero przy okazji znacznej promocji. 

Ocena - recenzja gry Broken Roads

Atuty

  • strona wizualna w stylu retro
  • multum postaci do porozmawiania i miejsc do odwiedzenia
  • duża liczba zadań pobocznych
  • kilka interesujących pomysłów...

Wady

  • ...które nie działają jak należy
  • krótki główny wątek fabularny
  • brak znaczącego wpływu na ważne wydarzenia w grze
  • problemy z częścią zadań pobocznych
  • brak języka polskiego

Próba stworzenia australijskiego Fallouta niestety nie powiodła. Broken Roads dużo obiecuje, lecz mało z tego wynika. Ostatecznie dostaliśmy średniaka RPG w stylu retro, którego zaliczenie nie będzie może stratą czasu , ale też nic nie stracimy nie grając w ten tytuł.
Graliśmy na: PS5

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper