Dżentelmeni (2024)

Dżentelmeni (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Gangsterzy w nienagannie skrojonych garniturach

Piotrek Kamiński | 16.03, 20:00

Wysoko urodzony, obdarzony silnie rozwiniętym kręgosłupem moralnym wojskowy wraca do domu, kiedy otrzymuje wiadomość, że jego ojciec leży na łożu śmierci. Przejmując jego majątek nie wie jednak, że wraz z nim dziedziczy siedzących pod ziemią gości...

Guy Ritchie jest bardzo specyficznym twórcą. Niby większość jego filmów można podzielić na dwie główne kategorie: zakręconych, pełnych barwnych postaci produkcji gangsterskich i stylowych produkcji detektywistycznych. Niby jego styl jest bardzo łatwo wyczuwalny, a "Przekręt", "RocknRolla" i pierwszy "Sherlock Holmes" regularnie wymieniane są w osobistych top 10 wielu fanów kina popcornowego. A jednak zdarza mu się potknąć, nawet operując wciąż tymi samymi narzędziami. "Gra Fortuny" była dla mnie kompletnie nijaka, bez polotu, z niezniszczalnym, za to doskonałym Jasonem Stathamem. Wcześniej podjął się zrobienia aktorskiej wersji "Aladyna" dla Disneya. Zastanawiałem się, co tak charakterystyczny reżyser może dać od siebie tej historii. Odpowiedź: nic.

Dalsza część tekstu pod wideo

Byłem więc raczej sceptycznie nastawiony, kiedy dowiedziałem się, że robi serial dla Netflixa. W dodatku pod tym samym tytułem, co film z 2019 roku, mimo że prócz głównego tematu, nie ma z nim nic wspólnego - żadnych postaci, wątków, nic. Brzmiało to jak chęć podpięcia się pod sukces filmu, który nie przypadł może do gustu krytykom - ci zawsze znajdą coś, do czego można się u Ritchie'ego przyczepić - za to bardzo ciepło przyjął się wśród ludzi (owszem, wiem co napisałem). Na szczęście wystarczył dosłownie jeden z ośmiu odcinków, bym już wiedział, że niepotrzebnie się martwiłem. Guy Ritchie powraca w formie!

Dżentelmeni (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Klasyczna dla autora plejada barwnych postaci

Rodzina prawie w komplecie

Głównym bohaterem serialu zdecydowanie jest wspomniany już Eddie (Theo James), acz bardzo blisko partnerują mu zarówno pozbawiony filtra i instynktu samozachowawczego brat, Freddy (Daniel Inga) oraz szefowa podziemnej części jego majątku, Susie Glass (Kaya Scodelario). Jak to zwykle bywa u Ritchie'ego, nasi bohaterowie szybko ładują się w kłopotliwą sytuację bez wyjścia, zwalając sobie na głowę cały szereg niesympatycznych ludzi, którzy najchętniej wpakowaliby im po kulce w łeb. Następnie reszta sezonu skupia się na próbach rozładowania sytuacji w możliwie korzystny dla siebie sposób.

Po drodze czeka nas oczywiście cała masa zwrotów akcji - bardziej i mniej spodziewanych - rozpisanych na cały szereg postaci. I tak naprawdę jedynym moim poważniejszym zastrzeżeniem wobec serialu jest fakt, że cała ta fabuła jest... Może nie tyle przewidywalna (choć do pewnego stopnia też), co jakaś taka bezpieczna, zaskakująco delikatna, jak na tego autora. Nie żeby serial źle się przez to oglądało, bo kolejne problemy i ich rozwiązania są jak najbardziej intrygujące i chce się oglądać dalej i dalej, aż w końcu sezon dobiega końca, ale finalnie, kiedy emocje już opadły, a na ekran po raz ostatni wjechały napisy, poczułem lekki zawód tym, jaki ten serial był grzeczny. Dżentelmeński wręcz. Niby czego innego miał człowiek oczekiwać przy takim tytule, ale mimo to spodziewałem się czegoś bardziej brudnego, trzymającego w napięciu.

Dżentelmeni (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. To postaciami ten serial stoi

Vinnie Jones

Mimo tego ugrzecznienia, serial ogląda się niemal na jednym oddechu, a to za sprawą fenomenalnej obsady, która uświetnia swoją obecnością nawet najprostsze sceny. James ma w sobie żyłkę arystokraty, ale przy tym też ten taki szelmowski błysk w oku, sugerujący, że ogarnia znacznie więcej i jest znacznie bardziej niebezpieczny, niż mogłoby się z początku wydawać. Bardzo podobała mi się jego relacja ze Scodelario - mocno napięta, ale też zahaczająca o przyjaźń i może nawet delikatny flirt. Bliżej końca sezonu robi się już natomiast taki chaos, że chyba nawet sami aktorzy nie byli pewni, co mają grać. Inga jako brat głównego bohatera jest całkiem zabawny, choć przy tym też odrobinę "na jedno kopyto". Niewiele w jego sylwetce zmienia się na przestrzeni całego sezonu. Jest to problem dotykający lwiej części obsady, który Ritchie próbuje ratować ilością i różnorodnością.

Tak więc zobaczymy tu jeszcze Michaela Vu w przezabawnej roli Johnny'ego, specjalisty od kwiatów i roślin, którego dobroduszność może równać się chyba tylko z jego łatwowiernością. Fakt, że non stop sprawdza jakość swoich upraw na pewno nie pomaga mu być bardziej ogarniętym. Miejscami kojarzył mi się z mixem Redmana z "How high" z Marlonem Wyansem ze "Strasznego filmu". W niemożliwie wręcz przewidywalnej roli pojawia się Giancarlo Esposito, na krótką chwilę zagląda Peter Serafinowicz, ale akurat on to ma ostatnio urwanie głowy, więc dużo go nie ma, a w ogrodnika/gajowego wcielił się ulubiony zakapior reżysera, Vinnie Jones. I tak szczerze mówiąc, to tylko z tym ostatnim mam faktyczny problem. Otóż Jones jest aktorem bardzo charakterystycznym, kojarzonym raczej z jednym typem roli i tak jak miło, że możemy go tu oglądać w całkiem innej roli, tak moim zdaniem potencjał postaci absolutnie nie został wykorzystany. Może w kolejnym sezonie?

"Dżentelmeni" to serial bardzo lekki i przyjemny w odbiorze. Elegancko ubrani, ładni ludzie kręcą się po pięknych, arystokratycznych wnętrzach, zdjęcia potrafią zauroczyć czy to symetrią, czy w inny sposób schludną kompozycją kadru, a ścieżka dźwiękowa Christophera Bensteada nadaje wydarzeniom odpowiedni ton i rytm. Vinnie Jones powiedział w jednym wywiadzie, że "Dżentelmeni" to taki prawie "Przekręt 2". Aż tak bym się nie rozpędzał, ale rzeczywiście był to bardzo przyjemny, nawet jeśli raczej niezbyt oryginalny kawałek telewizji i mam nadzieję, że prędzej czy później dostaniemy drugi sezon. Polecam.

Atuty

  • Wyrazista, sympatyczna obsada;
  • Ładne zdjęcia i muzyka;
  • Charakterystyczny dla Ritchie'ego mix humoru i przemocy;
  • Wciągająca intryga...

Wady

  • która mogłaby być jednak mniej przewidywalna;
  • Niektórym postaciom przydałby się lepiej poprowadzony rozwój;
  • Zbyt grzeczny, bezpieczny;
  • Nie do końca wykorzystani Esposito i Jones.

"Dżentelmeni" są bardzo bezpiecznym, ale w gruncie rzeczy udanym pierwszym kontaktem Guya Ritchie'ego ze światem telewizji. Jest się z czego pośmiać, intryga nieustannie zmienia się i ewoluuje, bohaterowie są odpowiednio wyraziści. Jest może trochę zbyt grzecznie i przewidywalnie, co nie powstrzymało mnie przed obejrzeniem całości na dwa posiedzenia.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper