Bracia ze stali (2023)

Bracia ze stali (2023) - recenzja, opinia o filmie [Gutek Film]. Nawet stal nie jest niezniszczalna

Piotrek Kamiński | 18.02, 20:00

Synowie znanego zapaśnika, Fritza Von Ericha, idą w ślady ojca. Zwłaszcza najstarszy, Kevin, zdaje się mieć w sobie to coś potrzebne, aby zostać mistrzem. Jednak metody wychowawczo-treningowe ojca nie należą do najlżejszych ani nawet najbardziej zdrowych - tak fizycznie, jak i psychicznie.

Ledwie trzeci pełen metraż w karierze reżysera, Seana Durkina to tak naprawdę nie kolejna produkcja o sportowcach idących po glorię i chwałę, a ciężki dramat, pochylający się nad słynną wśród fanów wrestlingu (podejrzewam, że głównie w Ameryce), klątwą rodziny Bon Erichów. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie zabiera nas w podróż pokazującą, jakie sploty wydarzeń zaważyły na przyszłych losach braci. To jeden z tych filmów, które aż ciężko się ogląda - taki jest emocjonalny. Jest jednak małe "ale". Tak jak seans zleciał mi szybko, tak w paru momentach sceny i wydarzenia prezentowane przez reżysera zdawały mi się nie wnosić niczego konkretnego do fabuły. Zastanawiam się więc, czy rzeczywiście Durkin po prostu chciał pokazać nam jak największy fragment życia braci, czy może te sceny jednak są ważne, tylko ja, jako kompletny laik w temacie (ostatni raz, kiedy oglądałem wrestling, były tam jeszcze takie postacie jak Sting, czy Hulk Hogan), nie do końca rozumiem ich kontekst.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bracia ze stali (2023) - recenzja, opinia o filmie [Gutek Film]. Kiedy twój własny dom działa na ciebie jak trucizna 

Żelazny pazur w akcji

Niemalże cała akcja filmu kręci się wokół relacji rodzinnej w domu Von Erichów. Bracia od zawsze są swoimi najlepszymi przyjaciółmi, kochają się, wspierają, lubią się razem wygłupiać. Samozwańczym opiekunem pozostałych jest najstarszy Kevin (Zac Efron), a dalej mamy jeszcze Kerry'ego (Jeremy Allen White), Davida (Harris Dickinson) i Mike'a (Stanley Simons). Relacja braci jest naprawdę urocza, a miejscami wręcz, zabawna, co jest o tyle niesamowite, że ich ojciec (Holt McCallany) jest chyba najbardziej toksyczną łajzą na świecie. Całe życie wpajał swoim dzieciom, że liczy się tylko zwycięstwo, że porażka go oznaka słabości, tak samo jak łzy. W domu Von Erichów płacz był zakazany. Jakby tego było mało, otwarcie, przy wszystkich obwieszcza który syn jest jego ulubiony, pamiętając aby zawsze wyraźnie zaznaczyć, że może się to w każdej chwili zmienić. 

Jedynie Kevin, jak bardzo dobrze by nie chciał dla swoich braci, posiada koło ratunkowe, które potencjalnie może pomóc mu się wydostać z tego rodzinnego bagna. A jest nim osoba, fanka najstarszego z braci, Pam (Lily James). Kiedy przy spotkaniu ze swoim idolem przekonuje się, że ten chyba jeszcze nigdy nie rozmawiał z kobietą, szybko przejmuje inicjatywę i niejako "wyrywa" Kevina z mroków mieszkania pod jednym dachem ze swoim trenerem, który jednocześnie jest twoim ojcem. Fabularnie film po prostu kronikuje życia chłopaków, pokazując jak to się stało, że klątwa mogła zebrać swoje żniwo. Reżyser przeprowadza nas przez pełne spektrum emocji - radość, smutek, zmartwienie, smutek, złość, smutek, miłość, smutek, współczucie, smutek - po czym kończy swój wgląd w Von Erichów najbardziej trafnym, najpiękniejszym tematycznie, świetnie zagranym finałem, jaki tylko dało się wymyślić. Gwarantuję, że z sali kinowej będziesz wychodzić w równej mierze rozsypany i pokrzepiony.

Bracia ze stali (2023) - recenzja, opinia o filmie [Gutek Film]. To obsada robi ten film

Konferencja

Historie poszczególnych braci nie są przesadnie ciekawe, bo i nie poświęcono im zbyt wiele czasu. Od osobistych rozterek, problemów i przygód, reżyser woli skupić się na ich wzajemnej relacji. Bo to właśnie tutaj kryje się serce całego filmu i dzięki temu jest on tak poruszający. Zac Efron robi niesamowitą robotę jako prostoduszny, skoncentrowany w pełni na swoich braciach Kevin. Akurat on ma w filmie i kilka zupełnie prywatnych, a przy tym bardzo mocno nacechowanych ekstremalnymi emocjami momentów, ale to tylko akcenty, ozdobniki motywujące jego podejście do rodziny, do Pam, do wszystkich. Partneruje mu ponownie wybitny Jeremy Allen White, który na tym etapie synów zniszczonych przez swoich rodziców potrafi już grać z zamkniętymi oczami. Wspólnie z Efronem odpowiadają za jedną z najmocniejszych, jeśli nie w ogóle najmocniejszą scenę w całym filmie.

Zdjęcia Matyasa Erdely'ego pięknie pokazują sceny zapasów. Jego kamera nie łapie tego spektaklu tak, jak pokazuje się go w telewizji, zamiast tego strategicznie ustawiając się tak, aby widz zawsze mógł zauważyć, które ciosy walą w matę obok albo wręcz w ogóle nie dochodzą, a które rzeczywiście będą następnego dnia bolały. Reszta filmu też wygląda bardzo ładnie, nawet jeśli w większości przypadków raczej klasycznie, skutecznie emulując klimat lat, w których dzieje się akcja filmu. W paru miejscach nie zagrał mi natomiast montaż, specyficznie przeskakując między scenami, każąc domyślić się, co się właściwie wydarzyło. Jest to o tyle dziwne, że przez większość filmu sceny i ujęcia sklejone są bardzo dobrze, czasami szybko i agresywnie w tempo, kiedy indziej pod muzykę (bardzo fajna ścieżka dźwiękowa, z hitami takimi jak "Don't fear the reaper" legendarnego Blue Oyster Cult). Tak czy inaczej, ostatecznie film jest imponująco przemyślany pod względem artystycznym.

"Bracia ze stali" mogą kojarzyć się lekko z "Zapaśnikiem" Arnofsky'ego, pod tym względem, że odczarowują mit błyszczącego, doskonałego wojownika i showmana. Są to filmy smutne jak cholera, postawione na mocnym fundamencie głównej obsady. Tym co je najbardziej różni, jest główny temat. "Zapaśnik" to historia Randy'ego Rama, jego konfrontacja ze starością, ze swoją spuścizną i ostateczna nieumiejętność odpuszczenia. Skupienie się na tej jednej osobie, sprawia, że widz łatwo łapie z nią kontakt, kibicuje jej i przeżywa jej historię. "Bracia ze stali" to historia całej rodziny. Jasne, najważniejszym z nich jest Kevin, ale to nie jest tylko jego historia. Chłopaki sami w sobie nie są jakoś przesadnie ciekawi, nie wiemy o nich zbyt wiele, przynajmniej jeśli chodzi o życie poza ringiem. Obranie za temat ich braterskiej więzi na tle zapasów dało reżyserowi możliwość pokazania nam całej gamy mocnych scen, ale w połączeniu z miejscem, w którym mówimy "stop", sprawia, że część widzów zarzuca Durkinowi, że zrobił film ostatecznie o niczym. I choć nie jest to prawda, to jednak można poczuć pewien zawód, kiedy napisy wjeżdżają na ekran. Z drugiej strony, to historia oparta na prawdziwych życiach Von Erichów, nie mogli sobie przecież dopisać katartycznego, hollywoodzkiego finału. Ten który dostaliśmy przynajmniej ma sens i jest dobry tematycznie. Brawo, panie Durkin.

Atuty

  • Hipnotyzujący Zac Efron i Jeremy Allen White;
  • Interesujący wgląd w zakulisowy sposób działania zapasów;
  • Zdjęcia;
  • Ścieżka dźwiękowa;
  • Holt McCallany jako ojciec to postać, którą kochasz nienawidzić;
  • Ta ostatnia scena...

Wady

  • W paru miejscach dziwny montaż;
  • Fabularnie po prostu opowiada fragment historii rodziny Von Erichów - bez początku, bez końca, za to w paru miejscach zbyt skrótowo.

"Bracia ze stali" to dojmująco smutna, a przy tym również pięknie pokazująca, jak wiele jesteśmy w stanie znieść, mając obok siebie bliskich ludzi historia. Ponad to doskonali Efron i White i dobrze zrealizowane sceny walk.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper