Priscilla (2023)

Priscilla (2023) - recenzja, opinia o filmie [Best Filmu]. Elvis zrównany z ziemią

Piotrek Kamiński | 12.02, 21:00

Kiedy młoda Priscilla Beaulieu poznała Elvisa Presleya, była ledwie czternastoletnią uczennicą, podczas gdy do niego wzdychały już wszystkie kobiety w Stanach Zjednoczonych. Sofia Coppola próbuje w swoim filmie pokazać z jednej strony zauroczenie młodej dziewczyny, z drugiej manipulacje i przemoc, jakich wobec niej dopuścił się Król.

Jeśli "Elvis" Baza Luhrmanna był niepoprawną pieśnią pochwalną, laurką wystawioną niezwykłemu artyście, przefiltrowaną tak, aby Presley od początku do końca był nieskazitelnie białą, chodzącą doskonałością, wykorzystaną przez chciwego pułkownika Toma, to "Priscilla" jest dokładną antytezą tamtego filmu. Król został tu odarty ze swoich szat, przedstawiony jako drapieżny pedofil, zaborczy, zazdrosny, przemocowiec i w gruncie rzeczy duże dziecko, któremu bardziej niż partnerka, przydałaby się mama.

Dalsza część tekstu pod wideo

Rzeczywistość w filmie Coppoli nastawiona jest tak jednostronnie przeciwko Elvisowi, że to aż nieprzyjemne. Ponoć córka Presleya, Lisa Marie, była tak zdegustowana sposobem przedstawienia relacji jej rodziców, że zamierzała bojkotować film po jego premierze. Niestety, zmarła zanim zdążył się ukazać. Przyznam, że nie spodobało mi się jak skrajnie negatywnie został tu pokazany Elvis, który przecież dawno nie żyje i nie ma jak się bronić, ale starałem się nie sugerować własnymi sympatiami przy ocenie filmu, zamiast tego skupiając się na samym tym, jak został on zrealizowany, czy dobrze się go ogląda. No i, cóż...

Priscilla (2023) - recenzja, opinia o filmie [Best Filmu]. Nieznośna monotonia codziennej egzystencji

Plotki, ploteczki

Fabuła filmu rozciąga się od roku 1959, kiedy to czternastoletnia Priscilla Beaulieu (Cailee Spaeny), nudząc się w bazie wojskowej w Niemczech, gdzie przebywała z rodziną ze względu na pracę swojego taty, zostaje zaproszona na imprezę do samego Elvisa Presleya (Jacob Elordi), do roku 1972, a więc momentu, w którym postanowiła zakończyć swoje małżeństwo z gwiazdorem. 

Całą historię obserwujemy z jej perspektywy. Elvis jest tu tylko gościem, pojawiającym się od czasu do czasu. I być może to właśnie jest największy problem tego filmu, niemożliwa do przeskoczenia przeszkoda, która torpeduje cały sens istnienia filmu. Otóż, życie Priscilli - najpierw jako dziewczyny, a później żony Presleya - nie było wcale takie ciekawe. Większość swoich dni spędzała w szkole, w męczarniach wyczekując końca lekcji, nie mogąc się na niczym skupić przez leki, które podbierała swojemu chłopakowi, a później siedziała w Graceland, jak w złotej klatce, wyczekując powrotu Elvisa z trasy koncertowej, czy innego planu filmowego. Film trwa prawie dwie godziny, a my głównie oglądamy cichutką, samotną dziewczynę wiszącą na słuchawce i kipiącą z zazdrości, kiedy tabloidy donosiły o kolejnych, domniemanych romansach Presleya. Po czym film kończy się. Priscilla mówi, że odchodzi, żegna się ze wszystkimi, wsiada samochód i odjeżdża. Napisy końcowe. Nie jest to najbardziej zajmująca opowieść tego sezonu, że się tak wyrażę.

Priscilla (2023) - recenzja, opinia o filmie [Best Filmu]. Ma się wrażenie, że części scen zwyczajnie brakuje 

Priscilla i Elvis

Najbardziej boli jednak ta powierzchowność filmu. Niby Coppola chce odczarować mit Króla, ale robi to po linii najmniejszego oporu - pokazuje jego kwestionowalne zachowania (nakłonił rodziców Priscilli, aby pozwolili jej z nim zamieszkać, kiedy miała 16 lat, a on 26), jego napady złości, kontrolowanie każdego jej ruchu, zachowania, nawet wyglądu, jego brak zainteresowania nią jako kobietą, ale nie eksploruje tych zachowań, nie tłumaczy ich podłoża, nie wykorzystuje ich do późniejszego skontrowania z czymś innym. Po prostu Elvis jest bucem lubiącym dziewczynki z końcówki podstawówki i tyle. Mało tego, o części z tych swoich obserwacji zdaje się miejscami zupełnie zapominać. Istotnym elementem wspólnego życia Elvisa i Priscilli jest brak seksu. Ją już dosłownie roznosi, żeby wreszcie dać upust swoim pragnieniom, ale on tylko powtarza, że muszą poczekać na odpowiedni moment. Do tej pory mogą robić "inne rzeczy". Temat ten powtarza się parokrotnie, po czym nagle... Priscilla jest w ciąży. To kiedy w końcu nastąpił ten odpowiedni moment?! Oko mi się przymknęło, czy jak?

W tym wszystkim najbardziej szkoda aktorów, którzy zdecydowanie postarali się bardziej, niż zasługiwał na to scenariusz. Elordi jest przekonującym Elvisem, dobrze naśladuje jego głos i manieryzmy, choć miejscami miałem wrażenie, że trochę przesadza z bełkotaniem pod nosem, kiedy Presley nie może się na coś zdecydować, czy znajduje się w trudnej sytuacji. Spaeny stworzyła bardzo cichą, zlęknioną Priscillę, którą pozostaje niemal przez cały film, z jednym może dwoma momentami seksualnego uniesienia i kilkoma wybuchami złości, co może wydawać się być mało ciekawe, ale raz, że tylko na tyle pozwolił jej nijaki scenariusz, a dwa, że dzięki temu, te krótkie momenty, w których czara się przelewa i młoda kobieta nie potrafi już znieść murów więzienia, w którym dała się zamknąć, są tyleż mocniejsze.

Koniec końców, "Priscilla" nie jest dobrym filmem, niezależnie od twoich osobistych uczuć względem Elvisa. Prawie nic się tu nie dzieje, analiza związku Presleyów posiada głębię kałuży i tylko solidni aktorzy i ładne kostiumy w jakikolwiek sposób ratują całe to przedsięwzięcie, ale nie poleciałbym nikomu obejrzenia filmu, bo w siedemdziesiątej minucie główna bohaterka ma ładną sukienkę, a Elvis na jedną scenę wsiada do swojego różowego cadillaca. Do tego film jest zwyczajnie nudny, mało składny. Niektóre sceny istnieją chyba tylko dlatego, bo tak faktycznie było, więc trzeba to pokazać, nawet jeśli w żaden sposób nie łączy się to z resztą narracji. Słyszałem opinie jakoby film Coppoli został "olany" przez Oskary, ale zupełnie szczerze nie wiem za co mieliby go niby nominować.

Atuty

  • Solidnie zagrani Elvis i Priscilla;
  • Ładnie brzmi i wygląda.

Wady

  • Nic się tu nie dzieje;
  • Brak muzyki Presleya - rodzina się nie zgodziła;
  • Bardzo płytko opowiada o relacji głównych bohaterów;
  • Zapomina o wątkach, inne wplata bez sensu, aby były;
  • Ciągnie się jak flaki z olejem.

"Priscilla" bierze na tapet sylwetkę żony Elvisa i stara się przekuć ją w ciekawą opowieść, lecz efekt końcowy to jedynie powtarzające się w kółko, te same sytuacje i bardzo jednostronna demonizacja Króla. Szkoda czasu.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper