Banishers: Ghosts of New Eden

Banishers: Ghosts of New Eden - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX, PC]. Pogromcy Duchów

Krzysztof Grabarczyk | 12.02, 18:00

Pogromcy duchów nigdy nie mieli łatwo. Niezależnie od szerokości geograficznej, na jakiej przyszło im zmagać się ze zjawami, czyli astralnymi zbitkami sum emocji - żalu, lęku, głodu, rozpaczy, nienawiści. Autorzy ze studia Don’t Nod w ambiwalentny sposób podeszli do tematyki "życia po życiu" w swoim najnowszym dziele. Dziele powstającym od kilku lat, a niedawne przesunięcie terminu premiery wyszło całemu projektowi tylko na dobre. Banishers: Ghosts of New Eden łączy popularne mechaniki rozgrywki z kwiecistym stylem pisania narracji fabularnej. Nie jest może tytułem oryginalnym, lecz nie brak mu spójnej konstrukcji. Potrafi zauroczyć i zaangażować, choć nie daje się zapamiętać. Jak poradzili sobie autorzy Vampyra i Life is Strange w nowych dla siebie rejonach? Zapraszam do recenzji. 

Banishers: Ghosts of New Eden proponuje schemat rozgrywki doskonale znany ze współczesnych iteracji God of War. Gra nawet nie ukrywa skąd czerpie inspiracje. Sam nie uważam tego za coś złego, bo jeśli czerpać jakieś wzorce, to zdecydowanie od mistrzów fachu. Mówimy zatem o grze przygodowej z elementami RPG wymieszanej z intensywną akcją, mnóstwem eksploracji oraz zgrabnie napisanymi dialogami. Twórcy ze studia Don’t Nod złączyli wszystkie swoje umiejętności, aby dostarczyć produkt kompletny i rzetelny. Powiedzmy, że się udało. Vampyr cechował ciekawy trzon rozgrywki, a Life is Strange słynie ze świetnie napisanych dialogów. Banishers: Ghosts of New Eden jest sumą tych osiągnięć, choć ich nie przewyższa

Dalsza część tekstu pod wideo

Recenzowana produkcja nie jest typową grą z otwartym światem. Banishers: Ghosts of New Eden preferuje pół-otwarte lokacje, w których znajdziemy masę skrytek z sekretami i bogatymi w treść notkami. Osobiście bardzo cenię tak skrupulatne podejście do uzupełniania narracji środowiskowej, oraz do poszerzania naszej wiedzy o świecie gry. A ten świat ocieka szczegółowością, i nie popada w pętlę powtarzalnych lokacji. Przy grze zajmującej średnio 20 godzin (jeśli należycie do grona maniaków kompletowania wszystkiego, to doliczcie jeszcze z dziesięć) jest to niemałe osiągnięcie. Czy wszystko jednak zawsze wypada tak poprawnie? 

Banishers: Ghosts of New Eden - powstrzymać Koszmar

undefined

Recenzowane Banishers: Ghosts of New Eden otwiera list Thomasa Davenporta. Do wybrzeża Nowego Edenu, osady, której początki przypadają na 1635 rok, przybywają pogromcy. Prawdziwi pogromcy duchów, którzy władają odpowiednimi technikami do walki z każdym rodzajem poltergeistów. Red Mac Raith (Russ Bain) wraz z Andreą Duarte (Amaka Okafor, znana m.in. z The Walking Dead) stawiają się na wezwanie Davenporta. Oboje są kochankami i łowcami duchów. Scenariusz bardzo akcentuje ich relację oraz silną więź już od pierwszych minut gry. Okazuje się, że ich wspólny przyjaciel opuścił ziemski świat i kroczy teraz ściężką pozagrobową. Dalszy splot wydarzeń ujawnia pradawne, najgorsze zło skrywające się za murami Nowego Edenu. Red oraz Antea muszą stawić czoła najgorszej przeciwności losu - rozłące dwojga kochających się ludzi. Na ich drodze stanął bowiem najgorszy z upiorów, Koszmar. 

Muszę docenić starania autorów z Don’t Nod, ponieważ gra bardzo szczegółowo opisuje typy zjaw, oraz kierujące nimi intencje. Historia skupia się na miłości, poświęceniu oraz podejmowaniu słusznych i nierzadko trudnych decyzji. Musicie wiedzieć, że od złożonej przez Was obietnicy będzie zależeć finał tej ciekawej przygody. Dialogi napisano z dbałością o poprawność gramatyczną, spójność oraz pewne wyrafinowanie. Tutaj należałby się list pochwalny aktorom głosowym. W grze spotykamy całkiem pokaźną ilość postaci drugoplanowych, a nawet zwykli NPC mają ciekawe historie do opowiedzenia. Mnogość wyborów dialogowych jest dużą zaletą Banishers: Ghosts of New Eden. Tutaj warto docenić również filmowość, ponieważ ujęcia są zrealizowane bardzo profesjonalnie i w życiu bym nie powiedział, że mówimy o projekcie małej skali. Widać tutaj doświadczenie nabyte przy realizacji Life is Strange oraz udaną próbę naśladownictwa czołowych przedstawicieli gatunku (wspomniany God of War). 

W niniejszej recenzji muszę nadmienić, że w sferze narracyjnej gra wiedzie prym nie tylko w kontekście głównego wątku. Banishers: Ghosts of New Eden podejmuje również sporo historii związanych z trudnym losem oraz przeszłością osadników, którzy przez ucisk Koszmaru byli zmuszeni opuścić Nowy Eden. Każde nowe zadanie jest interesującą formą opowieści, która rzuca światło na interesujące fakty z życia mieszkańców i wpływa na całokształt historii. Każdy element układanki ma tutaj znaczenie. Ponownie doceniam autorów za spójne podejście do składania fabuły. Nie przesadzono również z ilością zadań głównych oraz uzupełniających (Przypadki Nawiedzenia, o czym będzie w dalszej części tekstu). Banishers: Ghosts of New Eden zachowuje fabularny umiar i żaden wątek nie sprawiał wrażenia dodanego na siłę. Brawo. 

Banishers: Ghosts of New Eden - wygrać ze śmiercią 

undefined

W recenzowanej grze równie ważna co narracja, jest rozgrywka. Gra posiada mnóstwo sekwencji rozmów, lecz także mnóstwo czystej rozgrywki. Gra zmusza bohaterów do współpracy (Red w cielesnej formie, oraz Antea w formie astralnej), co otwiera nowy zakres możliwości w walce. Po pierwsze, walka wygląda tutaj bardzo podobnie do God of War, lecz autorzy wprowadzili konieczność korzystania z umiejętności obu postaci. Ataki można łączyć w parę, co daje mocniejszy efekt. Naszymi przeciwnikami będą głównie spragnione esencji widma. Ich pokonywanie wiąże się z koniecznością naprzemiennego korzystania z lżejszych oraz mocniejszych ataków. Red sam nie poradzi sobie ze sforą zjaw, więc należy szybko przełączyć się na jego duchową partnerkę, która często rozbija gardy opętanych przez zmory trucheł. Walka jest w Banishers: Ghosts of New Eden dwupoziomowym doświadczeniem. Jeśli szybko odeślemy udręczone dusze w zaświaty nim te zdołają opętać walające się zwłoki, to plus dla nas. W przeciwnym razie czeka nas podwójna robota. Przy ogniskach możemy odpocząć, lecz wiąże się to również z odrodzeniem wrogów na danym obszarze.

W trakcie wędrówki po świecie nierzadko trafimy na miejsca do przeprowadzenia rytuałów. Tego rodzaju wyzwania są często trudniejsze do pokonania, lecz nasz trud zostanie wynagrodzony dodatkowymi punktami do atrybutów postaci. Generalnie, polecam opanowanie kontrowania ataków, choć uprzedzam, że ataki upiorów często bywają trudne do odczytania. Jeszcze większy problem stanowią wściekłe, złe duchy pełniącę rolę opcjonalnych (choć nie zawsze) sub-bossów. Z racji gatunkowej przynależności, obie postacie można i trzeba rozwijać (maksymalny poziom to 24.), lecz zrobimy to jedynie przy ogniskach, które odkrywamy w trakcie długiej wędrówki. Wbrew pozorom, sam proces nadawania i przydzielania nowych sztuczek nie jest skomplikowany. Antea dysponuje kilkoma nadprzyrodzonymi umiejętnościami, które są gwarantem dostępu do nowych obszarów. Przygotujcie się również na backtracking, aby zdobyć wszystkie sekrety i znajdźki. W kwestii rozwoju postaci oraz uposażenia, Banishers: Ghosts of New Eden ujawnia pewną bolączkę. O ile same menu wygląda przyzwoicie, tak poruszanie się i przełączanie pomiędzy opcjami bywa uciążliwe, i czasem trwa po prostu zbyt długo. Brak tutaj płynności wyboru. Twórcy wydali już aktualizację i liczę na kolejne. 

Recenzowane Banishers: Ghosts of New Eden opiera się również na wyborach. W dużej mierze podejmowane przez gracza decyzje wpływają na finał. Tutaj docieramy do całkiem interesującej mechaniki, jaką stanowią Przypadki Nawiedzenia. W rzeczywistości są to zadania fabularne polegające na wykryciu, przywołaniu i decyzji co zrobić z nawiedzającym osadnika duchem. Możemy wybrać motyw Wstąpienia, Wygnania lub Poświęcenia (osadnika, ponieważ za każdym takim  przypadkiem kryje się ponura opowieść). W każdej większej lokacji takich przypadków znajdziemy kilka i za każdym razem z innym morałem. Ostateczna decyzja należy do nas. Z biegiem czasu wpłyniemy na los danej lokacji, o czym opowiada narrator, Thomas Davenport. 

Banishers: Ghosts of New Eden - oryginalna kopia

undefined

W niniejszej recenzji wspomnieć muszę o całkiem zgrabnej oprawie wizualnej. Banishers: Ghost of New Eden może się podobać. Widoki są przyzwoite, a animacje postaci nie są sztywne. Czasem wyświetlane napisy nie nadążają z synchronizacją ust, a w trakcie walki z jednym z głównych bossów gra aż dwukrotnie wywaliła mnie do menu. Po aktualizacji problem zniknął. Plusem gry jest rówież muzyka, która bardzo pozytywnie nastraja zmysły, choć czasem mam wrażenie, że w niektórych miejscach jest zbyt epicka. Banishers: Ghost of New Eden jest produkcją bardzo przemyślaną, stara się być oryginalna i rozbudowana. Niemniej, odczuwam, że twórcy upchnęli tutaj za dużo odrębnych mechanik  w stosunku do skali świata. Mapa nie jest przesadnie duża, a poziom niektórych starć wydaje się zawyżony, choć nie doprowadza do frustracji. 

Banishers: Ghosts of New Eden to gra z pomysłem na siebie. Niestety, za często korzysta ze sprawdzonych schematów i przez lwią część gry przypominała mi God of War. Zaaranżowano nawet identyczne ujęcia w wąskich cieśninach, a sam bohater nie zapadł mi w pamięci. Jest postacią dobrze napisaną, lecz nie na tyle, abym go wspominał. Produkcję ogrywałem w trybie wydajności, i niestety, ta często gubiła klatki, zwłaszcza podczas starć w wyrwach Otchłani. Niezależnie od opcji wyświetlania obrazu, przerywniki filmowe i dialogowe działają w trzydziestu klatkach na sekundę. Banishers: Ghosts of New Eden jest grą dobrą, i tylko dobrą. Być może to potencjał na silną markę. Kopiuje wiele rozwiązań, lecz opowiada przy tym całkiem ckliwą historię. I to niejedną, ponieważ każdy wybór ma znaczenie. No, prawie każdy. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Banishers: Ghosts of New Eden.

Ocena - recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden

Atuty

  • Historia
  • Oprawa
  • Rozgrywka
  • Czas gry

Wady

  • Problemy z wydajnością
  • Problematyczne menu
  • Potrafi wyrzucić do menu głównego
  • Mimo wszystko kopia znanych schematów

Banishers: Ghosts of New Eden kopiuje wiele znanych mechanik, lecz dodaje również wiele od siebie. Opowieść o miłości, i próbie doprowadzenia spraw do końca miesza się tutaj z angażującą rozgrywką. Nie zwala z nóg, ale również nie odrzuca. Polecam.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper