Argylle - tajny szpieg (2024)

Argylle - tajny szpieg (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Rutkowski znowu w akcji

Piotrek Kamiński | 03.02, 20:02

Elly Conway, autorka książek o Argylle'u, znajduje się na celowniku bardzo niebezpiecznych ludzi, kiedy jej fikcyjne książki coraz bardziej zaczynają przypominać rzeczywistość. Z pomocą przybywa jej najprawdziwszy super szpieg, nie mający jednak zbyt wiele wspólnego z tym z jej wyobraźni.

Matthew Vaughn, reżyser stojący za takimi filmami, jak "Kick-Ass", "X-Men: Pierwsza klasa" i "Kingsmen: Tajne służby" wraca z kolejnym, szalonym filmem akcji, do kompletu opartym na książce tajemniczej autorki, która jest również postacią w filmie i w gwiazdorskiej obsadzie, z Bryce Dallas Howard, Samem Rockwellem i Henrym Cavillem na czele. Jak ten film mógłby się nie udać?! Cóż... Widziałeś fryzurę Argylle'a?

Dalsza część tekstu pod wideo

Recenzenci całkiem mocno wypieli się tyłkami na nową propozycję Vaughna (na ten moment, na Rotten Tomatoes tylko 35% pozytywnych opinii, ze średnią ocen na poziomie 5.0). Siadając do oglądania szykowałem się więc na kompletną katastrofę. Ale film zaczął się całkiem obiecująco - na wesoło, z jajem, pomysłowymi scenami akcji. Nie rozumiałem skąd ten hejt. Po czym scenarzysta przycisnął tak dziwnym zwrotem akcji, że niemal powiedziałem pod nosem: "Aaaa, o to chodzi". Jednak wkrótce po tym kolejna zmiana toru lotu sprawia, że jednak wszystko się klei. Ale Matt nie do końca wie, kiedy wypadałoby powiedzieć stop, więc po tym comebacku następują jeszcze przynajmniej ze trzy zwroty, a każdy bardziej dziki od poprzedniego. W pewnym momencie trudno wręcz zmusić się do traktowania fabuły jakkolwiek poważnie, ale wydaje mi się, że właśnie w tym rzecz, że Vaughn zrobił nam tutaj karykaturę klasycznej fabuły szpiegowskiej, zahaczając wręcz w paru momentach o parodię. Rzecz w tym, że dobrą połowę filmu (albo i więcej) można brać na poważnie, więc część osób może być ostatecznym efektem zawiedziona. Tak samo jak tym, że tytułowego Argylle'a jest w całym filmie może z dziesięć minut, a to i tak zakładając bardzo optymistycznie.

Argylle - tajny szpieg (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Pomieszanie z poplątaniem

Fikcja literacka

Głównymi bohaterami filmu są Elly (Howard) i Aidan (Rockwell). Ona napisała książki o Argylle'u (Cavill), on jest kimś w rodzaju jego bardziej realistycznego odpowiednika. Rzecz w tym, że fabuła, to co wydaje się nam, że wiemy, zmienia się tu tak często, że trudno właściwie o niej cokolwiek powiedzieć, nie wpadając przy okazji w króliczą norę. Najwyraźniej złowroga organizacja szpiegowska, z którą mierzy się książkowy Argylle, istnieje naprawdę - z tym, że pod inną nazwą, z pozmienianymi tu i tam detalami - i zależy im na tym, aby pozyskać Elly, aby móc skorzystać z jej niedorzecznie trafnych pomysłów. Później sytuacja ulega zmianie, ale wciąż całkiem solidnie składa się w logiczną całość. Z czasem pewne detale zdają się przestawać pasować do reszty historii, ale większość z nich zostaje wyjaśniona kolejnymi, coraz mniej prawdopodobnymi, ale zwykle zabawnymi albo w inny sposób zajmującymi zwrotami akcji. W pewnym momencie widz zaczyna już jednak odczuwać zmęczenie - za dużo tego wszystkiego. Filmowa Elly napisała już pięć książek o Argylle'u, a widz ma wrażenie, że Vaughn postanowił wszystkich pięć zmieścić w 140 minutach filmu.

Innym problemem jest to, że im dalej w las, tym ta względnie sensowna fabuła odlatuje w coraz głębszy kosmos. Kolejne zwroty przestają mieć sens, psując wręcz - przynajmniej do pewnego stopnia - logiczny porządek części wcześniejszych wydarzeń, a finał to już w ogóle parodia i totalna jazda bez trzymanki, z mordowaniem wyszkolonych agentów całymi tuzinami w oparach kolorowego dymu, z chwytliwym numerem nadającym scenie rytm oraz jazdą na, ekhem, łyżwach, po rozlanej na beton ropie, bo to bezpieczniejsze, niż strzelanie. I z jednej strony kupuję ten dziki, tańczący nieustannie na granicy kiczu klimat, ale z drugiej - że się odrobinę powtórzę - jest tego za dużo. Film jest trochę za długi, a nadmiar zwrotów akcji sprawia, że w pewnym momencie przestaje nam zależeć na postaciach, co jest o tyle tragiczne, że generalnie są one nieziemsko sympatyczne.

Argylle - tajny szpieg (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Wizytówki reżysera wciąż na miejscu 

Prawdziwe kłamstwa

Sam Rockwell jest doskonały dosłownie we wszystkim, w czym się pojawia, więc i tutaj jego agent Aidan bezproblemowo kradnie każdą scenę, w której się znajduje. Zaczynając od głośnego, palącego głupa hipisa, przez cholernie skutecznego mordercę, na odrobinę głupkowatym worku do bicia kończąc. Jego relacja z postacią Howard jest... Specyficzna. Ewoluuje na przestrzeni praktycznie całego filmu i tak jak przez większość czasu ich chemia jest absolutnie świetna, tak w pewnym momencie sytuacja przybiera obrót, w który trudno było mi uwierzyć. Tak samo jak w to, co dzieje się później z postacią Howard, ale biorąc pod uwagę w jak gęstych oparach absurdu dryfuje trzeci akt, nie jest to problem, na który nie można by przymknąć oka. Przez większość filmu jest ona jednak idealnie uroczo, nieporadnie zabawną postacią, o niebanalnym umyśle.

W pozostałych rolach również same gwiazdy. Partnerem Argylle'a jest John Cena. Szkoda, że znaczną większość jego scen można obejrzeć już w zwiastunie, bo to postać z potencjałem. Zobacz tylko jak ściąga zjawiskową Duę Lipę z jadącego motocyklu! Mamą Elly jest Catherine O'Hara, a więc kultowa, najgorsza matka świata - matka Kevina, który został sam w domu. Zastanawiam się, czy Vaughn chciał nam coś zasugerować obsadzając w tej roli akurat ją. Szefem złowrogiej agencji jest Brian Cranston, ale ciężko jest brać go na poważnie. Jest karykaturalny, miejscami komiczny, brakuje mu tylko wąsa, którym mógłby złowieszczo kręcić. Zdecydowanie nie jest to ten sam ciężar postaci, co Heisenberg i z jednej strony rozumiem, że taką konwencję przyjął reżyser, z drugiej trochę szkoda. Zwłaszcza, że jest tu jedna taka scena, w której rzeczywiście człowiek aż dostaje przez niego gęsiej skórki. Na chwilę wpadają też lubiani przez reżysera Sam Jackson i Sofia Boutella, ale są bardziej sympatycznymi dekoracjami, niż pełnoprawnymi postaciami.

Tym jednak, co sprawia, że filmy Vaughna są jedyne w swoim rodzaju, są szalone, pomysłowe sceny akcji i nie inaczej rzecz wygląda w dzisiejszym filmie. Praktycznie każda bitka ma swój własny charakter, z paroma tylko punktami wspólnymi, najważniejszym z których jest wariująca psychika głównej bohaterki, która w jednej chwili widzi, jak Aiden ledwo radzi sobie z watahą przeciwników, by już jedno mrugnięcie dalej patrzeć na Argylle'a, z tą jego niedorzeczną fryzurą na Rutkowskiego, oprawiającego wszystkich bez najmniejszego problemu, spoglądając przy okazji na Elly z zalotnym uśmiechem na ustach. Przyznam, że widok Cavilla, jako najbardziej pewnego siebie mężczyzny we wszechświecie nie znudził mi się nawet na sekundę przez cały film (może dlatego, że wcale nie było go tak dużo). Mamy więc akcję w pociągu, mieszkanie i kolorowy dym, które widać na zwiastunie, ale prócz nich, na widza czeka jeszcze cała masa innych, równie zwariowanych scen. Vaughn wie, jak nadać akcji tempo, jak sprawić, aby widz chciał oglądać dalej. Nie tak dawno temu narzekałem na koreańskich "Myśliwych z Ruin", że akcja kręcona z ręki jest tam nieczytelna, męcząca i chaotyczna. Matt też lubi "wejść" w akcję z kamerą, ale pod jego batutą wychodzi to nieskończenie lepiej. Jest kinetycznie i szalenie, ale nigdy chaotycznie. Powiedziałbym, że warto dać "Argylle'owi" szansę nawet tylko dla tych scen akcji, bo to po prostu dobra zabawa - jasne, czasami zupełnie bez sensu, ale też bez niepotrzebnego spinania się, a przy tym kompetentnie od strony realizacyjnej.

"Argylle - tajny szpieg" to nie jest film, którego można było się spodziewać. Bardziej niż "Jamesa Bonda" z Cavillem, dostajemy komedię romantyczną akcji, w której wyraźnie słychać echa "Miłość, szmaragd i krokodyl", względnie niedawnego "Zaginionego miasta" i jednego takiego filmu z Geeną Davis, którego nie wypada tu wymienia, żeby niczego nie sugerować. Vaughn nie wie kiedy skończyć, trochę gubi się w tych wszystkich zwrotach akcji i miejscami nie do końca skutecznie miesza różne tonacje, ale to i tak przez większość filmu po prostu przyjemna jazda bez trzymanki.

P.S. Jakby ktoś był ciekaw - prawdziwa Elly Conway nie istnieje. Została wymyślona jako trybik maszyny marketingowej. Książka jednak jest jak najbardziej prawdziwa, a jej autorami są Terry Hayes i Tammy Cohen. Podobno nieźle się ją czyta.

Atuty

  • Niedorzecznie męski (jak na tę fryzurę) Henry Cavill;
  • Aidan i Elly mają przez większość filmu bardzo fajną, zabawną chemię;
  • Pomysłowe, dobrze zrealizowane sceny akcji;
  • Regularnie jest się z czego pośmiać;
  • Zwroty akcji najpierw robią wrażenie, później zawodzą, aby finalnie po prostu zacząć bawić.

Wady

  • Ciut za długi;
  • Vaughn chyba sam się w tym wszystkim w pewnym momencie pogubił;
  • Trzeci akt może być trochę zbyt niedorzeczny (dla mnie był);
  • Poważny ton nie zawsze dobrze miesza się z tym komediowym.

Potraktuj "Argylle'a" jako swego rodzaju półparodię gatunku szpiegowskiego, a będziesz się pewnie dobrze bawić. Ale wybierz się do kina na nową wizję "Jamesa Bonda", a srogo się zawiedziesz. To jeden z tych filmów, w których spektakl jest ważniejszy od sensu. Jeśli tego nie kupujesz, odejmij sobie od oceny dwa oczka.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper