The Cub (2024)

The Cub - recenzja gry. Ludzkie szczenię przemierza postapokaliptyczny świat Marsjan i Golfistów

Piotrek Kamiński | 17.01, 22:30

Kiedy świat się kończył, mały chłopiec nie dał rady opuścić planety wraz ze swoją mamą. Uciekł więc do lasu, gdzie wychował się wśród wilków, w zgodzie z naturą. Nie wiedział jak bardzo wyjątkową jest osobą. Wszyscy inni oszaleli, zmutowali, zamienili się w bezmyślne potwory. Na niego jednak skażenie zdaje się nie działać, co szybko sprowadza na niego uwagę "marsjańskich golfistów"...

"The Cub" od Demagog Studio to zasadniczo spin-off ciepło przyjętego "Golf Club: Wasteland", później przemianowanego na "Golf Club: Nostalgia" z 2018 roku. W tamtej grze Igora Simicia wcielaliśmy się w golfistę z Marsa, czilującego się na skażonej Ziemii, grającego sobie w golfa i słuchającego marsjańskiego radia, pełnego nostalgicznej muzyki i wspominek. Bo widzisz, ci Marsjanie to tak naprawdę żadne tam zielone ufoki, a wspomniani już ludzie, którzy uciekli z umierającej planety. Tym razem obserwujemy akcję z innej perspektywy. Nasze ludzkie szczenię musi uciekać przed pragnącymi schwytać go i gruntownie przebadać ludźmi w kolorowych skafandrach...

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabułę poznajemy stopniowo na jeden z trzech sposobów: słuchając radia, do którego mamy dostęp poprzez hełm, który nasz główny bohater znajduje na samym początku zabawy; czytając e-maile i nagłówki znajdowanych gazet oraz słuchając samego szczeniaka, kiedy dzieli się z nami swoimi wspomnieniami pomiędzy kolejnymi rozdziałami tej historii. Nie jest to może ani najbardziej zajmująca ani najbardziej oryginalna fabuła, z jaką miałeś kiedykolwiek do czynienia, ale powolne składanie do kupy przebiegu wydarzeń i dopowiadanie sobie szczegółów konfliktu między rządzącymi, a powstańcami potrafi być całkiem wciągające i nierzadko również szczerze zabawne.

The Cub - recenzja gry. Nostalgiczny gameplay, nostalgiczna muzyka, nostalgiczne wszystko 

Rayman?

Rozgrywka przypomina odrobinę klasyczne gry na licencji filmów Disneya - tak przynajmniej sugeruje wydawca, Untold Tales, chociaż mi osobiście natychmiast do głowy przyszedł inny tytuł: "Inside" od duńskiego Playdead. Zwłaszcza te momenty, w których nasz bohater musi uciekać przed ścigającymi go Marsjanami, chować się za murkami, czekać aż pójdą dalej. W razie zostania zauważonym, mamy dosłownie sekundę, może nawet mniej, aby ponownie zniknąć przeciwnikom z oczu, bo inaczej młody zarobi strzałkę usypiającą w tyłek i po zabawie. Checkpointy na szczęście rozstawione są dosyć gęsto, więc ani się obejrzysz, a będziesz mógł spróbować się z daną sytuacją ponownie.

Poruszamy się po ślicznie namalowanym, dwuwymiarowym świecie, animacja naszego głównego bohatera jest bardzo dokładna i szczegółowa i zasadniczo chodzi po prostu o to, aby w jednym kawałku dotrzeć na drugi koniec mapy. Zakres ruchów naszego malucha nie jest przesadnie wielki - biegamy w lewo i w prawo, wspinamy się na dostępne krawędzie, z rozpędu można zrobić wślizg (nie od samego początku), a stojąc w miejscu, ten sam przycisk odpowiada za kucnięcie. Wciskając kwadrat można na chwilkę przyspieszyć, na przykład aby uciec przeciwnikom, a żeby nie było zbyt trudno, do dyspozycji mamy też podwójny skok. Możemy też przesuwać niektóre przedmioty, aby zrobić z nich stopnie, pozwalające dostać się do wyżej położonych miejsc. Zasadniczo podstawa podstaw, jeśli chodzi o platformówki. A co z mechanikami unikalnymi dla tej konkretnej gry? Cóż, zabrakło. Mogłoby się zdawać, że gra będzie w takim razie piekielnie wymagająca - proste założenia, za to trudna egzekucja - staroszkolny sposób na wydłużenie czasu zabawy i podniesienie ogólnej miodności. Nic z tego. Większość sytuacji spokojnie można ogarnąć za pierwszym podejściem, ewentualnie drugim, czy trzecim, jeśli zaskoczy nas na przykład aligator wyskakujący z wody albo wielka ciężarówka spadająca w przepaść, kiedy akurat na niej stoimy albo źle wymierzymy skok między wózkami kopalnianymi/zwierzętami w późniejszych rozdziałach. Przeszedłem całą grę w niecałe trzy godziny, znajdując po drodze większość opcjonalnych gratów (nie wszystkie, bo z początku nie wiedziałem czego dokładnie wypatrywać). Po skończeniu gry dostajemy w nagrodę możliwość ponownego rozpoczęcia przygody od dowolnego rozdziału, ale co z tego, skoro przy ich nazwach nie wyświetla mi się, czy coś tam ominąłem, czy nie?

The Cub - recenzja gry. The Son of No one

Uncharted 2?

Tak więc największą (jedyną?) zachętą do ponownego przejścia gry pozostaje jej klimat, acz trzeba przyznać, że jest to klimat przez wielkie K. Każdy z ośmiu rozdziałów (plus prolog) rozgrywa się w odrobinę innym otoczeniu. Zaczynamy od "jaskini", czyli jakiegoś tunelu, czy innego starego parkingu podziemnego, z którego przedostaniemy się do lasu pod znanym z poprzedniej gry miastem Alphaville. Później zwiedzimy kopalnie, w których poza pięknymi kryształami zobaczymy też beczki pełne radioaktywnych odpadów i masę śmieci pływających na powierzchni wody, zdezelowaną autostradę, fabryki, jeziora, biurowce, parkingi, a nawet dachy samego Alphaville. Już samo otoczenie, z odzyskanym przez naturę terenem, wszechobecną zielenią i wielkimi, zmutowanymi zwierzętami robi robotę, a kiedy jeszcze dodać do tego nastrojową, nostalgiczną, a miejscami po prostu dojmująco smutną muzykę Shane'a Berry'ego i CEO Demagog Studio, Igora Simicia, naprawdę łatwo zagubić się w efekcie końcowym. Muzyka zawsze wie, kiedy wjechać, aby wywrzeć wrażenie na graczu. Sama reżyseria dźwięku też została ciekawie pomyślana - z dźwiękami radia znikającymi, kiedy schodzimy pod ziemię, bo tam sygnał radia nie dociera. Widać, że każdy szczegół zabawy został przemyślany w najdrobniejszych detalach, co nie dziwi jakoś bardzo, biorąc pod uwagę niewielki rozmiar gry.

Ostatecznie jednak trudno jest mi jednoznacznie zarekomendować wszystkim "The Cub". To pięknie wyglądająca, bardzo nastrojowa, a miejscami także zabawna produkcja, jasne, ale przy tym również raczej nietrudna, ekstremalnie krótka i nie dająca zbyt wielu powodów aby ponownie ją całą przechodzić. Powiedziałbym więc, że wiele zależeć będzie od ceny i tego, jak wiele Ty osobiście jesteś w stanie zapłacić za ładnie przygotowaną przygodę długości "Czasu Krwawego Księżyca" Martina Scorsese.

Ocena - recenzja gry The Cub

Atuty

  • Piękne tła i klimatyczna ścieżka dźwiękowa;
  • Szczegółowa, miła dla oka animacja głównego bohatera;
  • Specyficzny humor;
  • Zróżnicowane tematycznie poziomy.

Wady

  • Bardzo krótka;
  • Raczej niewielki poziom wyzwania;
  • Niskie replayability.

Piękna sfera audiowizualna łączy się z unikatowym poczuciem humoru Demagog Studio w tej intrygującej, ale zdecydowanie zbyt krótkiej i nieprzesadnie wymagającej platformówce 2D w starym stylu.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper