Biedne istoty (2023)

Biedne istoty (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Groteskowa, zabawna analiza ludzkiej egzystencji

Piotrek Kamiński | 13.01, 20:00

Genialny, acz również ekscentryczny, niekonwencjonalny i uznawany za szalonego chirurg, Godwin Baxter, wychowuje w domu młodą kobietę, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie opóźnionej. Kiedy zatrudnia do pomocy w opisywaniu jej przypadku jednego ze swoich studentów, wprawia w ruch koła maszyny ewolucyjnej, która zabierze Bellę w podróż po świecie, gdzie pozna innych ludzi, ale również, a może i przede wszystkim, samą siebie.

Yorgos Lathimos kręci specyficzne kino. Dziwne, nierzadko groteskowe i wizualnie odważne, ale przy tym zawsze również intrygujące, prowokujące przemyślenia. Kiedy w 2009 roku powiedział Alasdaitowi Grayowi, że chciałby zaadaptować jego "Biedne istoty" na język kina, znajdował się jeszcze blisko początku tej swojej niekonwencjonalnej drogi, choć podobno już wtedy autor książki powitał go ciepło, pokazał, które dokładnie miejsca w Szkocji opisał - zasadniczo zaczynając przygotowywać reżysera do wyzwania. Film ukazał się dopiero 14-15 lat później, lecz niestety, Gray nie doczekał premiery, schodząc z tego świata w 2019. Ciekawe jak odebrałby wizję Lathimosa.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ponieważ musisz wiedzieć, że film w dosyć znaczący sposób różni się od książki. Relacje między postaciami, charakterystyka praktycznie każdego bohatera z osobna, wielki finał i ostateczny wydźwięk całej fabuły są produktem twórczej wizji reżysera i jego scenarzysty, Tony'ego McNamary. Chłopaki spłaszczyli odrobinę całą historię, pozbywając się niewiarygodnego narratora i nadając postaciom bardziej jednolitych - czarnych lub białych - barw. Trochę szkoda, ale rozumiem, że celem było namalowanie obrazu rozwoju i emancypacji kobiecego umysłu, tak więc te dodatkowe elementy tylko niepotrzebnie by ten wydźwięk zagłuszyło albo rozdmuchało czas projekcji do ponad trzech godzin, aby zrobić wszystkiemu miejsce.

Biedne istoty (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. To nie jest konwencjonalna opowieść 

Bella Baxter

Bella (Emma Stone) jest niekonwencjonalną młodą damą. Porusza się sztywno, jakby nie do końca panowała nad swoim ciałem i napinała się przesadnie, aby trzymać je w ryzach. Porozumiewa się ze światem pojedynczymi słowami, bawi ją tłuczenie talerzy i dźganie skalpelem trupów, które bada jej ojciec/stwórca, genialny chirurg Godwin Baxter (Willem Dafoe), którego ta pieszczotliwie nazywa Bogiem (God). To nie tak, że dziewczyna jest niespełna rozumu. Sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, a rzeczowy ton, którym Baxter opowiada o tym swojemu pomocnikowi, Maxowi McCandlessowi (Ramy Youssef) dobrze pokazuje z jakiego typu humorem będziemy mieli tu do czynienia. Zdaje się, że można to potraktować jako lekki spoiler, chociaż dostępne w Internecie opisy książki i filmu mówią o tym otwarcie, więc powiem ci i ja. Jeśli natomiast nie chcesz wiedzieć, przeskocz sobie już do kolejnego akapitu. Już? Zostaliśmy sami? Dobra. Otóż, Bella jest w rzeczywistości ożywionymi, bardzo świeżymi zwłokami kobiety, która rzuciła się z mostu, lecz w miejsce swojego dawnego mózgu, dobry doktor wmontował jej mózg dziecka, które nosiła w brzuchu. Taki to film.

Pierwszy akt filmu obserwujemy w pięknej czerni i bieli. Niemalże całość dzieje się w domu Baxtera, a jedynymi bohaterami są Bella, Godwin, Candless i służąca, pani Prim (Vicki Pepperdine). W tym czasie obserwujemy zastraszająco prędki rozwój umysłowy Belli, a bliżej końca tego aktu, jej przebudzenie seksualne, które stanie się wiodącym motorem napędowym całej reszty historii. W tym samym czasie na scenę wkracza również przezabawny Mark Ruffalo, jako niemożliwie śliski prawnik, Duncan Wedderburn. Reżyser od początku daje nam jasno do zrozumienia, że jest on raczej mało inteligentnym facetem, ale ma przy tym gadane, więc szybko okręca sobie młody umysł Belli wokół małego palca - i robi to w najbardziej drapieżny, obleśny sposób świata, tym bardziej obrzydliwy, kiedy człowiek pomyśli sobie, w jakim mentalnie wieku na tamtą chwilę jest gówna bohaterka. W każdym razie razem ruszają w podróż po Europie, gdzie Bella będzie chłonąć doznania, poznawać nowych ludzi, zawodzić się ludzką niesprawiedliwością i złośliwością oraz... Uprawiać bardzo, bardzo dużo, bardzo bardzo odważnie nakręconego seksu.

Biedne istoty (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Wizualny przepych i zapach splątanych, spoconych ciał

Niewinne spojrzenie

Choć sam nie wierzę, że to pisze, myślę, że bliżej końca reżyser już trochę przesadza z kolejnymi scenami cielesnych zabaw. Jasne, zmienia się też ich wydźwięk, stają się znacznie bardziej zabawne, lecz mam wrażenie, że dałoby się w tym miejscu ściąć parę minut, aby film nie był tak długi. Dwie godziny i dwadzieścia minut to sporo, a artystyczne zacięcie Lathimosa sprawia, że w paru momentach zastanawiałem się ile jeszcze do końca (odpowiedzią było: jeszcze dużo). Jestem aż w szoku jak odważnie do swojej roli podeszła Emma Stone. Widz może niemal dosłownie nauczyć się jej nagiego ciała na pamięć przez tych 140 minut. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Trzeba jednak było tak te sceny zobrazować, ponieważ taką właśnie osobą jest Bella - pozbawioną zahamowań, które wpoiłoby jej konwencjonalne dorastanie, w normalnym tempie, patrzącą na świat oczami jeszcze nieprzesiąkniętymi cynizmem (na to czas przyjdzie później) i wstydem. Skonstruowanie postaci w taki sposób pozwoliło spojrzeć w ciekawy sposób na różne aspekty świata i człowieczeństwa, wypunktować sprzeczności ludzkiej duszy i brak sprawiedliwości w szerszym świecie - tak ważne dla ewolucji Belli jako człowieka i jako kobiety.

Interesująco wyszedł Lathimosowi świat zewnętrzny. To nie jest do końca nasz świat - są tu latające pojazdy, dziwne budowle i ustrojstwa wbudowane w krajobraz. Niebo sprawia wrażenie zupełnie magicznego, nie przypomina nawet zbytnio tego naszego, prawdziwego, a cały obrazek pokolorowany jest piekielnie intensywnymi barwami. Czytałem, że reżyser chciał pokazać w ten sposób jak nasz zwyczajny świat odbiera główna bohaterka, dla której wszystko jest niezwykłe, nowe, żywe. Szanuję, choć częściej miałem wrażenie, że oglądam po prostu inny świat, a nie ten nasz. W pozbyciu się tego uczucia nie pomaga też na pewno ciągła zmiana obiektywu - czasami po kilka razy w obrębie jednej sceny. Najpierw oglądamy klasyczny, płaski obraz, aby chwilę później rybie oko załamywało dziwacznie krawędzie, pokazując za to większą część otoczenia, a zaraz kolejne ujęcie będzie miało gigantyczną winietę, jak w starym kinie albo jak gdybyśmy podglądali bohaterów przez wizjer albo dziurkę od klucza. Starałem się dopatrzeć jakiegoś znaczenia, dlaczego ta perspektywa tak się ciągle zmienia - może na przykład w tych winietowanych ujęciach Bella podsłuchuje czyjąś rozmowę lub oglądamy ją jej okiem, lecz nie! Może trzeba by jeszcze raz tę "Biedne istoty" obejrzeć, żeby sobie to poukładać, nie wiem. W każdym razie na ten moment mam wrażenie, że reżyser bawi się obrazem na zasadzie "bo czemu nie". Całości dopełnia muzyka Jerskina Fendrixa i przyznam, że nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem tak dziwną ścieżkę dźwiękową. Miejscami jest całkiem pocieszna, ale przeważnie nadaje filmowi atmosferę grozy, niepewności. Jest bardzo inwazyjna, przebija się na pierwszy plan, ale wydaje mi się, że to bardzo celowy, przemyślany zabieg. Wyobrażam sobie, że ta mroczna muzyka informuje nas o mrokach, niebezpieczeństwach otaczającego Bellę świata, których ona nie potrafi dostrzec.

"Biedne istoty" to bardzo dziwny film. Pełen metafor, ciekawych obserwacji i czarnego humoru. Erotyczny, ale i filozoficzny. Często groteskowy, o sennej, mocno odrealnionej stylistyce. Ewolucję Belli ogląda się bardzo przyjemnie, a sceny seksu potrafią przyspieszyć bicie serca, ale uważam też, że spłaszczenie głównych bohaterów i żelazne zmierzanie do obranego celu sprawiły, że finał nie ma takiej mocy, jaką być może mieć powinien. Środek trochę się ciągnie, wszystko przychodzi Belli niezwykle łatwo, no i brakuje jednak tej złożoności, o której czytamy w książce. Zdecydowanie nie jest to film dla każdego i wyobrażam sobie, że będą tacy dla których będzie on kiczowatą przesadą i tacy, dla których nowy film Lathimosa będzie solidnym kandydatem do filmu roku. Ja ląduje gdzieś pomiędzy, ale raczej bliżej mi do zachwytów. Nie wszystko zagrało, lecz uważam, że był to film absolutnie warty obejrzenia. Nie tylko dla Emmy.

Atuty

  • Doskonała Emma Stone;
  • Świetni Mark Ruffalo i Willem Dafoe;
  • Niebanalna, opresyjna wręcz ścieżka dźwiękowa;
  • Wiele celnych spostrzeżeń natury filozoficznej;
  • Szczerze zabawny, mroczny humor;
  • Miejscami piękne zdjęcia...

Wady

  • ...a kiedy indziej do przesady pstrokate i dziwne;
  • Mało ciekawy finał;
  • Środek trochę męczy powolnym tempem;
  • Część zmian względem oryginału niepotrzebnie spłyca historię.

"Biedne istoty" to trochę "Frankenstein", trochę "Barbie", a trochę "Nimfomanka". Groteskowy komediodramat erotyczny o człowieczeństwie. Trochę za długo i zdecydowanie nie dla każdego, ale i tak szerze polecam. Mało jest tak unikalnych filmów, jak nowe dzieło Yorgosa Lathimosa.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper