Echo (2024)

Echo (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Pierwszy serial MCU dostępny od razu w całości

Piotrek Kamiński | 12.01, 21:00

Po tym jak rozprawiła się z Kingpinem, Maya Lopez wraca w rodzinne strony, skąd spróbuje położyć łapę na imperium Wilsona Fiska. Nie rozumie, że robienie czegoś tak niebezpiecznego, kiedy w pobliżu znajdują się bliscy jej ludzie, praktycznie maluje im wszystkim na plecach cel.

Oto Marvel dostarczył w końcu serial, na który czekali chyba jedynie Rdzenni Amerykanie lubiący kino superbohaterskie, bo dostali swoją przedstawicielkę na ekranie. Co prawda chwilę wcześniej wjechał drugi sezon "A gdyby...?" i sprzątnął "Echo" sprzed nosa palmę pierwszeństwa, ale tym razem mówimy o całym serialu, w dodatku live action, więc wciąż jest co celebrować. A przynajmniej byłoby, gdyby serial okazał się być hitem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Od dawna mówię złośliwie, że Disney zdecydował się puścić całość "Echo" za jednym zamachem, nie dlatego, że chcą aby kojarzyło się z marvelowymi serialami Netfllixa, czy coś, tylko ponieważ zdali sobie sprawę, że to będzie kompletny niewypał i, podobnie jak kiedyś MTV ze swoim "Scream Resurrection", chcą wypchnąć go czym prędzej na świat i o nim zapomnieć. Bo co to był w ogóle za pomysł żeby dać własny serial nijakiej postaci pobocznej z "Hawkeye'a", podczas gdy wciąż jest jeszcze tyle znacznie ciekawszych herosów, wciąż czekających na swoją kolej? Złośliwy chochlik mieszkający w mojej głowie podejrzewa jaka jest odpowiedź, a wyświetlona na koniec serialu karta z podziękowaniami dla członków plemienia Czoktawów zdaje się częściowo te moje złośliwości potwierdzać.

Echo (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Fabularna wata

Maya Lopez

Zaczynamy od względnie szybkiej retrospekcji, której zadaniem jest opowiedzenie widzowi historii Mayi Lopez (Alaqua Cox) w telegraficznym skrócie. Jak układała się jej relacja z kuzynką, Bonnie (Devery Jacobs), w jaki sposób straciła rodziców, jak przygarnął ją Fisk, jak zadbał o jej szkolenie. To właśnie tutaj, na dwie minuty, do serialu zagląda Daredevil Charlie'ego Coxa - choć ogrom poruszenia w internecie, że w serialu będzie Diabeł Stróż mógłby sugerować, że będzie go jednak troszkę więcej. Trzeba jednak przyznać, że co jak co, ale to otwarcie, z brutalnymi scenami akcji, z tłem w postaci zimnego, brudnego miasta i górującym nad nim Wilsonem Fiskusem w wykonaniu Vincenta D'Onofrio, robi całkiem mocne wrażenie. Rzecz w tym, że jeszcze w tym samym odcinku przenosimy się do małej miejscowości Tamaha, gdzie mała Maya się wychowywała i gdzie rozegra się cała reszta fabuły.

Powiem wprost: to nie jest mocna historia. Rozciągnęli na pięć odcinków (podobno miało być sześć, ale budżetu nie wystarczyło) opowieść, która również dobrze mogła być dwugodzinnym filmem. Nie sprawiłoby to automatycznie, że byłby to dobry film, ale zobacz ile tu jest zapychaczy, zupełnie zbędnego, spowalniającego tylko całość materiału. Zasadniczo Maya próbuje zaszkodzić ludziom Fiska, co w dłuższej perspektywie i tak nie ma większego znaczenia, bo ci biorą się później w mieście z zupełnie innego powodu, pojawia się czarny charakter, zostaje pokonany w najbardziej nijaki, pospieszny i chaotyczny możliwy sposób i... Tyle. Po drodze jeszcze Echo odkryje w sobie moce, którym zawdzięcza swoją ksywkę. Koniec. Scenarzyści postanowili bardziej skupić się na postaciach, na jej rodzinie, co samo w sobie nie byłoby wcale takie złe, gdyby lepiej się za to zabrać albo... Gdyby sama Maya nie była tak piekielnie nudną postacią.

Echo (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Nieudana kreacja głównej bohaterki

Wujek Wilson

Jestem pewien, że producenci są z siebie dumni, że udało im się znaleźć aktorkę amerykańskiego podchodzenia, która naprawdę urodziła się głucha, jak bohaterka serialu. W dzisiejszych czasach Hollywood bardzo mocno upiera się aby aktor jak najbardziej przypominał postać, którą gra i tak jak czasami rzeczywiście filmowcy lubili sobie przegiąć i na przykład kazać Gary'emu Oldmanowi chodzić na palnie na kolanach, zamiast po prostu zatrudnić osobę niskorosłą, tak w większości przypadków jestem wrogiem tej mody i uważam, że czepianie się takiej Scarlett Johansson, że nie jest osobą transpłciową, więc nie może kogoś takiego zagrać jest niedorzeczne. Przecież to na tym DOKŁADNIE polega praca aktora, że udaje się kogoś, kim się nie jest. Tak więc mamy w "Echo" Alaquę Cox, która wydaje się być przemiłą osobą, ale... No nie dźwiga ciężaru głównej roli. Brakuje jej wyrazu, ekspresyjności tak niezbędnej, kiedy używanie najbardziej oczywistego narzędzia, jakim jest mowa, jest niemożliwe. 

Trochę lepiej wypada rodzina Mayi. Dziadek (Graham Greene) to stary cwaniak i gaduła, ale ma też ogromną słabość do wnuczki, więc mimo iż wie, że młoda pakuje się w cholernie niebezpieczną sytuację i tak nie potrafi jej odmówić. Babcia (Tantoo Cardinal) nie ma w sumie za wiele do roboty, ale jej przywracanie dziadka do pionu każdorazowo było zabawne. Choć nie aż tak zabawne, jak postać Biscuitsa (Cody Lightning), człowieka pełnego dobrych chęci i noszącego serce na dłoni, ale przy tym kompletnie nieogarniętego i lekko pierdołowatego. Wydawać by się mogło, że kuzynka Bonnie i jej dawna więź z Mayą będą istotnymi elementami fabuły całego sezonu, ale dziewczyny zamieniają ze sobą łącznie może kilka, nawet nie kilkanaście zdań. Zero emocjonalnego katharsis, zero trudnych do przepracowania zawodów, nic. Podobnie, niestety, wygląda sytuacja z antagonistami. Pierwszym z nich jest jakiś nieistotny szczypior, który znika tak samo szybko, jak się pojawił. Później dostajemy Zane'a, jednego z wyżej postawionych ludzi Kingpina i choć z początku mogłoby się wydawać, że twórcy coś dla niego szykują (facet ma w sobie coś z Woody'ego Harrelsona, więc aż prosi się, aby należycie go wykorzystać), ale i on przewija się po prostu w paru scenach, po czym zostaje bezceremonialnie wypisany z serialu. Po namyśle, chciałbym jednak zmienić zdanie - ten serial nie powinien był trwać dwóch godzin. Powinien był trwać osiem. Może wtedy wszystkie te chaotycznie poprowadzone wątki i zwroty akcji miałyby dostatecznie dużo czasu, aby złożyć się w coś bardziej sensownego. 

Nawet podobały mi się natomiast sceny walk. Jasne, często aktorzy/kaskaderzy czekali zbyt długo z ciosami albo w większych rozróbach czaili się z tyłu, czekając na swoją kolej, ale zarówno sama choreografia, jak i od czasu do czasu ciekawie umiejscowiona kamera potrafią unieść wyżej powiekę. Zwłaszcza pierwsza bitka, podczas której na scenę wkracza Daredevil, zrobiła mi robotę. Kamera tańczy od zbira, do zbira, chowając cięcia za ich sylwetkami przebiegającymi tuż przed kamerą, a w pewnym momencie dosłownie poprzez wbiegnięcie faceta prosto w Mayę, z której oczu oglądamy w tym momencie akcję. Później zjawia się Matt Murdock I tu też robi się całkiem intrygująco, bo kamera "chowa się" za magazynowe półki, częściowo zasłaniając akcję (kolejny wygodny sposób na łączenie ze sobą różnych ujęć). Szkoda, że sam finał serialu, zamiast podnieść jeszcze poprzeczkę, idzie w zupełnie innym, mniej bombastycznym i przy tym raczej słabo zrealizowanym kierunku.

"Echo" nie jest ani dobrym, ani nawet niezłym serialem. Tak naprawdę jedynym, za co mogę szczerze pochwalić twórców, są miłe dla oka, choć i tak raczej rzadko kiedy jakoś bardziej ambitne (chociaż parę wyjątków się znajdzie) zdjęcia. Prócz tego fabuła jest nieskładna, główna bohaterka nijaka, relacje między postaciami ledwie wstępnie naszkicowane, bez choćby jednej prawdziwie rozwiniętej, a finał sprawia wrażenie brutalnie posiekanego, przez co bardzo ciężko jest cieszyć się z zaproponowanych rozwiązań poszczególnych wątków. Być może gdzieś pod metaforycznym stołem montażowym znajduje się reszta materiału, z którego dałoby się skleić dobrą historię, chociaż osobiście w to wątpię. Zbyt wiele rzeczy tu nie zagrało.

Atuty

  • Maya ma sympatyczną rodzinę;
  • Kilka miłych dla oka, choć generalnie niedoskonałych scen walk;
  • Vincent D'Onofrio;
  • Ładna ta Oklahoma.

Wady

  • Echo nie jest ciekawą główną bohaterką;
  • Poszatkowana, chaotyczna, pozbawiona emocjonalnej stawki fabuła;
  • W większości nijacy antagoniści;
  • Skandalicznie niesatysfakcjonujący finał;
  • Jak tyle miało być tego Daredevila, to mogli go równie dobrze w ogóle nie dawać;
  • Niby tylko pięć odcinków, a i tak tempo wlecze się, jak ślimak.

Może faktycznie "Echo" jest bardziej brutalnym serialem, niż inne propozycje MCU, ale do poziomu takiego "Daredevila" brakuje jej nieskończenie wiele - i to pod praktycznie każdym względem. Serial, o który nikt nie prosił, okazał się być niewypałem. Kto by pomyślał?

2,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper