Bracia Sun (2024)

Bracia Sun (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Dla dobra rodziny, można nawet ją zabić 

Piotrek Kamiński | 09.01, 21:00

Bruce Sun chciałby być aktorem improwizacyjnym, ale ma tego pecha, że urodził się w najbardziej stereotypowej, chińskiej rodzinie świata, więc jego mama, naturalnie, ciśnie go, aby dużo się uczył i został lekarzem. Lecz kiedy odwiedza ich brat Bruce'a, młody chłopak przekonuje się, że wszystko, co do tej pory myślał, że wie o swojej rodzinie, było tylko fasadą. Jego tata jest... jednym z najgroźniejszych gangsterów w całych Chinach.

W nowym serialu Brada Falchuka ("American Horror Story"), stworzonym do spółki z Amy Wang i Byronem Hu, możemy oglądać ponowne spotkanie Michelle Yeoh i braci Briana i Andy'ego Le, którym ta pierwsza spuszczała wpiernicz w doskonałym "Wszystko, wszędzie, naraz". Nie jest to jedyne skojarzenie z filmem Danielów, które widz będzie miał w trakcie oglądania nowej propozycji czerwonego N. Obie produkcje kręcą się wokół relacji rodzinnych głównych bohaterów i prawie na każdym kroku ktoś się z kimś bije, strzela i takie tam. Z jednej strony jest to bardzo korzystne dla serialu skojarzenie, z drugiej, może również powodować wyrobienie sobie przesadnie wygórowanych oczekiwań.

Dalsza część tekstu pod wideo

Prawda jest taka, że "Bracia Sun" są po prostu porządną historią. Widać, że twórcy mieli bardzo konkretny pomysł na tę historię - połączenie chińskiego folkloru z amerykańską pstrokatością, brutalne mordowanie się nawzajem, a chwilę później robienie sobie jaj ze sceny tortur. Tematycznie serial gra bardzo dobrze od początku do końca - to historia rodziny i tego jak daleko się posuniemy, aby tę rodzinę chronić. Z początku może się wydawać, że oznacza to jedną rzecz, lecz tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego. Natomiast jeśli chodzi o intrygę - kto, dlaczego, z kim i po co - nie jest już aż tak świeżo ani zaskakująco, ale nie oznacza to wcale, że fabuła jest zła. Jest dobrze. Może ewentualnie to ja wyobrażałem sobie zbyt wiele.

Bracia Sun (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Dwa, zupełnie różne światy 

Mama i starszy syn, Charles

Otwieramy sceną rozróby w Tajpej. Piękna panorama miasta nocą zabiera nas do mieszkania Charlesa Suna (Justin Chien), piekącego właśnie ciasto według instrukcji z programu kulinarnego. Jest delikatny, precyzyjny, skupiony na zadaniu. Przynajmniej dopóki do jego domu nie wpada banda zamaskowanych, uzbrojonych po pachy oprychów. Wtedy cały ten spokój i precyzja zostają przekierowane na napastników. Już w tej pierwszej scenie twórcy pokazują nam z jakiego typu stonowanym poczuciem humoru będziemy mieli do czynienia w całym serialu - kamera przez chwilę podąża za mordującym nieproszonych gości Charlesem, aby ostatecznie odjechać w bok, do wspomnianego programu kulinarnego. Cały czas widzimy w tle fragmenty całej rozróby, lecz kamerzysta uparcie skupia się na telewizorze. Finalnie Charles jest bardziej poirytowany tym, że spaliło mu się ciasto, niż stertą trupów na swojej podłodze. Chwilę później jego ojciec, Duży Sun (Johnny Koi), jeden z przywódców Triady, zostaje postrzelony i zaczyna się właściwa historia serialu. Przenosimy się do Ameryki.

Bruce Sun (Sam Song Li) i jego mama, Eileen (Michelle Yeoh) wiodą spokojne, schematyczne życie. Ona jest królową promocji i członkinią kółka bingo, on zwykłym, młodym facetem. Kiedy szybki wypad zarobkowy o mało nie skończy się dla niego tragicznie, Bruce bardzo szybko będzie musiał przyzwyczaić się do myśli, że jest członkiem rodziny gangsterów. Dalsza część historii toczy się dwutorowo. Nielegalna część rodziny stara się ustalić kto i dlaczego na nich poluje, podczas gdy ta bardziej niewinna stara się budować/odnawiać relacje z dawno niewidzianymi krewniakami. Intryga prowadzona jest raczej niespiesznie. Każdy odcinek ma swój własny temat, z wolna wprowadzane są nowe postacie, regularnie dostajemy większe i mniejsze zwroty akcji. Nie jest to morze najbardziej porywająca fabuła tego sezonu streamingowego, ale raczej skutecznie przyciąga widza przed ekran – tym skuteczniej, że pozostałe elementy w serialu również stoją na przynajmniej zadowalającym, a często wręcz bardzo dobrym poziomie. To powiedziawszy, mam wrażenie, że finał mógłby być trochę lepszy. Niby sporo się w nim dzieje, niby różne wątki łączą się w całość, a mimo to jakieś to wszystko za szybkie, zbyt łatwe.

Bracia Sun (2024) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Festiwal kopania się po gębach

It's all about kung fu fighting

Na olbrzymią pochwałę zasługują sceny walk. To właśnie tu najwyraźniej widać azjatyckie korzenie całej produkcji. Ujęcia są długie, kręcone na pełnym planie – a więc tak aby widać było całych aktorów – pomysłowym wykorzystaniem otoczenia, ciekawą choreografią i niejednokrotnie ruchem kamery. Już choćby dla samych tych popisów mistrzów sztuk walki i kaskaderki warto się "Braciom Sun" przyjrzeć. Widać, że twórcy wykonali przy tych sekwencjach tytaniczną pracę i - co ważne - to sami aktorzy zwykle stoją przed kamerą, widzimy ich twarze i ruchy, co bardzo pomaga w sprzedaniu sceny jako realistycznej.

Sercem całego projektu jest trudna relacja rodzinna Sunów. Charles od dziecka był wychowywany na bezwzględnego zabójcę przez swojego ojca. Z kolei matka zadbała aby Bruce był tak klasycznie amerykańsko-azjatycki, jak to tylko możliwe. Naturalnie, jest to przyczyną wielu tarć między braćmi. Dla tego starszego, młody jest kompletnym mięczakiem, szybko się poddaje i nie za bardzo można mu ufać. Z kolei Bruce chciałby po prostu mieć normalny kontakt z bratem - obejrzeć wspólnie film, iść na piwo, pośmiać się. Najgorsze, że Charles ma w sobie również bardziej ludzkie, towarzyskie cechy, ale oddanie sprawie nie pozwala mu się wyluzować. Aktorzy są bardzo wiarygodni jako rodzeństwo. Czuć, że Bruce martwi się o swojego brata, a i Charles, mimo chłodnej powierzchowności, wyraźnie czerpie frajdę z obcowania z bratem, uczy się od niego jak żyć. Nie tylko oni mają wyraźnie nakreślony wątek rodzinny, ale generalnie większość pozostałej części obsady spełnia się przede wszystkim komediowo. Skutek jest różny. Na przykład przyjaciel Bruce'a, najbardziej nieudolny madafaka na dzielni, TK (Joon Lee) nigdy nie przestał mnie bawić, ale zdarzają się i suchary albo teksty za bardzo, w zbyt oczywisty sposób się starające, a przez to wypadające zupełnie nieśmiesznie.

"Bracia Sun" to dla mnie pierwsza, naprawdę pozytywna niespodzianka Netflixa w tym roku. Przyznam, że brałem się za niego bardziej na zasadzie, że nie widzę nic innego, niż bo tak bardzo mnie interesował, a ostatecznie jestem z niego bardzo zadowolony. Pełno tu imponująco zrobionej akcji, solidnego humoru i uroczych, rodzinnych momentów. Nie wiem kto uparł się aby prawie każda, nawet najzwyklejsza wymiana zdań miała podkład muzyczny jakby ktoś miał kogoś zaraz zamordować i trochę mnie to drażniło, ale jeśli tak mają wyglądać największe bolączki serialu, to naprawdę nic, tylko się cieszyć. Cieszyć i oglądać.

Atuty

  • Sceny walki;
  • Braterska relacja Bruce'a i Charlesa;
  • Zabawny, mroczny humor;
  • Interesujący, oryginalny klimat;
  • Ładne zdjęcia.

Wady

  • Zakończeniu czegoś brakuje;
  • Muzyka czasami nie pasuje do wydarzeń na ekranie;
  • Kilka mało śmiesznych sucharów tu i tam.

"Bracia Sun" to nowoczesny mix azjatyckiego kina kopanego, amerykańskiej akcji i czarnego humoru. Dla mnie absolutnie pozytywne zaskoczenie. Choć do paru rzeczy można się przyczepić i tak szczerze polecam.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper