Obława (1966)

Obława (1966) - retro recenzja, opinia o filmie [HBO]. O bezgraniczności ludzkiego zepsucia

Piotrek Kamiński | 28.11.2023, 21:06

Lokalny rozrabiaka, Bubber Reeves, ucieka z więzienia. Na wieść o tym całe miasteczko, w którym ten mieszkał staje na baczność, ale nie dlatego, że boją się jego złej natury, ale tego, co zrobi, kiedy dowie się prawdy o nich...

Korzystając z okazji, że koniec miesiąca wydawał się być odrobinę pusty, kiedy układałem grafik filmowy pod koniec zeszłego miesiąca, postanowiłem spróbować się z pomysłem, który już od dłuższego czasu chodził mi po głowie. Chciałbym chociaż raz w miesiącu, na przykład zawsze 28. dnia, nie kombinować z jak najświeższymi propozycjami Netflixa, czy innego Disneya, ale cofnąć się w przeszłość, do ciekawych, ale też po prostu godnych uwagi filmów, których ktoś być może nie widział, a które są na przykład łatwo dostępne w streamingu. Chciałbym cofnąć się, jeśli tylko będzie to możliwe, do początków kina grozy, sprawdzić z wami jak James Dean stał się jedną z największych ikon Hollywood, mimo że zagrał w raptem kilku filmach, pogadać o pięknie wczesnych filmów Jackie'ego Chana, czy zobaczyć jak zmieniało się na przestrzeni lat kino akcji, a okazjonalnie można będzie zanurzyć się i w rejony bardziej awangardowe i sprawdzić "Siódmą pieczęć", wczesnego Kubricka albo Kurosawę. Możliwości jest niemalże nieskończenie wiele, biorąc pod uwagę jak wiele filmów powstało na przestrzeni ostatnich 128 lat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przyznam, że nie wybierałem obsady, bo akurat w tym miejscu chciałem zacząć tę podróż. To bardziej jazda próbna, sprawdzenie, czy ktoś w ogóle kliknie w film z taką datą. Mówiąc wprost - "Obława" niedawno wskoczyła na HBO Max i czystym przypadkiem wpadła mi w oko. Lepszy znak, sygnał nie był mi potrzebny, więc oto jesteśmy, gdzie jesteśmy, rozmawiając na temat lekko zapomnianego klasyka Arthura Penna, który już rok później miał dać światu "Bonnie i Clyde'a", niezapomnianą rozprawę o społeczeństwie i klasizmie w Stanach Zjednoczonych. Najpierw jednak, dla rozgrzewki, przeniósł na wielki ekran debiutancką sztukę Hortona Foota, rozprawiającą się z mitem romantycznego dzikiego zachodu.

Obława (1966) - retro recenzja, opinia o filmie [HBO]. Antywestern

Miastowi

Marlon Brando - w latach, kiedy jeszcze mu się chciało - gra szeryfa Caldera, zmęczonego życiem, niechętnie służącego mieszkańcom swojego miasteczka człowieka, który marzy tylko o tym, by odzyskać swój kawałek ziemi i ponownie zająć się rolą, jak najdalej od zepsutej społeczności Teksasu. Nie będzie to jednak takie proste, ponieważ ziemię tę przejął od niego jego przyjaciel, potentat ropy naftowej i rzeczywisty właściciel niemal wszystkiego w mieście, Val Rogers (E.G. Marshall). Calder nie przejmuje się jednak za bardzo - życie w miasteczku toczy się powoli, a kolejne wypłaty przybliżają go do dnia, w którym wreszcie będzie mógł odkupić swoją własność.

Tę ciszę i spokój przerywa nagła ucieczka z więzienia jednego z mieszkańców miasta, niskiego Bubbera Reevesa (Robert Redford). Sam Calder jest raczej spokojny, ponieważ wierzy, że w gruncie rzeczy Reeves jest dobrym człowiekiem i skoro uciekł, to coś go do tego przymusiło. Gorzej natomiast znosi to reszta mieszkańców. Z jednej strony mamy Edwina Stewarta (Robert Duvall), który nosi w sercu niewygodną tajemnice związaną z Bubberem. Przynajmniej była to tajemnica, dopóki jego rozrywkowa żona nie wygadała jej samemu zainteresowanemu, zanim poszedł do więźnia. Emily (Janice Rule ) to ten typ kobiety, która żyje po to, by siać zamęt - bawić się, szaleć, wtykać kij w mrowisko - co najlepiej widać w jej relacji z kolegą męża, Damianem (Richard Bradford). Jest też żona Reevesa, Anna (Jane Fonda), blisko zaprzyjaźniona z jego najlepszym kumplem, Jake'iem (James Fox) i parę innych, równie barwnych postaci, z których każda obawia się powrotu Bubbera Reevesa...

Obława (1966) - retro recenzja, opinia o filmie [HBO]. O Ameryce lat sześćdziesiątych

Bubber i przyjaciele

Mimo niedorzecznie wielkiej obsady, historia autorstwa Hortona Foota jest piekielnie wręcz składna, precyzyjna niczym szwajcarski zegarek. Każda z postaci daje się szybko poznać, więc nawet kiedy jeszcze nie pamiętamy ich imienia, już doskonale rozumiemy z jakiego typu ludźmi mamy do czynienia. Bo prawda jest taka, że mieszkańcy miasteczka Caldera (chociaż w sumie to bardziej Rogersa, mimo że teoretycznie jest tylko zwykłym obywatelem) są zepsuci, do bólu skoncentrowani na sobie, na zabawie, na pilnowaniu własnego interesu kosztem wszystkich innych - trochę jak dzisiaj przeciętna osoba, co samo w sobie jest odrobinę przerażającą obserwacją. 

Ponieważ "Obława" to nie jest film o obronie miasta przed złym, ubranym na czarno bandytą. Jest wręcz dokładnie odwrotnie, Bubber Reeves cały film biega w białym, więziennym trykocie, a to mieszkańcy miasta śmigają w czarnych garniturach, dosadnie symbolizując odwrócone role klasycznego westernowego archetypu. Reeves chce tylko spokoju, wytchnienia, których nie dane mu było zaznać, czasami pośrednio, innym razem bezpośrednio przez kolegów i koleżanki z rodzinnego miasta. Penn maluje w swoim filmie obraz zepsutego zachodu czasów przemian społecznych - wszyscy po kolei chodzą wiecznie pijani, bo zabawa nigdy się nie kończy; kobiety nie ukrywają nawet, że są niewierne mężom, bo i po co; czarni mieszkańcy miasta muszą tytułować białych per "pan", nawet jeśli znają się od piaskownicy, a wyzysk biednych przez bogatych jest absolutną normą. To tym zgniłym ideałom przeciwstawia się szeryf Calder i nawet jeśli Brando mawiał, że to nudna rola, bo tylko łazi z miejsca w miejsce, snuje się i nic nie robi, to i tak tematycznie, w tamtych czasach była to bardzo istotna postać, symbol sprzeciwu przeciwko temu, co działo się z ukochanym amerykańskim snem.

Nie jest to w żadnym wypadku film idealny - kilka wątków istnieje tylko po to, by przepchnąć fabułę do przodu, po czym mogą zniknąć na zawsze, ikoniczna scena pobicia - tak nowatorsko jak na tamten czas nakręcona, z aktorami wyprowadzającymi ciosy w zwolnionym tempie, aby później można było puścić taśmę szybciej, uzyskując bardzo wizualnie przekonujący efekt - w jednym momencie jest szybka, nienaturalna, a pojedyncze występy dzisiaj już trącą lekko myszką, lecz i tak jest to kawał dobrego, porywającego kina. Dawno już nie widziałem filmu, w którym tak długo nie byłoby żadnych dialogów, tylko muzyka i wydarzenia, a mimo to widz chłonie każdy kolejny kadr (tworzony bez sztuczek komputerowych), po prostu cieszy się obrazem.

"Obława" to przykład historii idealnie oddającej ówczesny zeitgeist, stanowiącej niejako protest przeciwko sytuacji społecznej i kierunkowi, w którym zmierzał kraj i niemal zupełnie przy okazji po prostu wciągająca historia chłopaka, który chce jedynie spokoju, lecz czasy i miejsce w których przyszło mu żyć ukradły mu taką możliwość. Klasyk.

Atuty

  • Świetna obsada;
  • Mocne przesłanie;
  • Bardzo dobrze prowadzona opowieść, mieszcząca z powodzeniem ogromną ilość postaci;
  • Potrafi zbudować i utrzymać napięcie;
  • Kilka ciekawych wizualnie ujęć.

Wady

  • Z dzisiejszej perspektywy część występów odrobinę sztuczna;
  • Środek bardzo skutecznie układa figury na szachownicy, ale rozumiem, że dla niektórych może być zbyt długi.

"Obława" to nie tylko znakomita obsada i zaskakująco aktualny morał, jak na blisko sześćdziesięcioletni film, ale również po prostu wciągająca, ciasno trzymana w ryzach opowieść. Absolutnie warto się z nią zapoznać.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper