Pearl (2022)

Pearl (2022) - recenzja, opinia o filmie [SkyShowtime]. Chyba nie jesteśmy już w Kansas

Piotrek Kamiński | 24.09.2023, 20:51

Druga dekada dwudziestego wieku, niewielka miejscowość gdzieś na południu Stanów Zjednoczonych. Rodzina niemieckich imigrantów prowadzi ciche, spokojne, raczej biedne życie. Ich córka, Pearl, chciałaby jednak czegoś więcej i jest w stanie zrobić wszystko, byle wyrwać się spod buta zasadniczej matki.

Kiedy Ti West i Mia Goth rozprawiali na covidowej kwarantannie o postaci Pearl, którą ta miała zagrać w zeszłorocznym "X", udało im się stworzyć całkiem szczegółowy rys psychologiczny starszej pani. Jak? Ustalili jak wyglądało jej życie, kiedy była jeszcze młoda, co sprawiło, że stała się tym, kogo widzieliśmy w tamtym filmie. Materiał ten tak spodobał się Westowi, że napisał na jego podstawie prequel kręcący się wokół młodej Pearl. Ponoć kiedy skończyli kręcić "X", West i Goth zostali na planie, gdzie chwilę później rozpoczęły się zdjęcia do dzisiejszego filmu. Wszystko wydarzyło się tak prędko, że w polskich (i nie tylko) kinach po seansie pierwszego filmu mogliśmy zobaczyć od razu zwiastun drugiego. Trójka też znajduje się już w produkcji! I choć film zbierał raczej pozytywne recenzje, nikt na naszym podwórku nie zdecydował się wprowadzić go do kin. Teraz jednak można go złapać na SkyShowtime, więc postanowiłem zobaczyć o co takie wielkie halo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pearl (2022) - recenzja, opinia o filmie [SkyShowtime]. Co ona poradzi, że jej się tak bardzo chce?!

Spacer z tatą

Pearl (Goth) mieszka z mamą (Tandi Wright) i tatą (Matthew Sunderland) na niewielkiej farmie. Jej matka jest osobą bardzo rygorystyczną, bezlitosną w stosunku do marnotrawstwa i łamania ustalonych zasad. Zasadniczo chce aby rodzinie niczego nie brakowało, ale trudno byłoby nazwać ją ciepłą, czy matczyną. Ojciec jest przykuty do wózka, praktycznie nie ma z nim kontaktu, trzeba karmić go papką, kąpać i tak dalej. Pearl nie jest zadowolona ze swojego życia. Marzy jej się kariera tancerki, wielka sława, miasta, przepych. Kiedy tylko może, chodzi do kina w pobliskim miasteczku, a wszystkie swoje ukochane zwierzaki na farmie nazwała imionami ulubionych aktorów. Kiedy ją poznajemy, opowiada im o swoich planach, z czułością i miłością podchodząc do każdego z nich. Wtem do stodoły wpada gąsior. Bystre ucho wychwyci, że nie ma on imienia. Chwilę później widz jest świadkiem sceny, która bardzo jasno pokazuje jakim typem osoby tak naprawdę jest tytułowa bohaterka. Od tej pory każdą jej interakcję z drugą osobą ogląda się na wdechu.

Trzeba przyznać, że film jest klimatyczny i bardzo długo trzyma widzów w napięciu, czekając z eskalacją wydarzeń niemal do samego końca. Słowo klucz - "bardzo". Moim największym problemem z "Pearl" jest fakt, że film bardzo długo i niespiesznie pokazuje nam codzienne życie bohaterki, kilkukrotnie prezentuje nam sceny z życia rodzinnego Pearl, za każdym razem jednak sprowadzając je do tego samego meritum - mama jest cholernie surowa, tańczy wręcz na granicy otwartego okazywania wrogości własnej córce. West nie raz i nie dwa razy pokazuje jak krytycznie spragniona seksualnie jest dziewczyna, której młody mąż wyjechał na wojnę i nie wiadomo czy i kiedy wróci (chociaż akurat fani pierwszego filmu doskonale wiedzą co i jak), owija w bawełnę zasadniczo całkiem proste przesłanie. Kiedy czara goryczy w końcu się przelewa, cały ten skrupulatnie budowany fundament w końcu ma szansę pokazać swoją wartość, ale nie zmienia to faktu, że po pierwszym zachwycie sferą audiowizualną, następna godzina filmu trochę się dłuży i film byłby tylko lepszy, gdyby ściąć mu z piętnaście minut niepotrzebnego materiału.

Pearl (2022) - recenzja, opinia o filmie [SkyShowtime]. Czarnoksiężnik z Krainy Oztro zwichrowanych ludzi 

Nikomu nie mów

Skoro już wspomniałem o warstwie wizualnej filmu, to trzeba przyznać, że pod tym względem nie da się niczego zarzucić wizji Westa. Całość wygląda jakby naprawdę kręcono ją jakoś w pierwszej połowie zeszłego wieku (minus ostry jak żyleta obraz), a dialogi albo nagrywano starym sprzętem albo chociaż przefiltrowano żeby brzmiały odpowiednio głucho, płasko, jak w starym kinie. Moje pierwsze i myślę, że nieprzypadkowe skojarzenie, to "Czarnoksiężnik z Krainy Oz" - rozmarzona dziewczyna na farmie, zła wiedźma, tym razem w formie matki, chęć ucieczki. Nawet strach na wróble pojawia się na chwilkę, choć w zupełnie innej roli. Gdyby Dorotka tak samo polubiła się ze swoim Strachem na Wróble, ten zapewne darowałby sobie szukanie mózgu. Audiowizualnie film to po prostu majstersztyk - z pięknie podkręconymi kolorami, ciekawą kompozycją ujęć i klimatyczną muzyką.

Aktorsko natomiast jest to zasadniczo teatr jednej aktorki. Mia Goth kradnie cały film, przyćmiewając i tak solidne występy swoich ekranowych rodziców, granej przez Emmę Jenkins-Purro szwagierki Pearl, Mitsy, czy zbereźnego kinooperatora (David Corenswet). Widać, że West i Goth solidnie przemyśleli jej charakter, ponieważ na przestrzeni filmu bardzo wyraźnie widzimy jak ewoluuje ona z zahukanej dziewczyny z potrzebami, w bezwzględnego potwora. Jest to jednak bardzo powolny proces i przyjemnie jest obserwować te powolne zmiany, jak Pearl uczy się z wcześniejszych konwersacji, jak najpierw przytłacza ją prawda o sobie, po czym stopniowo akceptuje swoje prawdziwe ja. Jedynie ten trzymany niezręcznie długo uśmiech, którym West kończy swój film niespecjalnie przypadł mi do gustu. Jest zdecydowanie niepokojący, a po pewnym czasie również cholernie niekomfortowy i złapałem się na tym, że i moja twarz zaczęła w końcu zastygać w podobnym grymasie, lecz nie kupuję go jako prawdziwej, ludzkiej reakcji na zakończenie tej historii. Poza tym Goth jest jednak bezbłędna, raz jeszcze udowadniając, że jest jedną z najbardziej kryminalnie niedocenianych aktorek młodego pokolenia.

"Pearl" nie jest strasznym filmem. To bardziej eksploracja postaci, próba wytłumaczenia jak powstał potwór z "X", w której niemal przypadkiem na koniec robi się piekielnie brutalnie. Gdyby obejrzeć ją najpierw, nie wiedząc, że to drugi film w tej franczyzie, można by się czuć zagubionym. Wydaje mi się, że aby w pełni docenić co West tutaj zrobił, niezbędna jest znajomość "X". Bez tego, to po prostu mało konkretny film o dziewczynie, która w końcu pęka i robi rozpiedziel. Żeński "Joker", tylko mniej samodzielny. A byłaby to wielka szkoda dla wszystkich, bo znając kontekst, "Pearl" jest naprawdę angażującym filmem. Nawet jeśli ciut powolnym.

Atuty

  • Mia Goth;
  • Świetnie brzmi i wygląda;
  • Dobrze rozłożona ewolucja postaci w napalonego potwora znanego z "X";
  • Brutalny jak trzeba.

Wady

  • Środek trochę się ciągnie;
  • Bez kontekstu "X" może być wręcz nudny i niezrozumiały.

"Pearl" i "X" niby są ze sobą nierozerwalnie połączone, ale przy tym są zupełnie różnymi filmami i sam nie wiem który podobał mi się bardziej. Świetna zabawa formą, doskonała Mia Goth i ciut zbyt rozciągnięty środek. Obowiązkowo dopiero po obejrzeniu poprzedniego filmu.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper