Resident Evil Death Island (2023)

Resident Evil: Wyspa Śmierci (2023) - recenzja, opinia o filmie [Chili]. Gry robią to lepiej

Piotrek Kamiński | 10.09.2023, 20:10

Z pozoru niepowiązane ze sobą sprawy badane przez Chrisa Redfielda, Leona Kennedy'ego, Jill Valentine, Rebeccę Chambers i Claire Redfield prowadzą finalnie do tego samego źródła - na wyspę Alcatraz, gdzie tajemniczy terrorysta snuje kolejny plan zniszczenia świata. A wszystko to, raz jeszcze, przez wydarzenia, które w 1998 roku rozegrały się w Raccoon City.

Przyznam, że z początku gdzieś mi umknęła informacja o tym, że nowy film z serii "Resident Evil" jest już na rynku. Niby to nie to samo co nowa gra, ale jako oddany fan serii poczułem się aż głupio, że część polskich serwisów wyjechała już z własnymi recenzjami, a ja jeszcze nawet nie widziałem filmu. Zwłaszcza, że ja generalnie lubiłem kiedyś te ich animacje - Degeneration i Damnation wspominam raczej ciepło (choć w sumie nie widziałem ich już całe lata), a i Vendetta miała swoje momenty, siląc się wręcz czasami na odrobinę głębi. Jasne, to mniej więcej w kółko ten sam temat, ale miło jest zobaczyć zapomniane przez czas postacie, jak Rebecca, w nowych wcieleniach. Dzisiejsza produkcja jest pod tym względem całkiem unikatowa - to niemalże sam fanserwis i szturchanie widza z szelmowskim uśmiechem oraz "a to pamiętasz?!" na ustach. I zastanawiam się, czy to wciąż ten sam poziom kina, tylko ja się na przestrzeni lat trochę zmieniłem, czy to zwyczajnie nie jest dobry film.

Dalsza część tekstu pod wideo

Resident Evil: Wyspa Śmierci (2023) - recenzja, opinia o filmie [Chili]. Ale to już było... i najwyraźniej wróci jeszcze nie raz

Wakacje w Alkatraz

Zacznijmy od tego, jak bardzo nieoryginalna jest cała ta fabuła i wszystko wokół niej. Już na początku filmu mamy scenę, w której Leon śmiga po autostradzie w San Francisco na motocyklu aby przechwycić przewożącą coś (kogoś?) niebezpiecznego ciężarówkę. Przeszkadza mu w tym tajemnicza kobieta, skutkiem czego dostajemy scenę, którą spokojnie można by przeciąć z podobnym pościgiem z drugiego "Matrixa" i większość ludzi pewnie nie zauważyłaby nawet, że coś jest nie tak. Rzecz dzieje się już po szóstej części gry, więc Leon nawet nie jest pod specjalnym wrażeniem tego co widzi (istotny element komediowy całego filmu, choć nie jestem przekonany, czy zamierzony). Później fabuła zabiera nas na wspomnianą wyspę Alcatraz, a więc miejsce, siłą rzeczy, podobne do początku "Resident Evil Revelations 2". Pojedynek Leona ze wspomnianą kobietą nie tyle nosi znamiona gier z serii "Tekken", co po prostu jest walką z jakiejś siódemki, czy czegoś - łącznie z widokiem od boku i jednym z najbardziej ikonicznych ataków Lawa. Sam finał natomiast, mimo rozgrywania się w zupełnie innym miejscu, przywodzi na myśl ostatnie starcie z Nemesisem w remake'u trzeciej gry.

Nie jest jednak tak, że fabularnie nie ma w tym filmie niczego godnego pochwały. Po prostu na każdy solidny pomysł przypada kilka okropnych. Otwierająca film retrospekcja w sympatyczny sposób nawiązuje do początków serii, a jej rozwinięcie samo w sobie jest całkiem dramatyczne, ale jeśli choć pół sekundy zastanowić się nad tym, co z niej wynika, traci zupełnie cały swój wydźwięk. Czarny charakter jest postacią oryginalną, ale skąd wzięła ona zasoby, wiedzę, władzę niezbędną do realizacji swojego planu - zwłaszcza, że wiemy coś tam o jej przeszłości? Odpowiedź: nie przejmuj się tym! Podobnie z jej nawykiem zabawy w rosyjską ruletkę. Przecież gdyby nie gigantyczne szczęście, cały plan mógłby wykoleić się gdzieś w środkowej albo nawet początkowej fazie jego realizacji. I co wtedy? Cały film wypełniony jest pomysłami, które można opisać jako "szybkie" - tu i teraz całkiem efektownymi, ale w samym filmie umieszczonymi na pałę. Już nie wspominam nawet o tym, że oczywiście, że żadnemu z głównych bohaterów nic nie grozi, a każdy jeden no-name jest w filmie tylko po to żeby zombie i inne lickery miały co jeść...

Resident Evil: Wyspa Śmierci (2023) - recenzja, opinia o filmie [Chili]. Zauważalne lenistwo twórców, którego nie uratuje nawet mocna obsada 

Pierwsze spotkanie

Nie lepiej jest i pod względem graficznym. Od czasu, do czasu animatorzy pokażą nam jakąś ambitną panoramę, czy to ikonicznych, pełnych wzniesień ulic San Francisco czy wyspy Alcatraz. W tych momentach można się wręcz zastanawiać, czy to wciąż CGI, czy po prostu żywe ujęcia tych miejsc. Gdzie indziej natomiast sprawa wygląda już znacznie bardziej "growo" - a to podłoga więzienia zapadnie się spontanicznie pod kilkoma zombiakami bez wyraźnego powodu i to bardzo elegancko, właściwie w jednym kawałku; a to włosy Jill zupełnie nie reagują na fakt znajdowania się pod powierzchnią wody... W ogóle z Jill twórcy polecieli po bandzie na grubo, ponieważ postanowili dać jej te same ciuchy, co w remake'u trzeciej gry, która kanonicznie rozgrywa się grubo ponad dekadę wcześniej. Ale ludziom spodobała się ta jej nowa odsłona (czego tu nie lubić?!) więc ciągłość wydarzeń przestała mieć aż takie znaczenie.

Aktorsko jest tak dobrze, jak można się było tego spodziewać. Dobrze znana obsada, z niepokonanym Matthew Mercerem na czele, powraca po latach do swoich ról i wciąż pasują do nich idealnie. Do roli Jill zatrudniono jej aktorkę głosową z gry, typowo amerykańsko twardym Chrisem wciąż jest Kevin Dorman i tylko Alyson Court jako Claire brakuje, ale biorąc pod uwagę, że wymienili ją na nowszy model przy okazji remake'u drugiej gry, jestem w stanie to zrozumieć - z drugiej strony, zastąpienie growego Leona Mercerem nie było problemem, więc ewidentnie aż tak na ciągłości im nie zależy. Obsada nie jest tu problemem. Za to dialogi! Rany boskie, kto pisał te dialogi. Fatalnie podawana ekspozycja, godzinami monologujący o niczym czarny charakter, "kozackie" one linery Leona. Na poważnie nie da się tego słuchać.

I tu dochodzimy do sedna całego tego wywodu - "na poważnie" nie da się tego słuchać. Jeśli jesteś zainteresowany tym filmem tak o, nie będąc przy okazji fanem serii gier Capcomu, absolutnie nie masz tu czego szukać, a wręcz odradzam ci seans, bo pod tym względem "Wyspa Śmierci" nie zasługuje na więcej niż 2, może 3 na 10. Jeśli natomiast z lubością będziesz szukać odniesień do poprzednich wydarzeń z gier czy filmów, a już sam fakt, że niemal wszyscy klasyczni bohaterowie serii znajdują się w pewnym momencie w jednym miejscu (szkoda tylko, że ze względu na kadr wygląda jakby Rebecca chciała załadować Jill headshota), sprawia, że uśmiechasz się pod nosem i nie możesz się doczekać aż to zobaczysz, to... wciąż nie jest to dobry film. Do obejrzenia, jasne, ale ponieważ Capcom niemal za każdym razem upiera się aby serwować nam z grubsza to samo, tylko w innym miejscu, to ocena z części na część będzie coraz niższa. Szanujmy się.

Atuty

  • Dużo znajomych twarzy;
  • Nowy (tak jakby) rodzaj przeciwników;
  • Kilka intrygujących koncepcji...

Wady

  • ...koncertowo położonych przez niedopracowany scenariusz;
  • Akcja nie powala zwykle choreografią, a i tak twórcy dają jej znacznie więcej niż fabuły;
  • Słaby czarny charakter;
  • Do bólu odtwórczy;
  • Miejscami CGI wypada bardzo "growo";
  • Nawet bohaterowie filmu wydają się być znudzeni tym co robią.

"Resident Evil: Wyspa Śmierci" to film wyłącznie dla fanów i to nawet wtedy raczej niezbyt dobry. Niewiele tu nowych, ciekawych pomysłów, a fabuła rozpada się niczym domek z kart, jeśli choć przez sekundę się nad nią zastanowić.

4,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper