Demeter: Przebudzenie zła (2023)

Demeter: Przebudzenie zła (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Drakula w podróży

Piotrek Kamiński | 13.08.2023, 20:00

Zwykły rejs przeradza się w koszmar, kiedy okazuje się, że tajemnicza, wypełniona ziemią skrzynia pod pokładem jest miejscem spoczynku hrabiego Drakuli, obecnie odbywającego podróż do Anglii. Fabuła bardzo luźno oparta na krótkim fragmencie klasyka Brama Stokera.

Nie rozumiem dlaczego twórcy "Demeter" tak bardzo chcą abyśmy wiedzieli, że to historia dziejąca się podczas "Drakuli" Brama Stokera. Mogłaby być fajna tajemnica - ktoś morduje członków załogi, ale nie wiadomo kto i dlaczego. Stopniowo mogłoby się okazywać, że morderca jest wampirem, a później dodatkowo, że to nie kto inny, jak sam hrabia Drakula. Skoro od początku wiemy, że oglądamy podróż Drakuli do Londynu, to wiemy już w zasadzie wszystko. Nie ma tu już miejsca na niespodzianki, możemy nawet względnie celnie wymyślić jak całość się skończy - a jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to oryginalny tytuł filmu brzmi "the Last Voyage of the Demeter". I tak oto stajemy przed zadaniem dwugodzinnego filmu znając jego fabułę jeszcze przed początkiem seansu. Bez sensu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Demeter: Przebudzenie zła (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Prosta, miejscami absurdalna koncepcja

Kapitan i nowy majtek

Fabularnie nie mamy tu za bardzo o czym rozmawiać. Chłopaki płyną do Anglii i starają się przeżyć starcie z wrogiem, który zagraża im nocą. Kapitan statku (Liam Cunningham) pływa ze swoim wnuczkiem, Tobym (Woody Norman), ale ma już dosyć - chce odwiesić kapitański kapelusz i zapewnić dzieciakowi prawdziwe życie. Tak więc po tym rejsie (o, ironio), ster przejmie jego pierwszy oficer o wdzięcznym imieniu (albo nazwisku?) Wojchek (David Dastmalchian), a tuż przed wypłynięciem do załogi zaciąga się pierwszy czarny absolwent Oksfordu, pan Clemens (Corey Hawkins). Prócz nich mamy jeszcze kilku mniej istotnych marynarzy - bo przecież skądś się ta krew musi lać - a w pewnym momencie dołączy do nich tajemnicza Anna (Aisling Franciosi). To na ich wzajemnych relacjach opiera się cały film, więc szkoda, że próżno szukać tu jakichś barwnych osobowości, czy trudnych znajomości. Dostajemy to, co widzimy, nic ponad to.

Miałem też lekki problem z przełknięciem faktu, że Drakula grasuje wyłącznie w nocy, z czego załoga całkiem szybko zdaje sobie sprawę, a jednak nigdy nie postanawiają poszukać go w ciągu dnia żeby rozprawić się z nim szybko i skutecznie. To nie jest wielki statek, można by go zapewne przeszukać dokładnie w jakąś godzinkę. No i do kompletu ich ostateczny plan powinien był natychmiast polecieć do kosza, kiedy tylko zdali sobie sprawę, że ich przeciwnik potrafi latać. No nie ma za wiele sensu w tym filmie. Dobrze chociaż, że reżyserowi, Andre Øvredalowi, udaje się długo i skutecznie budować klimat zaszczucia i niepewności.

Demeter: Przebudzenie zła (2023) - recenzja, opinia o filmie [Monolith]. Jest klimat, jest i krew

Anna

Dokładny wygląd wampira przez znaczną część filmu nie jest znany ani widzowi ani bohaterom filmu. Ujęcia dobierane są tak żeby zawsze coś go zasłaniało albo operator serwuje nam ekstremalne zbliżenia, skupiające się a to na zębach, a to na szponach Draka. Dopiero bliżej końca widzimy go w całej okazałości i wygląda... Dziwnie. Twórcy filmu poszli w bardziej demoniczny styl, przywodzący na myśl gigantycznego nietoperza. Z jednej strony pasuje to do typu filmu, z jakim mamy do czynienia, z drugiej nie mam pojęcia jak ktoś taki miałby ujść za eleganckiego dżentelmena. Ale autorzy filmu nie przejmowali się takimi pierdołami! Ma być horrorowo! I trzeba im przyznać, że jeśli chodzi o sam klimat, to rzeczywiście dali radę.

Wnętrza Demeter wyglądają odpowiednio starodawnie, a przy tym sprawiają wrażenie używanych, prawdziwych. Wnętrze statku w bardzo naturalny sposób spowite jest w znacznej części mrokiem, przebijanym jedynie światłami latarni, ciasno ściśniętych w dłoniach marynarzy. Wszędzie unosi się mgła, która w połączeniu z pomarańczowym światłem lamp nadaje ujęciom senny, niemalże przyjemny (gdyby nie czający się w cieniu wampir) charakter. Nie wypada również nie docenić podejścia twórców do ukazywania przemocy. Nie ma nic gorszego, niż potwory, które "tylko szczekają, a nic nie gryzą". W przypadku tego konkretnego Drakuli, nie musimy bać się ugrzecznień i kamery zawsze patrzącej gdzie indziej, kiedy wampir akurat się pożywia. Jest brutalnie i krwawo, ze szponami i zębami krwiopijcy regularnie przebijającymi skórę i juchą lejącą się na wszystkie strony, a palona słońcem skóra wygląda tak sugestywnie, że można niemal poczuć jej swąd.

"Demeter: Przebudzenie zła" to kolejna już w tym roku próba opowiedzenia o Drakuli w trochę inny niż zwykle sposób. Najpierw mieliśmy "Renfielda" ze świetną rolą Nicolasa Cage'a i raczej taką sobie całą resztą, a teraz dzisiejszy film, robiący z Drakuli tego niewidzialnego myśliwego, jakby był Predatorem albo Ksenomorfem z pierwszego obcego. Inicjatywa jak najbardziej godna podziwu, lecz wykonaniu zabrakło paru istotnych szlifów. Gdyby pozmieniać kilka detali, o których wspominałem wyżej i wyciąć ze 20-30 minut materiału, mielibyśmy zgrabny, żwawy straszak z twistem. Zamiast tego "Demeter" jest raczej prostym i odtwórczym horrorem - przewidywalnym i miejscami trochę monotonnym. Można obejrzeć dla ładnych zdjęć, ale nie biegłym specjalnie dla niego do kina.

Atuty

  • Klimatycznie, pięknie przygotowany statek;
  • Umiejętnie gra światłem i cieniem;
  • Bezpardonowe podejście do ukazywania przemocy;
  • Cunningham i Dastmalchian robią co mogą żeby uprzyjemnić widzom seans.

Wady

  • Niepotrzebnie przewidywalny;
  • Logicznie w paru miejscach się nie skleja;
  • Raczej płytkie, jednowymiarowe postacie;
  • Nierówne, sprawiające, że człowiek zaczyna spoglądać w trakcie na zegarek tempo.

"Demeter" zdecydowanie za szybko wykłada wszystkie swoje karty na stół, ale to wciąż całkiem przyjemny film o niepowstrzymanym potworze czającym się gdzieś w cieniu na nieprzygotowanych na niego ludzi. Wiadomo jak się potoczy i na pewne absurdy trzeba przymknąć oko, ale daje się obejrzeć. Tylko krótszy mógłby być!

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper