Prawnik z Lincolna (2022)

Prawnik z Lincolna (2022) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Netflix]. Kiedy praca miesza się z życiem

Piotrek Kamiński | 07.08.2023, 21:00

Po rozwiązaniu sprawy z poprzedniego sezonu, Mickey stał się celebrytą i jednym z najbardziej rozchwytywanych prawników w mieście. Nie zapomina jednak o tym co naprawdę ważne i zawsze niesie pomoc tym, którzy jej potrzebują. Najnowszą tego typu duszą jest Lisa Trammell, restauratorka, aktywistka i od niedawna... Kochanka Mickey'ego. Nasz prawnik postanawia bronić jej mimo to, lecz sprawa nie będzie łatwa - prokuratura ma mocne dowody przeciwko niej. Pytanie, czy ktoś aż tak bardzo chce ją wrobić, czy może to Mickey stoi zbyt blisko żeby zobaczyć, że broni morderczynię?

Zdziwiłem się, kiedy okazało się, że scenarzyści serialu nie zamierzają adaptować książek Michaela Connelly'ego w kolejności. Po mocnym początku przeskakujemy drugą przygodę Prawnika z Lincolna i wskakujemy od razu do trzeciej. Dobrą (lub absolutnie niedopuszczalną i niewybaczalną, zależy od osobistych preferencji) wiadomością jest fakt, że osoby odpowiedzialne za adaptację nie bały się zmienić wielu większych i mniejszych detali, dzięki czemu nawet jeśli znasz oryginał, wciąż możesz dać się w paru miejscach zaskoczyć. Już pierwszy sezon robił wiele rzeczy "po swojemu", mieszał wątki z kilku książek i tym podobne akcje, lecz w przypadku drugiego w ogóle można mówić o raczej luźnej adaptacji. To raczej serial na motywach powieści, niż jej odtworzenie. Może to przez to, że nigdy nie czytałem oryginału, ale w tym konkretnym przypadku zmiany fabularne zupełnie mi nie przeszkadzają, zwłaszcza, że zrobione są z głową i pasują do świata wykreowanego na potrzeby serialu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Prawnik z Lincolna (2022) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Netflix]. Naprawdę dobrze przygotowana fabuła całego sezonu 

Nowa klientka

Większa część fabuły sezonu kręci się wokół postaci wspomnianej już Lisy Trammell (Lana Parrilla) i tego, czy zamordowała potentata rynku nieruchomości, Mitchella Bonduranta (Clint Carmichael). Śledztwo długo trzyma widza w niewiedzy - nie możemy być pewni, czy dziewczyna jest winna, czy niewinna. Parrilla zdecydowanie roztacza wokół niej dziwnie niepokojącą aurę, która każe się zastanowić, czy to taki styl bycia, czy może jednak coś jest z nią nie tak. Prócz tego głównego śledztwa, dziesięć składających się na sezon odcinków opowiada również kilka ciekawych, pobocznych historii, z których część - przynajmniej na ten moment - zdaje się być tylko jednorazowymi zapchajdziurami. Mamy więc zbliżający się ślub Lorny (Becki Newton) i Cisco (Angus Sampson), z kicia wychodzi dawny przyjaciel i idol pana Wojciechowskiego, kierowczyni Mickey'ego, Izzy (Jazz Raycole) ma problemy z partnerką, a pierwsza była żona (Neve Campbell) szuka nowej pracy. Niektóre z tych pomniejszych historii z biegiem czasu okazują się być istotnymi elementami całej układanki, a inne, jak kolega Cisco, to po prostu sposób na wypełnienie czymś odcinka. Dobrze zagrany i rozwijający postać prywatnego detektywa robiącego dla Mickey'ego, pewnie, ale jednak przydałoby się trochę mocniej powiązać go z główną nitką fabularną. Chyba, że scenarzyści bardzo powoli i metodycznie szykują sobie grunt pod kolejny sezon - wtedy odszczekam wszystko, co złego napisałem.

Najciekawsze jednak są oczywiście sprawy sądowe. Zaczynamy od bardzo interesującego, wielowarstwowego przypadku niejakiego Russella Lawsona (David Clayton Rogers), w międzyczasie powraca też sprawa Jesusa Menendeza z pierwszego sezonu, a wraz z nią przyjaciółka i wielokrotna klientka Mickey'ego, Glory Days (Fiona Rene). Specjalnie zatrudnieni konsultanci dbają o to aby rozprawy wyglądały wiarygodnie, a sprytnie rozpisany scenariusz nie pozwala się od nich oderwać. Co prawda, kiedy w ciągu jednego sezonu Mickey (Manuel Garcia-Rulfo) trzy razy opowiada po fakcie jak wyglądał jego plan działania, dostarczając widzom dodatkowy kontekst wydarzeń, których świadkami byli przed chwilą, to motyw zaczyna robić się trochę oklepany, ale pułapki zastawiane przez jego zespół były każdorazowo tak sprawnie przygotowane, że i tak chłonie się te sceny na jednym wdechu. Tym jednak, co najbardziej mi zaimponowało, było jak wszystkie te pomniejsze wątki, te krótkie sprawy wiążą się ostatecznie z szerszą fabułą serialu, co dobitnie pokazał finał tego sezonu.

Prawnik z Lincolna (2022) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [Netflix]. Główna obsada świetnie współgra ze sobą nawzajem 

Za blisko

Manuel Garcia-Rulfo musiał w poprzednim sezonie udowodnić, że jego wersja postaci Mickey'ego nie jest gorsza od kreacji Matthew McConagheya z filmu z 2011 roku i moim zdaniem udało mu się odseparować od tamtego występu, stworzyć własną interpretację prawnika. Matthew, jak to on, był znacznie bardziej zawadiacki, pewny siebie, gładko lawirujący pomiędzy problemami i choć ten serialowy Mickey też nie daje sobie w kaszę dmuchać, to jednak jest znacznie mniej "ostrą" osobą, posiadając za to bardzo wyraźnie wyeksponowaną empatię, a to za sprawą szalenie ekspresyjnych oczu Garcii-Rulfo. W drugim sezonie postać należy już do niego, więc otrzymujemy bardzo równy, wielowymiarowy występ na przestrzeni wszystkich odcinków. Aż nie mogę się doczekać co aktor i scenarzyści pokażą nam w trzecim sezonie, bo zdecydowanie będzie grubo.

Z nowych członków obsady zdecydowanie najciekawszą postacią jest wspomniana już wcześniej Lisa Trammell, ponieważ reszta aktorów jest po prostu... Adekwatna. Nie robią niczego źle, po prostu nie ma też ich za co przesadnie chwalić. Pięknie natomiast ewoluują relacje między kolejnymi członkami ekipy Mickey'ego. Już pierwszy sezon bardzo naturalnie parował wiele postaci i dawał im miejsce na oddech, ale i w obecnej paczce odcinków scenarzyści nie próżnują, tworząc nowe pary, rozwijając nieeksplorowane wcześniej cechy ich charakterów. Jedyną postacią, co do której można mówić o czymś na wzór stagnacji jest sam główny bohater. Mickey zmienia się raczej powoli, jego nastawienie do ludzi wokół niego też pozostaje raczej bez zmian, ale wydaje mi się, że jest to bardzo celowe zagranie ze strony scenarzystów - aby serial mógł działać, Prawnik z Lincolna musi być tym samym zaradnym, lekko narcystycznym, praworządnym facetem co zawsze. Można rzec, że jest on słońcem, zawsze znajdującym się w centrum swojego prywatnego świata, z ludźmi jako planetami krążącymi wokół niego. I muszę przyznać, że to podejście do pisania Mickey'ego jest naprawdę skuteczne. Przynajmniej dopóki trzeci sezon nie pokaże go nam z zupełnie nowej strony. Powtarzam się, przepraszam, ale ledwie skończyłem ten drugi sezon i już nie mogę się doczekać trzeciego.

Drażni mnie ta nowa moda na dzielenie sezonów seriali na dwie części. Nie dość, że ten miesiąc przerwy, czy okazjonalnie nawet więcej, sprzyja zapominaniu różnych detali, które akurat w przypadku serialu kryminalnego są czymś szalenie istotnym, to jeszcze potrafią ostudzić entuzjazm widza, który może i był wkręcony w fabułę, ale przez ten czas znajdzie sobie coś innego do oglądania, a do pierwszego serialu wróci "kiedyś". Rzecz w tym, że wtedy pan Netflix może wziąć i ukręcić łeb całej produkcji, bo mu się tabelki nie zgadzają. Pierwszą paczkę odcinków tego sezonu obejrzałem w jeden dzień. Zrobiła na mnie bardzo mocne, bardzo dobre wrażenie, przykuła I utrzymała moją uwagę. Ale już do drugiej połowy mi się nie spieszyło. Emocje opadły, życie poszło dalej. "Prawnik z Lincolna" jest jednak na tyle dobrze skrojoną produkcją, że wystarczył fragment jednego odcinka z tej drugiej części abym znów przepadł na całego. W temacie seriali kryminalnych jest to jeden z moich faworytów obecnej oferty streamingów. Jasne, nie wszystko współgra ze sobą idealnie, nie podoba mi się jak zdawkowo twórcy podchodzą do tematu zakończeń tych dużych spraw, ile niejasności wciąż pozostaje, a do których nigdy już zapewne nie wrócimy. Drażni mnie czasami, kiedy Mickey zauważa coś, a reżyser postanowił nie pokazywać tej samej wskazówki widzowi (na szczęście bardzo rzadka sytuacja, twórcy zwykle szanują inteligencję widza i zapraszają go do zabawy na równych zasadach), ale koniec końców autor oryginalnych książek i twórcy serialu dali radę stworzyć dzieło, w którym praca obrońcy zdaje się być najciekawszym zajęciem na świecie, co wcale nie jest takie łatwe. Może powinni dać im do zrobienia adaptację "Ace Attorney"?! Kto by oglądał?

Atuty

  • Lawiruje między wieloma wątkami, spinając je ostatecznie w zgrabną całość i zapowiadając przy okazji ciąg dalszy;
  • Emocjonujące, inteligentnie i całkiem realistycznie napisane rozprawy;
  • Garcia-Rulfo stworzył świetną interpretację postaci autorstwa Michaela Connelly'ego;
  • Lorna i Cisco;
  • Ładne, a okazjonalnie nawet imponujące zdjęcia i dobry montaż.

Wady

  • Niektóre pomniejsze historie zdają się nie wiązać w żaden sposób z tą główną;
  • Twórcy trochę za często powtarzają podobne mechanizmy narracyjne.

Prawnik z Lincolna bierze nową sprawę. Tym razem klientka jest mu wyjątkowo bliska, co nada wydarzeniom bardziej emocjonalny charakter i znacząco utrudni przygotowanie dobrej obrony. Manuel Garcia-Rulfo, jak i cała reszta głównej obsady robią świetną robotę, dostarczając sezon serialu, od którego ciężko się oderwać. Poproszę już ciąg dalszy!

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper