Meg 2: Głębia (2023)

Meg 2: Głębia (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Skok przez rekina

Piotrek Kamiński | 06.08.2023, 20:00

Jason Statham ma prowadzić ekspedycję na dno rowu mariańskiego. Najpierw będą musieli przebić się przez stado megalodonów, później natomiast zmierzą się z nieznanymi, przerażającymi stworzeniami żyjącymi głęboko pod poziomem morza. Nic jednak nie mogło przygotować ich na to, co znajdą na dnie rowu. Rozpocznie się długa i ciężka walka o życie. Na szczęście Jason jest niezabijalny, więc powinno być dobrze!

Ominąłem oryginalnego "The Meg", kiedy święcił triumfy w kinach pięć lat temu (ponad pół miliarda w światowym box office). Stwierdziłem jednak, że przed wybraniem się na część drugą dobrze byłoby nadrobić oryginał. Tak więc przekąski, napoje, grupka znajomych i już się skleił sympatyczny wieczorek filmowy. Włączyliśmy film, a tam... Nic się nie dzieje. To znaczy, była historia o misji ratunkowej, ale ani nie była ona za ciekawie przedstawiona, ani postacie niezbyt do mnie przemawiały. Od czasu do czasu zjawił się rekin żeby zrobić trochę klimatu, lecz tak naprawdę dopiero końcówka miała faktyczne tempo i całkiem dobrze się ją oglądało. Generalnie fanem nie zostałem. Tak więc, kiedy szedłem wczoraj na część drugą, nie liczyłem, że będzie to miło spędzony czas - raczej nudny obowiązek. I choć "Meg 2: Głębia" (rów brzmiało zbyt mało hollywoodzko?) absolutnie nie jest dobrym filmem, to jednak seans zleciał mi bardzo szybciutko. Wydaje mi się, że to jeden z tych filmów, które kiedyś, w przyszłości, dorobią się kultowego statusu. Dawno większych głupot nie oglądałem, a jednak ciężko było oderwać wzrok!

Dalsza część tekstu pod wideo

Meg 2: Głębia (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Dużo akcji, mało sensu 

Statham i jego... przybrana córka?

Oglądając nowy film Bena Whitleya można odnieść wrażenie, że tak naprawdę mamy do czynienia z dwoma różnymi produkcjami, od czasu do czasu delikatnie się przenikającymi i spotykającymi się na koniec na jedną, ostatnią rozpierduchę, która znowu zaskakuje widza zupełnie innym klimatem. Z jednej strony mamy tytułowe megalodony, które a to kogoś zjedzą, a to pobiją się z innymi morskimi stworzeniami, a jeden z nich, przetrzymywany w laboratorium, jest wręcz takim spryciarzem, że wywali głową kratę w... Szybie wentylacyjnym z wodą? Na szczęście ktoś zbudował go odpowiednio dużym aby zmieścił się w nim dorosły megalodon i mógł ze swojego zbiornika przepłynąć bezpośrednio do oceanu. Kompletna głupota, a jest ich tutaj znacznie, znacznie więcej. Z drugiej strony natomiast mamy wątek ludzki. Pewni źli ludzie robią coś złego na dnie oceanu (chociaż nie do końca zrozumiałem co, może syn mnie akurat zagadał, ale do końca filmu nie wiedziałem co takiego strasznego jest tam wydobywane aby trzeba było za to aż mordować) i tylko Statham i jego ekipa dadzą radę ich wszystkich pozabijać. Cały ten wątek jest nudny jak flaki z olejem, przewidywalny i zwyczajnie nieciekawie zaprojektowany. Czarny charakter nie ma ani dobrej chemii ze Stathamem (generalnie nikt nie ma chemii z nikim), ani solidnego tła narracyjnego, które mogłoby sprawić, że widz się nim zainteresuje. A, niestety, to o nich głównie jest ta historia. Rekiny wpadają tylko raz na jakiś czas kogoś zjeść i na finałową akcję. Aż wstyd nazywać za nimi cały film.

Między pierwszą, a drugą częścią zmieniła się osoba reżysera i jest to zmiana bardzo widoczna na przestrzeni całego filmu. Tak jak jedynka była po prostu boleśnie standardowym filmem o walce człowieka z rekinem - trochę ekologicznej gadki, jakaś pseudonauka, sprawy rodzinne, a samego rekina tyle co nic - tak mam wrażenie, że część druga, zamiast wzorować się na "Szczękach" poszła bardziej w kierunku "Rekinado". Scenariusz jest kompletnie zwariowany i pozbawiony sensu w imię bardziej widowiskowych scen akcji. Statham pływa bez specjalistycznego skafandra na głębokości kilku kilometrów, bo "wypuścił powietrze z nozdrzy", więc nic mu nie będzie, uzbrojeni najemnicy, których zadaniem jest zabić pewne osoby mają te osoby na muszce, ale nie strzelają, tylko pozwalają tamtym zrealizować (bardzo powolny i niezręczny) plan ucieczki, Jason dosłownie przeskakuje megalodona na skuterze wodnym! Myślę, że istnieje prawdopodobieństwo, że każda jedna scena w tym filmie zawiera jakieś błędy, głupoty i inne niedorzeczności. Jeśli podejść do seansu z odpowiednim nastawieniem, to może się ten poziom absurdu nawet podobać - zwłaszcza, że i bardziej klasycznych żartów nam scenarzyści nie szczędzili.

Meg 2: Głębia (2023) - recenzja, opinia o filmie [Warner Bros]. Kilka niezłych kadrów, popsutych kiepskim montażem

You shall not pass!

Scenom akcji zarzucić można bardzo wiele, ale na pewno nie, że jest ich mało. Okazjonalnie dostaniemy jakiś przerywnik dialogowy - często po chińsku, bo producenci liczą na te słodkie, chińskie juany - ale zazwyczaj jedna akcja prowadzi bezpośrednio do drugiej. Biorąc pod uwagę blisko dwugodzinny czas projekcji, można pod koniec już czuć pewne zmęczenie, przebodźcowanie. CGI zazwyczaj wypada całkiem ok. Wiadomo, że poziom drugiego "Avatara" to nie jest, ale jest na tyle dobrze żeby dało się uwierzyć, że coś tam w tej wodzie pływa. Zazwyczaj. Film można złapać również w wersji 3D i tak jak przez większość czasu jest ono całkiem subtelne, głównie dzielące ujęcia na wyraźnie odrębne plany, tak w paru miejscach twórcy nie mogli się powstrzymać żeby nie dać nam gigantycznie wystającej z ekranu rybki żeby młodsza część widowni wyciągała do niej ręce. Film nie jest zbyt straszny (chociaż okazjonalny jump scare się trafi), a choć rekiny zjadają ludzi całymi tonami, to krwi jest tu tyle co nic, więc nawet i z lubiącymi kino z lekkim dreszczykiem dzieciakami można spokojnie iść. Koszmarów raczej mieć nie będą.

CGI może i nie jest zazwyczaj złe (chociaż płynący na skuterze Statham z tłem wyraźnie wklejonym za nim wygląda trochę komicznie), ale tego samego nie da się powiedzieć o montażu. Sceny akcji są niesamowicie chaotyczne, bardzo łatwo jest się pogubić w tym co się dzieje i dlaczego. Montażysta uparcie tnie je z bardzo dużą częstotliwością, jakby dynamicznymi zmianami ujęcia próbował zamaskować kulawo przygotowany materiał. Miejscami w montażu wychodzą również wpadki postprodukcyjne, jak na przykład kiedy ktoś strzela do kogoś leżącego na ziemi. Tamten szybko wstaje i ucieka. Słyszymy cały czas oddawane w jego kierunku strzały, ale ani jedna łuska nie wbija się w ziemię, nie zostawia śladu, nie podbija w górę piachu. Jestem w miarę przekonany, że ktoś zwyczajnie zapomniał dokończyć to ujęcie. To tylko kolejny z wielu przykładów na to, jak niedbale zrobiony jest ten film.

"Meg 2: Głębia" to durny film akcji rodem z lat dziewięćdziesiątych, który jakimś cudem przeniósł się w czasie do 2023 roku. Skandalicznie dziurawa, pozbawiona logiki fabuła bardzo dobrze pasuje do tekturowych postaci (jedynie DJ wciąż bawi!), ale zatrzęsienie często komicznych scen akcji sprawia, że i tak bawiłem się na nim całkiem nieźle. Po jakimś czasie zaczęło już mnie wręcz bawić, że oto kolejny wątek urwał się i już nie wróci, a na koniec mała dziewczynka z pierwszej części tłumaczy, że wreszcie rozumie jedną sprawę, która to sprawa w żaden sposób nie pokrywa się z wcześniejszymi wydarzeniami filmu. To jeden z tych obrazów, które są tak głupie, że aż świetne. Nie mogę dać mu wyższej noty, ale i tak polecam wspólny seans w grupie znajomych - żeby można było się w trakcie śmiać, komentować, zwracać uwagę na kolejne bzdury. Czasami i takie kino dobrze się ogląda.

Atuty

  • Kilka ujęć potrafi zrobić wrażenie i imponuje kompozycją;
  • Sceny akcji są skandalicznie głupie, ale przy tym zabawnie bombastyczne;
  • DJ wciąż jest najzabawniejszą postacią w filmie;
  • Dobre tempo.

Wady

  • Zły, rozwarstwiony, pełen dziur scenariusz;
  • Kiepski antagonista;
  • W paru miejscach CGI wygląda jakby urwało się z 2000 roku;
  • Chaotyczny montaż;
  • Wątki biorą się znikąd albo kończą niczym.

"Meg 2: Głębia" ledwie trzyma się kupy jako spójny film fabularny. Komicznie dziurawy scenariusz, odrobina zamierzonego humoru i odjechane, miejscami imponująco nakręcone sceny akcji tworzą specyficzny koktajl - niby wiadomo, że film jest po prostu zły, a jednak ogląda się go szybko i przyjemnie. Do sprawdzenia z dobrą ekipą jak znalazł!

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper