Ted Lasso (2020)

Ted Lasso (2020) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Apple]. Historia zatoczyła koło

Piotrek Kamiński | 02.06.2023, 21:07

Richmond wrócili do pierwszej ligi, ale taktyka Teda w dalszym ciągu przynosi mało wymierne rezultaty. Czy trener futbolu amerykańskiego pokaże w końcu, że zna się również i na tym europejskim, czy może od początku było to jedno wielkie nieporozumienie? Drużyna żegna się w tym sezonie z widzami. Do zamknięcia zostało sporo wątków. Śmiało mogę jednak powiedzieć, że większość z nich udało się zamknąć w bardzo satysfakcjonujący sposób.

Dzisiaj raczej nie kręci się takich seriali jak "Ted Lasso". Na palcach jednej ręki policzę produkcje tak nieskrępowanie pozytywne, wesołe i inkluzyjne, jak dzisiejszy tytuł od Apple. Na przestrzeni trzech sezonów, 34 składających się na nie odcinków, widzowie nauczyli się, że wygrana to nie wszystko, każdy zasługuje na drugą szansę, a wybaczenie samemu sobie może być nawet trudniejsze, niż wybaczenie przeciwnikowi. No i oczywiście, że piłka nożna to życie! Nie wszystkie odcinki były tak samo dobre. Drugi sezon uważam wręcz za nieporównywalnie słabszy od pierwszego, jakby scenarzyści zupełnie nietrafnie zinterpretowali skąd wziął się sukces pierwszego. No i jakaś mądra głowa stwierdziła, że 30 minutowe odcinki są zdecydowanie zbyt krótkie, więc druga połowa sezonu weszła już na pułap godzin lekcyjnych. I tak jak trzeci sezon z początku wciąż drażnił mnie zawartością, ale bliżej końca zaczął wracać na właściwe tory, tak do samego końca odcinki stawały się dłuższe i dłuższe, z finałem serialu liczącym sobie solidnych 75 minut - tyle, co niektóre filmy! I tak jak jest to 75 minut wypełnionych sercem i niezłym humorem, tak jest to również zwyczajnie za dużo na serial komediowy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ted Lasso (2020) - recenzja 3 sezonu serialu [Apple]. Historia zatoczyła koło

quality time

Przyznam, że miałem już dosyć serialu, kiedy w pierwszych odcinkach sezonu wyglądało na to, że nic się nie zmieniło. Drużyna wciąż grała raczej kiepsko, Ted wciąż nie chciał przyznać, że istnieje jakiś problem, a i cała reszta postaci dookoła zdawała się stać w miejscu. Tak naprawdę, najciekawszy niespodziewanie stał się Nate (Nick Mohammed), który po przegraniu wewnętrznej walki ze swoimi demonami w poprzednim sezonie opuścił Richmond aby zostać głównym trenerem West Ham. Jego droga jest interesująca właściwie od samego początku. Zaczynał jako cichy chłopiec od ręczników, następnie wspomagał Teda dobrą radą, został asystentem trenera. W pewnym momencie zaczęły jednak wychodzić na wierzch jego kompleksy. Chyba wszyscy spodziewaliśmy się, że nie skończy on ostatecznie jako czarny charakter, ale i tak nie byłem przygotowany na to, jak sprawnie scenarzyści poprowadzą jego wątek. Bliżej końca drugiego sezonu i na początku trzeciego dosłownie go nienawidziłem. Jednak jego relacja z kelnerką Jade (Edyta Budnik) ponownie go uczłowiecza, wspomagana dodatkowo cichymi momentami z rodziną i cichą introspekcją.

Równie piękną ewolucję na przestrzeni całego serialu zaliczył Jamie Tart (Phil Dunster). Jego przejście na jasną stronę mocy pomaga również pośrednio postaci Roya (Brett Goldstein), który zaczynał robić się już lekko monotonny w swoim uporze i potrzebie wciskania wulgaryzmów do każdego jednego zdania opuszczającego jego usta. Ich rywalizacja przerodziła się ostatecznie w pięknie ukazaną przyjaźń i niepotrzebny był nawet do tego wątek romantyczny (chociaż straciła akurat na tym trochę Keeley, która prócz krótkiego, ale za to bardzo mocnego motywu związanego z prywatnością w internecie, nie miała za wiele do roboty w tym sezonie). Po drugiej stronie metaforycznego muru mamy postać Colina (Billy Harris) i próbę, której poddana została jego przyjaźń z kapitanem drużyny, Isaakiem (Kola Bokkini). Nie chcę wchodzić tu niepotrzebnie w spoilery, więc powiem tylko, że choć z początku myślałem, że wątek ten wciśnięto trochę na siłę, ostatecznie uważam, że poprowadzono go taktownie i z wyczuciem.

Ted Lasso (2020) - recenzja 3 sezonu serialu [Apple]. Dokąd zmierzasz, Ted?

Panowie trenerzy

Równie ciekawie przedstawiają się historie Sama (Toheeb Jimoh) i Trenta Crimma z the Independent (James Lance), ale już tytułowy bohater i jego szefowa trochę mnie nudzili. Rozumiem też że nie każdy jeden członek drużyny piłkarskiej może stać się w pełni zrealizowaną postacią, ale jest mi trochę przykro że do samego końca Dani Rojas (Cristo Fernandez) był jedynie źródłem żartów – zazwyczaj dobrych żartów, ale jednak wciąż tylko żartów. Ted (twórca serialu, Jason Sudeikis) niewiele zmienił się w tym sezonie. Cały czas tęskni za synem i żoną, cały czas utrzymuje, że chodzi o to aby się dobrze bawić. Ma oczywiście rację, ale taka charakterologiczna stagnacja nie służy budowaniu zajmującej telewizji. Podobało mi się za to w jaki sposób zespół doszedł do nowej strategii (miło było też zobaczyć Pepa Guardiolę) i jak zgrabnie i sensownie związało to wszystkie jego dotychczasowe wysiłki w styl, który faktycznie zaczął przynosić Richmond sukcesy.

Odnoszę wrażenie, że pierwszy sezon znacznie bardziej skupiał się na samej technice gry w piłkę. Nawet same sceny treningów i meczy - choć wyglądały taniej niż obecny sezon - robiły większe wrażenie, miały w sobie więcej ducha i zamysłu. W obecnej paczce odcinków mamy kilka całkiem imponujących sekwencji na boisku, które wyglądają nawet całkiem wiarygodnie dzięki sprytnemu zastosowaniu efektów komputerowych, ale brakowało mi trochę tych zbliżeń, przekładek, zwolnionego tempa i bardziej ambitnej pracy kamery.

Ostatecznie jednak "Ted Lasso" skończył się w bardzo elegancki sposób. Nawet absolutnie sucha scena, w której zespół śpiewa Tedowi piosenkę miała swój urok! Finałowi nie brakuje poruszających momentów, cała obsada pięknie żegna się ze swoimi rolami, a finał cudownie rymuje się z odcinkiem pilotażowym. Można więc powiedzieć, że serial Sudeikisa jest trochę jak "Gwiezdne Wojny", które same w sobie są niczym poezja – rymują się ze sobą. Poleciałem? Może trochę tak, ale nie jakoś bardzo, bo to był dobry serial i będę za nim tęsknił.

Atuty

  • Widać, że budżet urósł i pozwolił na bardziej widowiskowe ujęcia i więcej gościnnych występów gwiazd piłki nożnej;
  • Zgrabnie i z wyczuciem kończy większość wątków;
  • Świetna ścieżka dźwiękowa;
  • Finał pięknie odnosi się do pilota;
  • Ted i Beard.

Wady

  • Kilka wątków pozostało bez rozwiązania (może Apple naprawdę zrealizuje spin off z żeńską drużyną Richmond);
  • Pierwsza połowa sezonu słabsza od drugiej;
  • Zbyt długie odcinki powodują że miejscami wkrada się monotonia.

Kolejny serial żegna się z widzami w tym tygodniu. "Ted Lasso", tak samo jak "Barry" parę razy się potknął, lecz ostatecznie jest to jeden z tych seriali, do których warto będzie za jakiś czas wrócić.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper