Szybcy i wściekli 10 (2023)

Szybcy i wściekli 10 (2023) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Początek końca... Mam nadzieję

Piotrek Kamiński | 20.05.2023, 20:00

Przedłużona rodzina Dominica Toretto znajduje się w niebezpieczeństwie, kiedy członek rodziny jednego z jego dawnych wrogów zaczyna realizować plan swojej zemsty. W pojedynkę mogą nie dać rady. Potrzebnych będzie jeszcze kilka zaprzyjaźnionych rodzin.

Byłem gotów spisać nowych "Szybkich i Wściekłych" na straty. Seria dawno już przeskoczyła przysłowiowego rekina, do tego w zwolnionym tempie i z eksplozjami w tle (sam rekin pewnie też na koniec zrobił bum). Ludzie żartowali sobie, że po ósemce następnym podniesieniem poprzeczki może być już tylko lot w kosmos. Nie spodziewali się, że Justin Lin słucha i robi notatki. Przyznam, że dziewiątka nie zrobiła na mnie przesadnie dobrego wrażenia. Nadrobiłem ją dopiero kilka dni temu i raczej się z nią męczyłem. Sceny akcji były jakieś takie bez szału, po prostu siedzą w autach i gadają do krótkofalówek, gubiąc gdzieś po drodze emocje. Fabuła rozwarstwiona, w dodatku z kolejną osobą z przeszłości, o której do tej pory jakoś nikt nie pamiętał. No i Jakob (John Cena) jest RODZINĄ, więc wiadomo, jak rzecz się skończy. No i ten oklejony celofanem samochód w kosmosie... Wysiadłem. Później przeczytałem jednak wywiad z Linem, w którym ten opowiada za co lubi wracać do tej serii. Ponieważ kino w dzisiejszych czasach raczej stroni od przesadnie głupkowatych scen akcji, a "Szybcy i wściekli" właśnie dokładnie odwrotnie. Każda kolejna część jest stopniowo bardziej niedorzeczna i dlatego właśnie bawi zarówno widzów jak i twórców - jest medium przez które można realizować najbardziej bezsensowne pomysły, które nigdzie indziej by nie zadziałały. Pozwoliło mi to poluzować pasek w spodniach i podejść do dziesiątej części z nowym entuzjazmem - niech będzie głupio! Po to przecież poszedłem do kina!

Dalsza część tekstu pod wideo

Szybcy i wściekli 10 (2023) - recenzja filmu [UIP]. Rodzina się powiększa 

Kolejny złol z przeszłością

Obsadzenie w roli czarnego charakteru Jasona Momoy zdecydowanie było odważnym ruchem. Niby jak zrobi minę to potrafi wyglądać groźnie, dziko wręcz, ale facet jest przy tym tak charyzmatycznie sympatyczny, że ciężko go nie lubić, nawet kiedy grozi, że będzie cię zabijał długo i powoli. A jeśli widzowie kibicują antagoniście, to coś tu jest nie tak. Ciężko powiedzieć aby Jason coś tutaj grał. Jest dokładnie takim samym człowiekiem, jak we wszystkich wywiadach i w większości filmów - wielki dzikus z obowiązkowo rozpiętą koszulą, rzucający na lewo i prawo dowcipami i roztaczający swój urok. Jeśli ktoś go lubi, to i tu mu podejdzie, a jeśli niezbyt, to "Szybcy i wściekli 10" absolutnie tego nie zmienią.

Z innych nowości, do stale rosnącej obsady dołączyli znany ze świetnego "Reachera" Alan Ritchson i ulubiona aktorka wszystkich die hard fanów MCU, Brie Larson. Ritchsona uwielbiam jeszcze od czasów "Blue mountain state" i uważam, że to cudownie, że Hollywood wreszcie się na nim poznało. Jego postać w dzisiejszym filmie nie powala skomplikowanym profilem psychologicznym, ani niczym podobnym, ale nadrabia czystą charyzmą. Z kolei Brie... Cóż. Jest w porządku. Nie ma za wiele do roboty, więc i błysnąć nie ma kiedy, ale nie wypada źle i zdaje się, że będzie miała większą rolę w kolejnym filmie, gdyż jak już sugerowałem, "Szybcy i wściekli 10" to ledwie część tej historii. Twórcy nawet nie próbują się z tym za specjalnie kryć - rzecz nagle, po prostu kończy się ni z tego, ni z owego. Konflikt nie został rozwiązany, nie wydarzyło się nic, co można by uznać za odpowiedni punkt na zatrzymanie się. Dziwne i dosyć irytujące, zwłaszcza że film jest raczej z tych długawych (dwie godziny i dwadzieścia minut, choć mam wrażenie, że spokojnie z dziesięć minut to napisy końcowe, więc bez tragedii).

Szybcy i wściekli 10 (2023) - recenzja filmu [UIP]. Film klejony na kolanie 

Miejski pinball

Na stołku reżysera tym razem zasiadł Louis Leterrier, który ma na koncie choćby "Transportera", "Braci Grimsby", czy pierwszą "Iluzję". Myślałby kto, że chłop idealnie wpasuje się w klimat serii. Tymczasem akcja w jego wykonaniu wypada przez większość filmu... Nudno. Nie wiem jak to w ogóle możliwe przy scenach takich, jak gonienie dopasionymi samochodami wielkiej, okrągłej bomby, która przez ileś kilometrów turla się przez Rzym, niszcząc wszystko, na co się natknie - widzieliśmy ją w zwiastunie filmu - ale fakty są, jakie są. Pomysły może i mieli dobre, ale wykonaniu zabrakło pazura, ciekawszych ujęć, ciaśniejszego montażu. Wiadomo, że realizmu nie ma tu co szukać, więc kiedy Dom (Vin Diesel) rozbija się samochodem jakby grał w "Rocket league", to jest to należycie zabawne, ale samej sekwencji brakuje tempa i różnorodności, przez co w pewnym momencie robi się wręcz trochę nudno.

Odrobinę problematyczne jest również gigantyczne rozwarstwienie fabuły. Śledzimy równolegle Doma, Romana (Tyrese Gibson) z Tejem (Ludacris), Jakoba, Letty (Michelle Rodriguez) z Mią (Jordana Brewster), a i do antagonisty zaglądamy całkiem regularnie. A to nawet jeszcze nie wszystkie nitki, na które rozchodzi się w przeciągu tych dwóch godzin fabuła, ale nie chcę zbyt wiele sugerować, za dużo zdradzać. Niby dzięki ciągłym zmianom miejsca i postaci ciężko odczuć znużenie obrazem Leterriera, ale film staje się przez to chaotyczny i nieskładny - zwłaszcza biorąc pod uwagę to nieszczęsne zakończenie.

"Szybcy i wściekli" to niesamowita seria filmowa. Zaczęło się od chamskiej kopii "Na fali", tyle że z samochodami, zamiast desek surfingowych. Chwilę później seria prawie zdechła, bo ludzie nie zakochali się w pozbawionej Diesla dwójce i wręcz otwarcie gardzili zupełnie oddzielnym "Tokyo Driftem". Czwórka zrobiła więc miękki reset i od części piątej zaczął się szał - nasi bohaterowie z lubiących szybkie auta złodziei, stali się tajnymi agentami, raz za razem ratującymi świat, współpracującymi z rządem, bawiącymi się najnowszymi zdobyczami technologii. Jeśli spojrzeć na część pierwszą, po czym obejrzeć sobie scenę z dziewiątki, kiedy Roman i Tej lecą samochodem w kosmos, aż trudno uwierzyć, że to wciąż ta sama marka. Dzisiejszy film robi pod tym względem (niewielki) krok w tył i myślę, że ostatecznie jest to dobra decyzja. Szykujemy się powoli na zamknięcie sagi - przynajmniej mam taką nadzieję - i jeśli ma ono zrobić na widzach pozytywne wrażenie, to lepiej żeby główny bohater nie walczył z samym sobą z przyszłości. Fani marki będą pewnie względnie usatysfakcjonowani, ale widać, że seria zjada już własny ogon. 

Atuty

  • Kilka ciekawych pomysłów na sekwencje akcji;
  • Momoa dobrze bawi się w roli czarnego charakteru;
  • Wciąż dobry soundtrack, fajne auta i jeszcze fajniejsze hostessy;
  • Wartości rodzinne!

Wady

  • Scenom akcji brakuje pazura;
  • Rozwarstwiona, niemrawa fabuła;
  • Roman ma niby być zabawny... Niby;
  • Film dosłownie nie ma zakończenia.

"Szybcy i wściekli 10" to z jednej strony po prostu więcej tego samego, co zawsze, z drugiej rozwarstwiona fabuła i bez polotu kręcone sceny akcji sprawiają, że po seansie widzowie stwierdzą zapewne, że już im się trochę ta formuła przejadła. Pora kończyć!

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper