Alias (2023)

Alias (2023) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Testosteron poziom 1000, ale czy to wystarczy?

Piotrek Kamiński | 03.05.2023, 21:00

Adam Franco nie mówi zbyt wiele. On działa. Morduje przeciwników ze skutecznością, której nie powstydziłby się sam John Wick, jest szybki i męski, a kule zdają się go nie imać. Prócz tego jest jednak człowiekiem o gołębim sercu, co może oznaczać dla niego kłopoty w następnym powierzonym mu zadaniu.

Jako fan snucia wielowątkowych opowieści, mam niemały problem z francuskim "Aliasem" (albo "Aka" w oryginalne). Ponieważ kiedy Adam robi ludziom krzywdę, to wygląda to naprawdę sensownie, a i brutalnie tak jak trzeba. Mnogość postaci, z których dobra połowa chce się nawzajem wykiwać można uznać za solidne podwaliny pod angażującą, nawet jeśli ostatecznie raczej głupią opowieść. Dlaczego więc efekt końcowy jest tak... Nijaki? Spróbujmy rozłożyć film Morgana S. Daliberta na czynniki pierwsze i znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Alias (2023) - recenzja filmu [Netflix]. Niby wszystko jest na swoim miejscu...

Adam w pracy

Po pierwsze, główny bohater. Jako kark od brudnej roboty, Alban Lenoir nadałby się idealnie (był zresztą jakże pamiętną postacią, pod tytułem 'agent ochrony' w pierwszej "Uprowadzonej"). Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że do zagrania głównej roli potrzebna już jest jakaś charyzma, coś, co sprawia, że jesteśmy charakterystyczni. Tymczasem nawet krótkie "...Yeah." Johna Wicka ma w sobie więcej osobowości, niż cała postać Adama Franco. Kiedy go poznajemy, wybija cały batalion Talibów, czy innych mieszkających w jaskiniach terrorystów - spoko. Solidna scena akcji aby pokazać, że facet wie co robi (chociaż dlaczego jeden z tych złych rzucił mu się na plecy zamiast go zastrzelić, to nie rozumiem i pewnie nigdy nie zrozumiem). Później natomiast poznajemy Adama jako osobę i nie jest to najlepsze pierwsze wrażenie świata. Lenoir gra go jak totalny pień - non stop jedna mina, na której nie odrysowuje się choćby połowa jakiejś emocji (może poza gniewem), mało gada i na koniec wiemy o nim tak samo mało, jak na początku. Ostatecznie scenariusz rzuca widzowi kilka ochłapów na temat jego przeszłości, które pozwalają w jakimś stopniu zrozumieć jego motywacje w ostatnim akcie filmu, ale to zdecydowanie za mało i za późno. Adam Franco jest po prostu nieciekawym głównym bohaterem.

Druga sprawa to sceny akcji. Szanuję podejście nastawione na skuteczność, a nie efekciarstwo, choć nie uważam aby przekładało się ono na widowiskowe kino. Kiedy Adam walczy, przyświeca mu jeden cel - nie zginąć. Wpada więc we wrogów jak taran, rzuca nimi, stosuje brudne triki. Jego podejście działa, ale kiedy oglądamy go na ekranie, efekt jest niezamierzenie komiczny. Na szczęście za dużo walk na pięści tu nie uświadczymy - chłopaki (i kilka dziewczyn) wolą się postrzelać. Podobnie jak postać samego Adama, sceny strzelanin wyglądają jak żywcem wyciągnięte z lat osiemdziesiątych. Sporo w nich biegania i walenia na oślep, stania bez żadnej osłony i zdejmowania kolejnych wrogów, którzy nie trafiliby w wieżowiec z dziesięciu metrów, eksplozji i innych fajerwerków. Zdecydowanie ma to swój urok i jeśli twórcy "Alias" chcieli przywołać swoim filmem ducha lat minionych, to im się to udało, ale same wizualne odniesienia to za mało, kiedy filmowi brakuje duszy - solidnego protagonisty, wpadającej w ucho muzyki, taniej (ale i tak skutecznej) ckliwości.

Alias (2023) - recenzja filmu [Netflix]. Ale zupełnie nie potrafi wywrzeć wrażenia

Prezent urodzinowy

Sama intryga, czy też jej drugie, a nawet i trzecie dno nie są wcale złe. Można było poprzestać na tym początkowym konflikcie i nie rozbudowywać go w żaden sposób, a dostalibyśmy prostą, typowa dla gatunku - ale znowu - skuteczną opowiastkę. Miło więc, że scenariusz spod pióra panów reżysera i gwiazdy filmu wysila się na tyle, aby zaoferować kilka zwrotów akcji, w tym finałowy całkiem zgrabnie zazębiający się z występującym na różnych etapach historii motywem rodzicielstwa. Tyle że to wszystko jest cholernie nieprzemyślane i ledwie trzyma się kupy. Połowa fabuły nie musiała się w ogóle wydarzyć, jeśli od początku taki miał być efekt końcowy, a i atak terrorystyczny na hotel i w ogóle cały wątek sudańskiego ekstremisty, Moktara (Kevin Layne) trąci trochę absurdem i, cóż, nie ma sensu.

Czwarta sprawa, to postacie poboczne. Główny bohater ma prawo być chodzącym posągiem, jeśli otaczają go barwne postacie, z którymi możemy sympatyzować, które da się polubić. W "Alibi" trudno o choćby jedną taką postać - może z wyjątkiem małego Jonathana, ale on dostaje darmowe punkty bo jest mały i dokuczają mu w szkole. Rządowi współpracownicy Adama są równie sztywni jak on i trudno mi ich jakoś sensownie opisać, nawet świeżo po obejrzeniu filmu. Gangster Victor (Eric Cantona) jest najbardziej naiwnym szefem mafii wszechświata i w prawdziwym życiu sprzątnęli by go w pół sekundy. O Pee Weem (Saidou Camara) da się 'coś' powiedzieć, a to i tak więcej, niż oferuje lwia część pozostałych bohaterów. Tak więc zarówno główny bohater, jak i cały otaczający go świat są... Nudni. Tak po prostu. A to zdecydowanie gorzej, niż gdyby byli źle zagrani, czy mało realistyczni. Durny film akcji oglądam po to aby się rozerwać, ale w tym towarzystwie jest to praktycznie niemożliwe.

Często to powtarzam, ale "Alibi" jest dla mnie najgorszym typem filmu, gorszym nawet niż kompletny szrot, któremu wystawiam oceny 1-3. W tamtych filmach dzieje się tak źle, że chociaż jest o czym porozmawiać - mają często barwnych, zagranych niewprawnie bohaterów, szalone, zupełnie niedziałające pomysły, które potencjalnie, w odpowiednim towarzystwie, mogą nawet bawić i, bądź co bądź, zapadają w pamięć (nie wszystkie, oczywiście, ale rozumiesz, uogólnienie). Tymczasem nowa propozycja Francuzów jest tak agresywnie średnia, w dodatku z historią, która rozpada się, kiedy człowiek zaczyna o niej trochę myśleć, że szczerze odradzam seans - chyba że do poduchy, coby szybciej zasnąć. Nie jest to film ani tak zły, żeby oglądać go dla beki, ani na tyle dobry, żeby polecić go zupełnie szczerze. 

P.S. Jeśli ktoś jutro zaczyna matury, to POWODZENIA! :)

Atuty

  • Brutalne, nieźle wyreżyserowane strzelaniny;
  • Skuteczny motyw rodzic-dziecko.

Wady

  • Główny bohater bez wyrazu;
  • Właściwie to cała reszta obsady też bez wyrazu;
  • Kiepsko przemyślany, dziurawy scenariusz;
  • Reżysersko niektóre sceny nie stykają;
  • Nuda.

"Alias" to film garściami czerpiący z dorobku akcyjniaków lat osiemdziesiątych, ale przy tym fabularnie mdły i niedopracowany. Jeśli masz ochotę na kompletne odmóżdżenie, to wal śmiało, nie zawiedziesz się. W każdym innym wypadku - patrz ocena końcowa.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper