Siedmiu królów musi umrzeć

Siedmiu królów musi umrzeć (2023) - recenzja i opinia o filmie [Netlix]. Pozostał niedosyt

Roger Żochowski | 18.04.2023, 16:04

„Upadłe królestwo” to w mojej skromnej opinii jeden z najlepszych seriali ostatnich lat, który bardzo zgrabnie łączył fakty i postacie znane z historii, z fikcją nie raz ocierającą się o mity i wierzenia. Piąty sezon produkcji Netfliksa bardzo zgrabnie zamknął historię i co bardziej wrażliwi mogli uronić łzę. Na szósty, finałowy sezon streamingowy gigant nie dał jednak zielonego światła…

Cała telewizyjna opowieść o losach Uthreda, wychowanego przez Danów Saskiego wojownika, od początku bazowała na książkach z serii „The Saxon Stories" autorstwa Bernarda Cornwella, wprowadzając jednak do opowieści również własne wątki. Po skasowaniu szóstego sezonu, który miał domknąć opowieść i zakończyć historię Uthreda, zdecydowano się, że jego dalsze losy pokaże film. I choć nie można mu odmówić rozmachu to jednak zbyt wiele elementów przepisywanych z serialowej narracji na pełnometrażową produkcję trafiło pod nóź.

Dalsza część tekstu pod wideo

Siedmiu królów musi umrzeć (2023) - recenzja filmu [Netlix]. Brakujące ogniwa

Siedmiu królów musi umrzeć

Historia przeskakuje mocno do przodu i już na starcie jesteśmy świadkami śmierci króla Edwarda, jednej z głównych postaci piątego sezonu. Rozpoczyna się walka o to, kto przejmie po nim schedę, wszak do koryta pcha się zarówno prawowity syn, jak i bękart Athelstan (Harry Gilby) wychowany przez Uthreda. W tle tych wydarzeń szykuje się też dość niespodziewany sojusz, który może zmienić całkowicie układ sił na Wyspach. Nie mniej ważny jest też wątek zjednoczenia wszystkich królestw i stworzenia Anglii, co było marzeniem nieżyjącego już króla Alfreda. Tytuł filmu nie jest też przypadkowy, bo do walki staną grube ryby, w tym znany z serialu król Szkocji (wciąż świetny Rod Hallett jako Constantin, który jednak dostaje tym razem zbyt mało czasu). I co by nie mówić - serial „Upadłe Królestwo” zawsze stał mocno nakreślonymi, charyzmatycznymi postaciami i to się nie zmieniło. Nowi bohaterowie, jak Anlaf (Pekka Strang) wódz armii Wikingów planujący zakulisowy przewrót, czy Ingilmundr (Laurie Davidson), kolejny mąciciel na królewskim dworze, wypadają bardzo dobrze i wzbudzają często skrajne emocje.

Niestety przyjęcie koncepcji filmu sprawiło, że ucierpiały wątki ciągnące się przez kolejne sezony, a co gorsza, części obsady po prostu podziękowano za udział w projekcie. Z planszy wywiało praktycznie wszystkie kluczowe dla ostatniego sezonu kobiety. O ile absencję Lady Aelswith (niejednoznaczna, znakomita rola Elizy Butterworth), matki króla Edwarda można tłumaczyć tym, że zapewne w czasie przeskoku czasowego po prostu umarła ze starości, tak brak Stiorry (Ruby Hartley), córki Uhtreda, która napędzała fabułę ostatniego sezonu, jest kompletnie niezrozumiały. W filmie nie zobaczymy też Lady Aelfwynn (Phia Saban), Stefanie Martini (Eadith) czy Evy Birthistle (Hild), jakże ważnych dla wcześniejszych wydarzeń niewiast. Nie widzimy też samej śmierci Edwarda (Timothy Innes), wszak aktora również nie zaproszono na plan, co pamiętając jak emocjonalna było odejście poprzedniego króla, wydaje się kolejnym strzałem w stopę.

Siedmiu królów musi umrzeć (2023) - recenzja filmu [Netlix]. Uhtred z Bebbanburga

Siedmiu królów musi umrzeć

Wiarygodność serialu na swój sposób burzą też zmiany w obsadzie. Sonya Cassidy jako Eadgif, królowa i żona zmarłego Edwarda, z którym miała syna, została zastąpiona przez Elaine Cassidy. Tak, zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa, bo obie aktorki są siostrami, ale jednak z inteligentnej i ciepłej postaci Eadgif zmieniła się w szarą, zastraszoną myszkę, co zrzucam na karb znacznie gorszej gry aktorskiej. Film skupia się przede wszystkim na budowaniu trudnej relacji Uhtreda z coraz bardziej zagubionym pod ciężarem korony i marzeń dziadka o zjednoczeniu Anglii młodym Athelstanem. Czasami działa to świetnie, a czasami nie do końca. Przemiany młodego króla pokazane w filmie wydają się momentami niewiarygodne, gdyż nie poświecono im wystarczająco dużo czasu. Młody król jest bez większego wysiłku manipulowany, zmienia zdanie jak rękawiczki, a jego wcześniejsze relacje z Uthredem, któremu przecież tak ufał, nagle tracą na znaczeniu. I właśnie tutaj objawia się niestety pogoń na skróty po wszystkich wątkach, by tylko zmieścić się w niespełna dwugodzinnym finale. 

Napisawszy to wszystko trzeba jednak oddać filmowi to, że w pewnych elementach całość wciąż trzyma bardzo wysoką jakość. Ciężko przyczepić się do scenografii, scen plenerowych czy samych starć wielkich armii, które nadal wyglądają świetnie. Czuć pot i krew na polu walki, nie brakuje śmierci znanych i lubianych postaci, zwrotów akcji, zdrad, niespodziewanych sojuszy, czyli tego wszystkiego, za co widzowie pokochali ten serial. Sama końcówka zaś potrafi wzbudzić emocje nie mniejsze niż finał piątego sezonu i pozostawia pewne pole do interpretacji. Miło jest też znów zobaczyć postacie, których losy śledziliśmy przez kolejne sezony jak ojciec Pyrlig (Cavan Clerkin), Finan (Mark Rowley), Sihtric (Arnas Fedaravicius) czy Aldhelm (James Northcote). Poza tym Alexander Dreymon jako Uhtred z Bebbanburga wciąż jest koniem napędowym tego widowiska. Gra znakomicie, zachwyca swoim niecodziennym akcentem i niezmiennie wzbudza ogromną sympatię i zainteresowanie. Jest dla historii tym czym Geralt dla „Wiedźmina”, Jon Snow dla „Gry o tron”, niosąc na swoich barkach emocje i ciężar poprzednich pięciu sezonów. 

Bynajmniej nie jest to film, który łatwo się ogląda nie znając serialu, więc jako samodzielny produkt będzie w wielu miejscach niezrozumiały. Niestety jest to raczej definitywny koniec przygód Uthreda z racji tego, iż i sam autor książek ogłosił, że wraz z powieścią „War Lord” wydaną w 2020 roku, na której bazuje recenzowany obraz, postanowił zakończyć historię snutą w trzynastu kolejnych powieściach. I wielka szkoda, że nie udało się domknąć telewizyjnej adaptacji szóstym sezonem serialu. Mogliśmy dostać epicki finał, a musimy zadowolić się niezłym, ale niestety pozostawiającym niedosyt filmem zbyt często pędzącym na skróty. 

Atuty

  • Mimo wszystko relacja Uthreda z Athelstanem
  • Scenografia i sceny batalistyczne
  • Charyzma i kreacje nowych postaci
  • Wzruszające zakończenie historii

Wady

  • Porzucenie wielu wątków z serialu
  • Bardzo widoczne braki w obsadzie
  • Historia pełna skrótów, budowana zbyt szybko

Zamknięcie historii Uthreda powinien obejrzeć każdy fan serialu, ale zmiana formuły na pełnometrażowy film zbyt mocno odbiła się na historii.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper