65 (2023)

65 (2023) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Adam Driver strzela z lasera do dinozaurów

Piotrek Kamiński | 25.03.2023, 20:00

A gdybym tak powiedział ci, drogi czytelniku, że to zdanie w tytule to już właściwie cały, mniej więcej kompleksowy opis filmu, uwierzyłbyś? Niemożliwe, prawda? A jednak. Nie rozumiem jakim cudem ten film w ogóle powstał, kto ciągnął ten żart tak długo, że aż wyszedł z niego "skończony produkt"? Zrozumiałbym gdyby takie dzieło nakręciła grupka zapaleńców, spartańsko realizująca swój pierwszy albo jeden z pierwszych projektów, ale nie profesjonaliści z budżetem, zapleczem dużego studia i gwiazdą kalibru Adama Drivera w głównej roli.

Pamiętam kiedy pierwszy raz zobaczyłem na oczy Adama Drivera. Być może jest to powód do wstydu, ale nie miałem pojęcia kto to taki, zanim maszyna marketingowa Disneya nie ruszyła z promocją "Przebudzenia mocy". Wyglądał dosyć dziwacznie, mało strasznie z tym swoim dużym nosem, odstającymi uszami, szeroką sylwetką. Myślałem, że ktoś srogo pomylił się przy castingu. Nie miałem wtedy pojęcia, że patrzę na najjaśniejszy punkt całej tej nieskładnej trylogii. Ponieważ Adam jest zwyczajnie świetnym aktorem. Potrafi wzbudzić emocje, sprawić, że mu współczujemy albo go nienawidzimy. W "Historii małżeńskiej" był po prostu doskonały, a w głupkowatym skeczu SNL, pod tytułem "Undercover boss: Starkiller base" pokazał, że doskonale czuje się w sytuacjach komediowych, jeśli może zagrać je z kamienną twarzą. Do kompletu facet był w Marines zanim zdecydował się zostać aktorem, a to tylko wierzchołek jego góry lodowej! Równie ciekawą historię drogi do sławy ma dosłownie garstka innych osób (Christophera Lee natomiast i tak nikt nigdy nie przebije). Także kiedy po raz pierwszy usłyszałem o nowym filmie, w którym Adam Driver biega z futurystyczną spluwą i morduje dinozaury, byłem zachwycony. No bo co mogłoby pójść nie tak?! Cóż, jak się okazuje, wszystko...

Dalsza część tekstu pod wideo

65 (2023) - recenzja filmu [UIP]. Tyle minut powinien był trwać ten film

Adam i służący do wszystkiego gadżet przyszłości

Za scenariusz i reżyserię odpowiada duet, który napisał dla Johna Krasinskiego całkiem udane "Ciche miejsce" i jego kontynuację - Scott Beck i Bryan Wood. Oglądałem tylko pierwszą część horroru o kosmitach polujących na ludzi na słuch, ale już po tym jednym filmie da się zauważyć, że chłopaki nie zastanawiają się zbyt długo nad logiką danej sceny, jeśli może wyjść z tego klimatyczna, nacechowana emocjami sekwencja. Dobra połowa tamtego filmu nie ma żadnego sensu, jeśli zastanowić się nad nią dłużej niż pięć sekund, ale w trakcie seansu godzimy się na te wszechobecne uogólnienia i niedorzeczności, ponieważ bardzo skutecznie budują klimat i bezpośrednio odnoszą się do głównego tematu całego filmu. Tak jakby autorzy historii urządzili sobie burzę mózgów, rzucili kilkoma pomysłami, po czym stwierdzili, że wszystkie im się podobają, więc wrzucą je do filmu niezależnie od tego, czy ma to sens w kontekście szerszej opowieści, czy nie. Ale chociaż towarzyszą nam te emocje! "65" opowiada skrajnie nijaką historię i do kompletu, mimo że trwa ledwie 90 minut, jest nieziemsko wręcz nudnym filmem.

Czy można nazwać spoilerem zwrot akcji, który w czytelny i klarowny sposób omawia nawet zwiastun filmu? Ponieważ chciałbym napisać dwa słowa na ten temat i nie wiem, czy powinienem. No nic. Czuj się ostrzeżony. Otóż już kilkanaście minut po rozpoczęciu fabuły (albo z trailera) dowiadujemy się do czego właściwie odnosi się tytuł filmu. Otóż rzecz dzieje się 65 milionów lat przed naszą erą, a nieznana planeta, na której rozbija się Driver (kompletnie nie zapamiętałem jak jego postać się nazywa, więc pozwolę sobie tytułować go po nazwisku), dziki teren, po którym stąpają dziwnie komputerowo wyglądające stwory to... Ziemia. Ta nasza. "Co w związku z tym" zapytałby ktoś. Otóż... Nic. To takie tam tylko tło wydarzeń, nie mające żadnego wpływu na przebieg fabuły. Bo i jak ma na nią wpływać, kiedy cały film to po prostu dwoje rozbitków posługujących się różnymi językami, próbujących wydostać się z niegościnnej planety?

65 (2023) - recenzja filmu [UIP]. Tytuł równie ciekawy, jak reszta filmu 

Park Jurajski dla ubogich

Adam Driver i Ariana Greenblatt tworzą zgrabny duet głównych bohaterów. Ich próby wzajemnego zrozumienia się i subtelne gesty i spojrzenia, którymi się wymieniają, kiedy zaczyna im zależeć na tym drugim są w zasadzie jedynym prawdziwie jasnym punktem całego filmu. Przyjmując tę fuchę filmowy Driver zostawił w domu córkę w podobnym wieku do Greenblatt, tak więc w naturalny sposób zaczyna od pewnego momentu traktować swoją podopieczną jak własne dziecko, a i ona, mimo że często krzyczy w jego ogólnym kierunku, uśmiecha się pod nosem, kiedy on jej 'tatuje'. Cała ta ich relacja musiała zostać pokazana czystą grą aktorską, ponieważ żadne z nich nie posługuje się językiem drugiego. I na szczęście, ponieważ akurat w kwestii dialogów film Becka i Wooda potrafi miejscami mocno odlecieć w kosmos, jak kiedy Driver krzyczy do Greenblatt żeby odpalała silnik w ich statku, mimo że ta nie zna angielskiego. Tak jakby ta linijka kierowana była bardziej do widza, niż postaci.

Więc skoro aktorzy dobrze ze sobą współpracują, to może choć na poziomie emocjonalnym jest co pochwalić? Absolutnie nie! Strzelający do raptorów, czy innych T-Rexów (przepraszam za ignorancję) Driver spina się i jak zwykle daje z siebie wszystko aby wycisnąć odrobinę głębi ze swojej postaci, ale okropnie ukazana fabuła skutecznie mu to utrudnia. Prawda jest taka, że z gówna bicza nie ukręcisz, a tutaj w kwestii fabuły zwyczajnie nie ma o czym rozmawiać. Jako 5-10 minutowy wstęp do historii (może intro jakiejś gry?) sprawdziłby się idealnie, ale nie jako danie główne! Psioczyłem ostatnio, że "John Wick 4" to po prostu trzy godziny ciągłego mordowania się, z kilkunastoma minutami pisanej na kolanie fabuły gdzieś pomiędzy. Ale tam przynajmniej czułem więź z postaciami. Rozumiałem dlaczego Donnie Yen musi stanąć naprzeciwko dawnego przyjaciela, czułem zmęczenie Johna i gardziłem postacią Billa Skarsgarda. Film wyzwolił we mnie wszystkie te (i więcej) uczucia. W przypadku "65" czekałem aż wreszcie na ekran wjadą napisy końcowe, bo cisnął mnie pęcherz. Twórcy filmu nie dali mi żadnego sensownego powodu, dla którego miałbym przeżywać finał tej opowieści, ani, właściwie, żadną inną jego część.

Zastanawiam się po co robić (na poważnie) film o dinozaurach, jeśli ostatecznie będą one wyglądać na ekranie mniej przekonująco niż trzydziestoletnie jaszczury Stana Winstona i Industrial Light and Magic z "Parku Jurajskiego". Nie można nawet bronić "65" jako filmu o znacznie szerszym spektrum zainteresowań, w którym dinozaury są tylko dodatkiem, ponieważ mordowanie gadów różnych kształtów i rozmiarów to w zasadzie jedyne, na czym faktycznie skupia się fabuła. To oczywiście nie tak, że dinusie w filmie zostały wykonane na odwal się. Wręcz przeciwnie - każde cielsko zdobią dziesiątki rogów, wypustek, szram, grubych jak pięść łusek i zębów. I nie jestem pewien czy to kwestia kompozycji obrazu, czy może właśnie zbytniego przeładowania go zbędnymi detalami, ale nigdy, nawet przez chwilę, twórcom nie udało się sprzedać mi, że patrzę na prawdziwe, żywe zwierzę, zagrażające głównemu bohaterowi. Do gry by wystarczyło, ale w filmie rzuca się w oczy.

Choć mamy dopiero marzec, "65" już wskakuje do mojej prywatnej listy najsłabszych filmów tego roku. Nie dlatego, że został źle nakręcony (może czasami zaskoczyła mnie jakaś decyzja montażysty), czy zagrany. Teoretycznie film Scotta Becka i Bryana Wooda ma wszystko, czego potrzeba aby odnieść sukces - mało wyeksploatowany pomysł, mocne nazwisko w głównej roli, obietnicę wartkiej akcji. W praktyce jednak z obietnicy tej niewiele zostaje, ponieważ "65" jest filmem najzwyczajniej w świecie nudnym. Temat córki Drivera do niczego nie prowadzi, dinozaury nie są zagrożeniem, kiedy masz wypasiony, futurystyczny karabin, który w krytycznej chwili można naładować gniewem, a brak dodatkowych postaci i powiązań sprawia, że cała historia jest płaska i mało wyrazista, bezcelowa. Jak cały ten film.

Atuty

  • Ładna relacja Drivera i Greenblatt;
  • Krótki;
  • Pojedyncze momenty napięcia. 

Wady

  • Okropna fabuła;
  • Wszędobylska nuda;
  • Nie próbuje nawet rozwinąć żadnego wątku, obrać tematu, być o czymś;
  • Nierówne CGI;
  • Miejscami chaotyczny i nieskładny montaż.

"65" jest filmem, który przyciągał widzów samą koncepcją wrzucenia Adama Drivera z futurystyczną giwerą między dinozaury. Niestety, ponad to film Scotta Becka i Bryana Wooda nie ma już absolutnie nic do zaoferowania. Kompletna strata czasu, nie polecam.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper