Halo (2022)

Halo (2022) - recenzja, opinia o serialu [SkyShowtime]. Solidne S-F, tylko niezłe "Halo"

Piotrek Kamiński | 07.03.2023, 21:00

Wojna z przymierzem trwa w najlepsze. Technologicznie doskonalsi kosmici dziesiątkują kolejne ludzkie siedliska i tylko wyposażeni w najnowszą technologię Spartanie są w stanie nawiązać z nimi równą walkę, o czym w bardzo brutalny sposób przekonuje się nastoletnia Kwan Ha, córka przywódcy rebelii nie chcącej uwierzyć w zapewnienia UNSC o zagrożeniu ze strony Przymierza kosmitów.

Przeniesienie "Halo" na język telewizji było karkołomnym zadaniem. Jasne, to bogaty w lore, interesujący świat, ale same gry nie nadają się do przełożenia jeden do jednego, jak miało to miejsce w przypadku dobiegającego właśnie końca "The Last of Us". Gra to przede wszystkim bieganie i strzelanie, z okazjonalnym dialogiem tu i tam oraz względnie regularnymi scenkami przerywnikowymi między misjami. Opowiedziana w taki sposób historia Johna 117, znanego głównie jaki Master Chief (czego by nie wymyślali na usprawiedliwienie tego imienia w świecie gry i tak brzmi niesamowicie drętwo), byłaby kompletnym nieporozumieniem. Potrzebne było jakieś rozwinięcie materiału źródłowego. Czy twórcy serialu poszli w tym temacie najlepszą możliwą drogą? Moim zdaniem zdecydowanie nie, choć nie mogę powiedzieć aby to, co dostaliśmy oglądało się jakoś bardzo źle. To powinien był być cholernie intensywny serial wojenny, w którym garstka Spartan przedziera się przez nieprzyjazny teren, po drodze dowiadując się o istnieniu tytułowych pierścieni. Bohaterowie mogliby prowadzić między sobą rozmowy, współpracować z tubylcami, a na przełamanie mogliśmy dostać wątek polityczny. I lwia część fanów na całym świecie byłaby zachwycona. No dobrze, a co w takim razie dostaliśmy?

Dalsza część tekstu pod wideo

Halo (2022) - recenzja serialu [SkyShowtime]. Dwie, nierówne sobie linie fabuły 

John i Kwan Ha

Serial otwiera bardzo mocna scena bitewna na planecie Madrigal. Kryjący się tam rebelianci, wśród nich wspomniana już Kwan Ha (Yerin Ha), zostają zaatakowani przez elitarne jednostki Przymierza. Nie ma ich jakoś bardzo wielu, ale to nic - konwencjonalna broń nie jest w stanie spenetrować ich tarcz. Kiedy wydaje się, że sytuacja jest już przesądzona, ze statku UNSC wyskakuje "srebrny" oddział Spartan, z Master Chiefem (Pablo Schreiber) na czele. Tak poznajemy oboje głównych bohaterów. Tak, oboje. Niestety.

Kwan Ha jest niemożliwie nudną postacią, za co winę w stu procentach ponoszą scenarzyści. Z początku rebelianckie dziecko, które daje radę ugadać Master Chiefa na tyle, że ten zdejmuje przed nim swój hełm (o tym za chwilę) i które chce dalej walczyć, twardo wierząc w słuszność swojej sprawy, wydaje się być ciekawym pomysłem. Nie mogliby rozwinąć należycie jej wątku, gdyby cały czas siedziała z Johnem, więc zostaje szybko oddelegowana do jego dawnego znajomego, zbiega z programu Spartan, Sorena (Bokeem Woodbine), co również jest interesującą koncepcją. Przynajmniej na papierze. Problemem jest to, że cały ten jej wątek pozbawiony jest tempa, nie wiąże się w żaden sposób z główną historią i ostatecznie jest o niczym. Taki tam wypełniacz czasu. Przypomnę jedynie, że serial i tak składa się z dziewięciu, prawie godzinnych odcinków, więc można było spokojnie ten jej wątek wyciąć. Rozumiem, że w zapowiedzianym już drugim sezonie może stać się istotną postacią i wpłynąć na losy świata, lecz nie zwalnia to twórców z napisania jej angażującego wątku również i w tym sezonie.

Nasz drugi główny bohater, ten którego znamy z gier, wywołuje we mnie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony zbroja Mjolnir wygląda na nim absolutnie genialnie, a i sceny potyczek z kosmitami wyglądają jakby zostały żywcem wyciągnięte z gier (nawet irytujący alarm sygnalizujący wyczerpanie się tarczy został zachowany), z drugiej... To nie jest ten John 117! W grach Master Chief jest niemalże niepowstrzymaną maszyną do zabijania, za wszelką cenę starający się wykonać powierzone mu zadanie, choćby za cenę własnego życia. W serialu dostajemy skołowanego chłopka, który ma problemy z nowymi emocjami, regularnie nie wykonuje poleceń, tęskni za rodzicami i biega wiecznie bez hełmu albo w ogóle bez zbroi. Twórcy zasłaniają się faktem, że dzięki temu aktor może pokazać targające nim emocje, a widzowi łatwiej się z nim utożsamić, ale dla mnie jest to jedynie wymówka. Karl Urban mógł jakoś biegać przez całego "Dredda" w kasku i wciąż być absolutnie doskonałą postacią. Takie odzieranie postaci z jej tajemniczości żeby można było pokazać jak mu łezka leci psuje tylko jej legendę. Nie jestem fanem. Nie jestem również pewien, czy tak szybkie ujawnienie skąd wzięli się Spartanie i przerobienie wątku Dr Halsey (Natasha McElhone) było dobrym pomysłem. Niepotrzebnie przyspiesza to fabułę i robi z całości telenowelę, poświęcając przy tym w znacznej mierze wątek bitewny.

Halo (2022) - recenzja serialu [SkyShowtime]. Świetne walki, okraszone nierównym CGI 

Cortana w wersji kolorowej

Warstwa wizualna jest tak samo nierówna, jak fabuła. Tu i tu momenty absolutnie genialne, o których nie da się powiedzieć złego słowa, sąsiadują bezpośrednio z kompletnymi nieporozumieniami. Sposób ukazania walki Spartan z Przymierzem tak aby wyglądało to jak gra to mistrzostwo świata. Byłem również pod ogromnym wrażeniem przygotowania walk od strony choreografii i pracy kamery. Nie ma ich zbyt wiele, konkretne potyczki dostajemy właściwie tylko w pierwszym, piątym i dziewiątym odcinku, ale trzeba przyznać twórcom, że postarali się wycisnąć z nich jak najwięcej, jak kiedy w finale dwójka Spartan walczy z Brute'em. Kamera pięknie, szeroko pokazuje ruchy postaci, śledzi ciosy. Jest dynamicznie i efekciarsko, a kiedy jeden ze Spartan "wpada" w obiektyw i przechodzimy płynnie w widok z jego oczu, moje aż otworzyły się szerzej. Sami kosmici też wyglądają zazwyczaj raczej solidnie, choć miejscami, mam wrażenie, zdarza im się wypaść słabiej niż w przerywnikach z remake'u "Halo 2". Niby tam po prostu wyglądali świetnie, zgoda, ale tu mamy jednak serial live action i potrzebny jest najwyższy możliwy standard. Podobnie koślawo wygląda rozbłysk przy strzelaniu z broni. Ktoś wkleił chamski, płaski obrazek średniej jakości, ustawił żeby mrygał równo z dźwiękiem i zadowolony poszedł do domu. Niestety, mocno rzuca się to w oczy.

Wygląd scenerii to już bardziej kwestia gustu. Miasta i obszary zamknięte wyglądają bardzo sympatycznie, ale już tereny otwarte mi nie podeszły. W szczególności wygląd tytułowego pierścienia (na razie tylko w wizji, ale jakiś taki wydawał mi się... Mały) i planety, na której rozgrywa się finał. Niby zarówno tła, jak i elementy dekoracji prezentują sensowny poziom, ale coś w ich rozłożeniu na planie i kolorystyce całości zdawało się krzyczeć 'sztucznota!' (choć paleta barw przynajmniej sprawia, że obraz przykuwa uwagę). No i dlaczego Cortana nie jest już cała niebieska?! Ale to tak jak mówię - kwestia gustu i jestem przekonany, że wiele osób się ze mną w tej materii nie zgodzi.

Serial "Halo" to dla mnie bardzo trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony, jako entuzjasta gier z Master Chiefem, nie podoba mi się ton, na który zdecydowali się twórcy. Chciałem fajnego, wojennego science-fiction, a dostałem dramat rodzinny z kilkoma walkami tu i tam. Kwan Ha i cały jej wątek są (na razie przynajmniej) zupełnie zbędni i nie wnoszą niczego konkretnego do szerszego konfliktu. Z drugiej strony, jeśli nie patrzeć na to, czego samemu by się chciało od produkcji osadzonej w tym świecie, zostajemy z całkiem solidną produkcją s-f, brutalną, pełną intrygujących pomysłów i zwrotów akcji, miejscami tylko niedomagającą logicznie. Tak więc wystawiając ocenę końcową starałem się nie czepiać się o to, czego nie dostałem, a docenić to co możemy ostatecznie oglądać. Nie jest idealnie, ale absolutnie warto dać "Halo" szansę

Atuty

  • Lekko zmodyfikowany tu i tam, ale wciąż świetny lore;
  • Większość wątków poprowadzono bardzo zgrabnie i satysfakcjonująco;
  • Spartanie wyglądają i walczą iście spektakularnie;
  • Sceny naśladujące rozgrywkę;
  • Choreografia walk.

Wady

  • Wszystko, co ma związek z Kwan Ha;
  • Przestańcie w kółko ściągać te hełmy zwłaszcza na polu bitwy;
  • Nierówne CGI;
  • Niektóre decyzje postaci nie mają nic wspólnego z logiką i zdrowym rozsądkiem, przez co sprawiają wrażenie wymuszonych.

"Halo" nie jest produkcją przesadnie wierną xboxowemu oryginałowi, co może odrzucić część najbardziej zapalonych fanów. Jeśli jednak potrafisz odciąć się od własnych oczekiwań, czeka na ciebie dobry, przemyślany serial science-fiction. I Kwan Ha.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper