Różowe lata 90. (2023)

Różowe lata 90. (2023) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Nowa dekada, ta sama piwnica

Piotrek Kamiński | 24.01.2023, 21:00

25 lat temu banda dzieciaków z Point Place w stanie Wisconsin okupowała piwnicę rodziców jednego z nich. Pili piwo, palili zioło, romansowali i ogólnie tylko z rzadka zachowywali się jakkolwiek odpowiedzialnie. Teraz nowe pokolenie nastolatków, wiedzione przez dzieci tych oryginalnych, siada w tej samej piwnicy aby romansować, pić, a nawet palić tę samą marihuanę (dosłownie). Jest więc znajomo, ale czy nie aż nazbyt znajomo?

Oryginalne "Różowe lata 70." poznałem dosyć późno, bo dopiero kilka lat temu na Netflixie. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo dobrze dobrana obsada szybko zdobyła moje serce i pozwoliła się ze sobą "zaprzyjaźnić". No i gdybym sam był nastolatkiem, zapewne nie rozumiałbym odniesień do lat siedemdziesiątych, bo w czasach, w których dzieje się akcja serialu miałem jakieś minus dwanaście lat. Większe obycie pozwala lepiej złapać kontekst, nawet jeśli nie zna się go z autopsji. Dzisiejszy serial jest dla mnie pod tym względem i lepszy i gorszy od oryginału. Z jednej strony wychowałem się w latach dziewięćdziesiątych, więc łatwiej jest mi się wczuć w klimat, z drugiej zrobił się już ze mnie trochę zgred, więc na nastoletnich bohaterów serialu patrzę bardziej jak Red, niż jeden z nich. Choć może to po prostu kwestia doboru aktorów, trudno powiedzieć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Różowe lata 90. (2023) - recenzja serialu [Netflix]. Stare wymieszane z nowym 

Nowa ekipa, stara wieża ciśnień

Leia Forman (Callie Haverda) przyjeżdża z rodzicami w odwiedziny do swoich dziadków. Na miejscu poznaje Gwen (Ashley Aufderheide), dziewczynę mieszkającą obecnie w starym domu jej mamy. Chwilę po tym również jej brata, Nate'a (Maxwell Acee Donovan) oraz jego dziewczynę Nikki (Sam Morelos), ciutkę nierozgarniętego przystojniaka Jaya (Mace Coronel) i na dobicie ich kolegę, raczej specyficznego Azjatę, Ozzie'ego (Reyn Doi). Trzymana do tej pory raczej na krótkiej smyczy córka Erica i Donny stwierdza, że ponieważ jest lato, chciałaby zostać u dziadków i zapoznać się lepiej z nowymi przyjaciółmi. Jak zawsze neurotyczny Forman nie jest tym pomysłem zachwycony, ale ostatecznie daje się namówić. W końcu jego rodzice, Kitty (Debra Jo Rupp) i Red (Kurtwood Smith) przypilnują aby nic się jej nie stało. Lato czas zacząć!

Trzeba przyznać scenarzystom, że nie poszli na łatwiznę i w całym, dziesięcioodcinkowym sezonie nie zauważyłem odcinka, który byłby chamską kopią scenariusza z oryginału. Fabuły poszczególnych odcinków nie powalają może oryginalnością i są raczej delikatnie powiązane w jedną całość (zasadniczo tylko życie uczuciowe Lei ewoluuje z odcinka na odcinek, gdyby nie to, poszczególne odcinki można by oglądać w dowolnej kolejności, może poza pierwszym i ostatnim), ale zazwyczaj w dobry sposób wykorzystują najbardziej charakterystyczne cechy lat dziewięćdziesiątych żeby było się z czego pośmiać. Jest więc historia o tym, jak dzieciaki chciały iść na rave'a i o zakładaniu w domu internetu, ale również i takie bardziej skoncentrowane na postaciach, jak choćby o urodzinach Lei, czy trudnych początkach związków, albo zazdrości.

Scenariusze scenariuszami, ale postacie postaciami. I tak praktycznie każda z nowych postaci jest analogiem kogoś z oryginału - w myśl zasady, że skoro ludzie polubili ich dwadzieścia lat temu, to teraz też polubią. Leia jest neurotyczna i nieogarnięta jak jej tata. Gwen mieszka w starym domu Donny, ale posiada też niektóre jej cechy, choć widać w niej też elementy Hyde'a. Jay to po prostu Kelso, nie ma o czym gadać. Sęk w tym, że ten tutejszy smali cholewki do Lei więc aby można było zachować dynamikę oryginału z Jackie, wprowadzono Nate'a, który też jest raczej mało ogarnięty i miejscami sprawia wręcz wrażenie jakby był klonem, albo emocjonalnym bliźniakiem Jaya. Jego dziewczyna to Jackie z późniejszych sezonów. Czytaj: nie tak irytująca, jak z początku. No i Ozzie, dziwnie gadający chłopaczek o orientalnej urodzie. Fez jak się patrzy.

Różowe lata 90. (2023) - recenzja serialu [Netflix]. Potrzebuje czasu, ale ma potencjał 

Rodzina Formanów prawie w komplecie

Pierwszy odcinek w sporej mierze jedzie na nostalgii widza, pokazując powroty znanych postaci i miejsc. Kitty wciąż zabawnie się śmieje, Red przypomina wszystkim gdzie znajdzie się jego stopa, jeśli ktoś go będzie denerwował, piwnica wygląda równie sympatycznie, co zawsze. Być może to przez to zderzenie starego z nowym miałem wrażenie, że nowe dzieciaki nie dają rady. Leia ma być dziwna, jasne, ale odbierałem grę aktorską Haverdy jako sztuczną, a nie ujmującą. Związek Nate'a i Nikki wyglądał na najbardziej udawaną rzecz na świecie, Ozzie był jakiś taki niekomfortowy, a i humor trafiał do mnie raczej rzadko. Na szczęście dalej jest znacznie lepiej. Być może dlatego, że nowi bohaterowie mają znacznie więcej miejsca dla siebie - ze starej gwardii regularnie widzimy jedynie Reda i Kitty, ale oni zawsze byli raczej pobocznymi postaciami, miłymi dodatkami do rzucenia szybkim żartem. Podobnie jest i tutaj, choć nie wiem czy podoba mi się ta stara, mniej agresywna wersja Reda. Niby wciąż mówi, co myśli i ma raczej mało cierpliwości, ale teraz potrafi tez regularnie uśmiechać się i być generalnie pomocnym i wyrozumiałym. Rozumiem, że ludzie się zmieniają, ale żeby aż tak?

Nie tylko postacie i miejsca zostały niemal żywcem przeniesione z oryginalnego serialu, ale nawet sposób kręcenia kolejnych scen i ujęć kamery. Zdarzało się, że Kitty weszła do kuchni, a mnie natychmiast zalewała fala cieplej nostalgii, ponieważ kojarzyłem dokładnie ten kadr, ten ruch. Kiedy dzieciaki siedzą upalone w piwnicy, kamera skoncentrowana jest na sylwetce każdego z osobna i przeskakuje od jednej osoby, do drugiej. Znowu - tak samo jak w oryginale, choć mam wrażenie, że symulowany ruch kamery przy przejściach wyglądał lepiej 'w latach siedemdziesiątych'. Ten tekst napisał Darek. Nawet przejścia między scenami ponownie pokazują bohaterów robiących dziwne rzeczy, albo tańczących, z tym że tym razem tła są bardziej... Kredkowe, kojarzące się z latami dziewięćdziesiątymi i sitcomami z tamtej epoki. Z jednej strony jest to plus, z drugiej minus serialu, ponieważ produkcja jest przez wszystkie te podobieństwa raczej mało oryginalna (przynajmniej jej wierzchnia warstwa), ale przy tym niezaprzeczalnie, bez dwóch zdań od początku widzimy, że mamy do czynienia ze spadkobiercą oryginalnego serialu. Coś za coś.

"Różowe lata 90." to serial sprzeczności i nierówności. Z jednej strony chamsko kopiuje całą stylistykę i otoczkę swojego poprzednika, z drugiej stara się wpleść w nią swoje własne historie. Z jednej strony tworzy barwną kolekcję nowych bohaterów, z drugiej wzoruje ich bardzo mocno na tych poprzednich, a i regularnie posiłkuje się starą gwardią, jakby martwiąc się, że nowe dzieciaki nie udźwigną serialu bez ich pomocy. Miejscami zagrany jest wprost świetnie i tryska mocnymi żartami - "niestandardowa" głowa dziecka jeszcze długo będzie śnić mi się po nocach - a w innych sytuacjach ciężko aż uwierzyć, że dane ujęcie zaliczono do akceptowalnych. Ostatecznie jednak jestem całkiem pozytywnie zaskoczony nową propozycją Netflixa. Jeśli korporacja będzie na tyle miła żeby za tydzień nie ogłosić, że kasuje projekt, to kolejne sezony zapewne pozwolą postaciom rozwinąć skrzydła, a i scenarzyści z większą pewnością siebie będą zapuszczali się w bardziej oryginalne tereny. Jest całkiem nieźle. Polecam!

Atuty

  • Red, Kitty i cała reszta powracających postaci;
  • Dużo własnych, zwykle udanych pomysłów;
  • Sporo solidnych gagów;
  • Ma potencjał aby rozwinąć się w coś własnego. 

Wady

  • Niektóre żarty tragicznie kiepskie, przewidywalne, stare;
  • Młodzi aktorzy nie zawsze dają radę;
  • Kilka dziwnych decyzji scenariuszowych;
  • Może trochę zbyt podobny do oryginału. 

"Różowe lata 90." garściami czerpią z dorobku swojego poprzednika, ale potrafią zaskoczyć przy tym swoimi własnymi, całkiem udanymi pomysłami. Młodzi aktorzy nie zawsze stają na wysokości zadania, ale wspomagani starą gwardią sprawiają, że to i tak komedia godna polecenia fanom oryginału.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper