Duchy Inisherin (2022)

Duchy Inisherin (2022) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Utrata niewinności

Piotrek Kamiński | 11.01.2023, 21:00

Cichy film o niszczycielskiej sile kłótni i braku wzajemnego zrozumienia, rozegrany na tle irlandzkiej wojny domowej 1922-1923. Pięknie nakręcony i mistrzowsko zagrany, ale podobnie jak poprzednie filmy Martina McDonagha, może okazać się być zbyt stonowany dla szerszej widowni.

"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" był jednym z moich ulubionych filmów 20 17 roku. Historia matki, która na przekór wszystkim szuka morderców córki, nie patrząc kogo skrzywdzi po drodze. McDonagh mistrzowsko mieszał w nim elementy lekkie, wręcz komediowe, z rozgniatającymi duszę prawdami czekającymi tylko za rogiem, by złapać rozkojarzonego widza. Dzisiejszy film absolutnie nie jest pod tym względem inny. Powiedziałbym wręcz, że jeszcze mocniej skupia się na przekazie, przez co historia jako taka może wydawać się być sprawą drugorzędną.

Dalsza część tekstu pod wideo

Duchy Inisherin (2022) – recenzja filmu [Disney]. Mała wyspa i jej mieszkańcy

Wiejski prostaczek

Fabuła filmu nie jest przesadnie skomplikowana. Ot, na niewielkiej, irlandzkiej wyspie żyje sobie dwóch przyjaciół, Colm (Brendan Gleeson) i Padraic (Colin Farrell). Pewnego dnia ten pierwszy decyduje, że nie chce już przyjaźnić się z tym drugim. Nie podaje żadnego konkretnego powodu, tak więc Padraic ma problem z zaakceptowaniem decyzji przyjaciela, z którym od lat codziennie chadza na pintę do lokalnego pubu. Mało tego! Wprost odmawia pogodzenia się z faktami i robi wszystko, aby odzyskać kumpla od kufla – od rozmów, przez bycie piekielnie przygnębionym, na agresji kończąc.

Prócz nich, na wyspie mieszka jeszcze parę innych, barwnych postaci. Określany mianem wiejskiego głupka syn policjanta, Dominic (Barry Keoghan) wietrzy w sprzeczce głównych bohaterów okazję i sam próbuje zbliżyć się do Padraica. Ma ku temu kilka powodów. Po pierwsze uważa, że to bardzo miły, pozytywny człowiek, zapewne najbardziej sympatyczna osoba na całej wyspie – i prawdopodobnie ma rację. Po drugie, podoba mu się siostra Padraica, Siobhan (Kerry Condon). Rodzeństwo od czasu do czasu odwiedzane jest przez starszą panią McCormick (Sheila Flitton), która wygląda i zachowuje się trochę jak wiedźma (skojarzenia z tą z „Resident Evil Village” będą jak najbardziej na miejscu), a dwoma interesującymi przeciwieństwami są wesoły i przyjacielski barman oraz wspomniany już policjant, postać raczej pozbawiona pozytywnych cech.

Duchy Inisherin (2022) – recenzja filmu [Disney]. Zabawny, ale mimo wszystko przede wszystkim dogłębnie smutny

Padraic bez słowa mija się z Colmem

Dwie godziny czasu projekcji zlatują nam na oglądaniu jak Padraic próbuje odzyskać przyjaciela, Colm torpeduje swoje własne życie w imię idei, której widz z początku nie rozumie, Dominic smali cholewki do Siobhan, a ona próbuje bronić swojego brata przed złem tego świata. Brzmi jakby w całym filmie nic się za bardzo nie działo i trochę tak jest, lecz błyskotliwie napisane dialogi i wybitna gra aktorska sprawiają, że widz przez większość czasu zapomina o nudzie – choć ze dwa razy czułem już pewne ślady znużenia. Film regularnie wywołuje salwy śmiechu, za każdym razem zaskakując świeżością żartów i szczerością dialogów. Wiadomo, zdarzają się i tańsze zagrywki, jak widok śpiącego na waleta ojca Dominica, lecz są to jedynie pojedyncze rodzynki w całym, świeżo wypieczonym torcie, jakim jest film Martina McDonagha.

Największą siłą filmu i przy okazji motorem napędowym warstwy humorystycznej, są aktorzy. Gleeson gra raczej standardową dla siebie postać stoickiego zrzędy, ale już to, co na ekranie wyprawiają Keoghan i Farrell to małe mistrzostwo świata. Od obu bije tak szczere, niczym niezmącone dobre (w przypadku tego pierwszego w bliskim towarzystwie prostoty umysłowej, ale wciąż), że nie sposób z nimi nie sympatyzować. To jeden z tych filmów, które robią tak kolosalne wrażenie, że jeszcze podczas oglądania człowiek dochodzi do wniosku, że chciałby być lepszy, stać się lepszą wersją siebie. McDonagh jest mistrzem wywoływania tego typu emocji u widza. Przynajmniej parokrotnie oczy same zachodziły mi łzami i to nie dlatego, że na ekranie działo się coś przemożnie smutnego (chociaż i takie sceny są obecne), ale po prostu dlatego, że scenariusz, aktorstwo i reżyseria są tu aż tak dobre.

Zdjęcia i muzyka powinny zdecydowanie spodobać się fanom Irlandii. Utworów w tle za dużo tu nie uświadczymy, ale Colm jest utalentowanym skrzypkiem i często gra z innymi w pubie, dzięki czemu na przestrzeni całego filmu regularnie można nacieszyć uszy pięknymi, typowo irlandzkimi smyczkami. Co do zdjęć to już sama wyspa przedstawia się pięknie – urzeka surowym klimatem, połączeniem zieleni traw na wzgórzach i kamieni, z których poukładane są płoty. Słońca nie ma tu zbyt wiele, pogoda jest raczej stalowa, co w połączeniu z bardzo naturalnym doświetlaniem poszczególnych scen tworzy raczej melancholijny klimat, tak doskonale pasujący do opowiadanej historii. 

Patrząc na film jako całość nie sposób nie odnieść wrażenia, że każdy jego najmniejszy detal został pieczołowicie zaplanowany przez reżysera. Wszystko ma tu sens - postacie, zdjęcia, dialogi komplementują siebie nawzajem, historia ewoluuje w ściśle określonym, mocno depresyjnym kierunku i ostatecznie kończy się w odpowiednim momencie, pozwalając widzowi snuć przypuszczenia na temat tego, co może wydarzyć się dalej. Nie jest to jednak konieczne, ponieważ do tego momentu film osiągnął już wszystko to, co zamierzał. Wystarczy.

P. S. Film wchodzi do kin 20 stycznia. 

Atuty

  • Praktycznie cała obsada, ze szczególnym wyróżnieniem Farrella i Keoghana;
  • Świetnie napisane, szczerze zabawne dialogi;
  • Bardzo naturalny, surowy klimat Irlandii (wizualnie i muzycznie);
  • Piękna, choć smutna ewolucja postaci Padraica.

Wady

  • Okazjonalny gag słabszej jakości;
  • Fabuły nie ma tu za wiele – to produkcja oparta na postaciach, nie wydarzeniach, co niektórym może się nie spodobać.

„Duchy Inisherin” to pięknie nakręcony, świetnie zagrany film o przyjaźni, dobroci, niewinności i ich utracie. Nie dzieje się w nim zbyt wiele, a większość wniosków trzeba sobie wyciągnąć samemu, ale to właśnie dlatego tak dobrze się go ogląda. Przezabawne sytuacje i dialogi też pomagają. Polecam fanom spokojniejszego kina.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper