Świąteczna burza Netflix

Świąteczna burza (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Święta na lotnisku

Iza Łęcka | 26.12.2022, 16:00

Streamingowy gigant nie ustaje w dostarczaniu najróżniejszych, bardziej lub mniej udanych, filmów i seriali, które nawet miesiąc przed Bożym Narodzeniem pozwolą nam poczuć magię świąt. W tym roku perełką w licznym zestawieniu wydaje się norweska produkcja, która niemal w całości rozgrywa się na jednym z lotnisk – choć motyw przewodni wydaje się całkiem oklepany, wykonanie wprowadzi nas w dobry nastrój. Zapraszam do recenzji „Świątecznej burzy”.

Od kilku lat Netflix nie rezygnuje z nadarzającej się okazji i już kilka tygodni przed świętami oraz końcem roku serwuje swoim subskrybentom propozycje utrzymane w świątecznym, nieco tandetnym klimacie. Nie ulega wątpliwości, że na szczycie tego z roku na rok powiększającego się zestawienia jest „Klaus”, animacja ukazująca niezwykle interesującą genezę powstania świętego Mikołaja, lecz w całym zatrzęsieniu znajdzie się jeszcze kilka historii, po które jak najbardziej można sięgnąć w wolnym czasie. W połowie miesiąca zadebiutował stworzony przez Norwegów miniserial – wielu bohaterów zmierzających do różnych części świata musi uzbroić się w cierpliwość i przeczekać niezwykle trudną burzę śnieżną, która na 24 godziny zaburza plan pracy lotniska w Oslo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Świąteczna burza (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Kilka historii w jednym miejscu

Świąteczna burza (2022) – recenzja serialu [Netflix] - bohaterowie

Ronja jest duchowną, która służy pomocą każdemu strapionemu podróżnikowi – na dzień przed świętami ma znacznie więcej pracy, bo pogoda płata figle i wpływa na cały harmonogram odlotów i przylotów. Coraz większa zawierucha śnieżna, silny wiatr i śnieżyca sprawiają, że z lotniska nie można się wydostać, co bardzo utrudnia plany starających się dotrzeć do celu. David planuje dołączyć do żony na Maladze, Arthur Berg, popularny pianista doświadczający kryzysu kariery, od początku musi mierzyć się z trudnościami, Maria zmierza wspólnie z synem na poważną operację, która ma uratować jego wzrok, Sara szuka prezentu dla ojca, a Diana, pragnie spędzić najbliższe święta w najbardziej romantycznym mieście na świecie. Do tego nasza uwaga koncentruje się na gwieździe muzyki pop podróżującej ze swoją ekipą, pracującym na lotnisku barmanie, zostawionym piesku, przemądrzałym pilocie czekającym na następne zlecenie oraz nietypowej wersji świętego Mikołaja, który ani nie lubi świąt, ani nie znosi dzieci.

Koncepcja recenzowanej „Świątecznej burzy” nie jest niczym nowym – już wielokrotnie mieliśmy do czynienia z opowieścią, której scenariusz koncentruje się na wielu historiach i różnorodnych bohaterach, a ich losy splatają się w pewną całość. Dzięki temu fabuła jeszcze mocniej zyskuje na atrakcyjności, pokazując jednocześnie, że dla każdego szczęście i udane święta znaczą co innego. I tak jest też w istocie – miniserial naprawdę przyjemnie się ogląda, a umiejscowienie wydarzeń przede wszystkim na lotnisku, które wydawać by się mogło miejscem mało „świątecznym”, sprawia, że nie mamy do czynienia z przesłodzoną opowiastką. Reżyser Per-Olav Sørensen, dla którego nie jest to pierwszy projekt opracowany na zlecenie SVOD, bo wcześniej przygotował chociażby „Playlistę”, „Royalteen” czy właśnie „Facet na święta”, poświęca odpowiednio dużo uwagi każdej postaci i umiejętnie łączy rozmaite wątki, tworząc bardzo spójną całość – 6 odcinków wcale się nie dłuży. Na szczęście jest to bardzo ciepła produkcja, a nie typowa komedia romantyczna, choć część bohaterów doświadcza uczuciowych perturbacji.

Jak już wspomniałam – głównych postaci jest naprawdę sporo, a każda z nich w trakcie 24 godzin postoju przeżywa najróżniejsze emocje. Nie jest też tak, że scenariusz koncentruje się wyłącznie na nieskazitelnych mężczyznach i kobietach – mamy do czynienia ze skłóconym małżeństwem i ich nastoletnią córką, zmanierowanymi artystami, cierpiącym na poważne schorzenie pracownikiem lotniska, który w przeszłości popełnił wiele błędów, Stine będącą na życiowym zakręcie oraz zatwardziałą bogaczką pragnącą ze wszystkich sił uciec. Dlatego ich losy wydają się jeszcze bardziej prawdziwe i szczerze. Dobór obsady aktorskiej jest całkiem udany – choć żaden z odtwórców nie rzuca się zbytnio w oczy, ich kreacje się uzupełniają i są przyzwoite. Z każdym następnym odcinkiem chcemy poznawać kolejne aspekty „Świątecznej burzy”, która odznacza się przystępnością, inkluzywnością i jest wielobarwną mozaiką ludzkich losów przyozdobioną serdecznym przekazem.

Świąteczna burza (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Przyjemny scenariusz, pozytywne przesłanie

Oczywiście, moglibyśmy się przyczepić, że Netflix po raz kolejny zachęca do produkcji stworzonej na jedno kopyto, fabuła jest przewidywalna i oklepana – „Świątecznej burzy” doskwierają typowe dla gatunku bolączki. W trakcie seansu jednak nie zwrócimy na nie większej uwagi, bo twórcom udało się znakomicie oddać klimat i ducha świąt. Boże Narodzenie dla wielu nie jest tylko czasem radości i spotkań z rodziną oraz przyjaciółmi, życie dalej się toczy, problemy nie mijają, a w tym specjalnym okresie mogą uderzyć z podwójną siłą, podkreślając uczucie odrzucenia i samotności. Jednocześnie lotnisko jest miejscem, które nigdy nie śpi, co tylko podkreśla upływający czas. Scenariusz produkcji delikatnie dotyka zarówno mniej przyjemnych, jak i wywołujących uśmiech na twarzy, spraw, łącząc je w bardzo klimatyczną opowiastkę. Tutaj nie ma miejsca na słodko-pierdzące zdarzenia, a raczej zwykłą, ludzką życzliwość i uwagę, o jaką trudno w obecnych czasach, gdzie każdy gdzieś pędzi. Tą czujnością wykazują się między innymi zatrudnieni na lotnisku specjaliści, których śmiało można utożsamić z elfami, dobrymi duszami dbającymi o spokój klientów. Wiadomo, że wywiązują się oni z obowiązków zawodowych, jednakże ciepłe słowo czy większa uwaga z ich strony dodają nieco otuchy podczas nerwowego oczekiwania.

Jeżeli znudziły Wam się przygody Kevina, macie dość „Szklanej pułapki” czy nie chcecie po raz kolejny sięgać po animacje z Ebenezerem Scroogem – sprawdźcie „Świąteczną burzę”. To bardzo ciepły, zrealizowany z wdziękiem miniserial, który został upiększony kultowymi utworami świątecznymi nieco podkręcającymi ogólny przekaz. Norwescy twórcy sięgnęli po banalny motyw, ale wykorzystali go, jak tylko byli w stanie, dostarczając wdzięczną historię podróżujących i pracowników lotniska, w pewnym stopniu nawiązującą do „Terminala” z Tomem Hanksem. Nie ulega wątpliwości, że to jedna z najlepszych grudniowych propozycji dostępnych na platformie i bardzo dobra opcja na zimowe popołudnie pod kocykiem.

Atuty

  • Bardzo przyjemna atmosfera,
  • Nie jest zbyt słodko i bajkowo, a bohaterowie nie są wyidealizowani,
  • Różnorodne wątki,
  • Całość uprzyjemniają świąteczne hity.

Wady

  • Kilka oklepanych wątków,
  • Przewidywalna historia.

„Świąteczna burza” może i korzysta z całkiem oklepanego motywu, ale jej scenariusz i realizacja skradną Waszą uwagę. To bardzo interesująca, ciepła i wypełniona po brzegi przesłaniami oraz morałami historia. Na święta jak znalazł.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper