Dragon Age: Rozgrzeszenie

Dragon Age: Rozgrzeszenie (2022) - recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Czy BioWare wykorzystało szansę?

Wojciech Gruszczyk | 11.12.2022, 20:00

Netflix sięga po kolejne growe uniwersum oferując widzom i graczom historię ze świata BioWare. Czy jednak Dragon Age: Rozgrzeszenie to opowieść, która może zainteresować fanów IP i nową publikę? Przeczytajcie naszą recenzję.

Na przestrzeni ostatnich miesięcy mogliśmy zobaczyć na platformie Netflix kilka produkcji wywodzących się z branży gier. Firma zmierzyła się z takimi seriami jak Castlevania i Resident Evil, ale nie wszystkie historie prezentowały wysoki poziom... w zasadzie większość opowieści została zmiażdżona przez fanów oryginalnych produkcji, więc byłem ciekaw, jak Mairghread Scott poradzi sobie ze światem BioWare. Twórczyni pracowała przy takich seriach jak „Gwiezdne wojny: Ruch oporu”, „Marvel Rising: Secret Warriors” czy też „Transformers: Robots in Disguise”, więc posiada doświadczenie w realizowaniu animacji i historii, jednak tym razem to właśnie ona była odpowiedzialna za cały projekt i... łatwo można poczuć, że autorka nie jest związana z naszą branżą.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja [Netflix]. Dobry RPG potrzebuje zespołu

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja - Netflix - ekipa

Recenzowany „Dragon Age: Rozgrzeszenie” jest podzielony na zaledwie sześć odcinków i jest to bez wątpienia jeden z atutów produkcji, ponieważ całość zobaczycie w jeden wieczór – odcinki trwają po niespełna 30 minut. Nie ma tutaj czasu na nudę i w zasadzie tylko wstęp do przygody może się odrobinę dłużyć, ponieważ na dobry początek otrzymaliśmy dosłownie książkowe przedstawienie postaci.

Fairbanks znany z Dragon Age Inkwizycji zbiera ekipę, by za jej pomocą wykonać niebezpieczną misję i wojownik ma w swoim zespole zabawną czarodziejkę Qwydion rasy Qunari, zdecydowanie za szybko łączącego fakty krasnoluda Lacklona, wojownika Rolanda i czarodziejkę Hirę. Ekipa musi dostać się do Imperium Tevinter, czyli najdłużej istniejącego ludzkiego państwa w Thedas, więc zespół prosi o pomoc Miriam. Elfia najemniczka już wcześniej była w tych rejonach, doskonale zdaje sobie sprawę z układu pomieszczeń w zamku, ale jej przeszłość sprawia, że nie jest do końca przekonana do tego questa.

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja - Netflix - to miłość

To właśnie Miriam oraz jedna z dwóch postaci, które poznajemy na samym początku drugiego odcinka, odgrywają główną rolę w przygodzie, ponieważ są ze sobą... powiązani. Nie mogę zdradzić za wiele, ale ich wątek jest w zasadzie najciekawszym elementem układanki, ponieważ to właśnie bezwzględna zabójczyni przez swoją historię pokazuje w jak okrutnym i bezdusznym świecie rozgrywa się akcja. Twórczyni świetnie umiejscowiła wydarzenia i choć „Dragon Age: Rozgrzeszenie” nie jest specjalnie rozbudowany, to jednak widzowie mają okazję poznać ciekawy wątek „własności” i konsekwencji działania w świecie Dragon Age.

W wydarzeniach nie brakuje zdrady, ale również miłości – jak to bywa w realiach Dragon Age również osób tej samej płci. Jest to jednak jeden z nielicznych motywów znanych z IP, który tak dokładnie został przedstawiony przez twórców. Serial jest bardzo luźno połączony z realiami uniwersum BioWare i w zasadzie tworzy oddzielną historię – fani dostrzegą tutaj lekkie nawiązania (jak wspomniana postać Fairbanks, rasa Qunari, Imperium Tevinter), ale nie czuję, by moja wiedza na temat uniwersum została rozbudowana. Jestem również przekonany, że z „Dragon Age: Rozgrzeszenie” mogą bez problemu zapoznać się widzowie, którzy nie mają żadnej wiedzy na temat gier kanadyjskiego studia – to aktualnie trochę niewykorzystana szansa, by za pomocą serialu BioWare w ciekawy sposób wprowadziło publikę do Dragon Age Dreadwolf. Zdaję sobie sprawę, że gra nie zadebiutuje w przyszłym miesiącu, ale „Cyberpunk: Edgerunners” pokazał, jak w znakomity sposób mogą ze sobą współgrać produkcje z dwóch branż. Widzę tutaj przynajmniej dwie opcje dla twórców, by w przyszłości deweloperzy mogli skorzystać z serialu tworząc swoją historię, ale przynajmniej aktualnie jest to wyłącznie gdybanie – trudno powiedzieć, co tak naprawdę zrobi BioWare.

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja [Netflix]. Bohaterów serialu można łatwo przekonać

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja - Netflix - czarodziej i paladynka

Ekipa bohaterów ma za zadanie wykraść potężny artefakt czerpiący garściami z magii krwi i choć założenia historii zapowiadały mocniejsze sceny, to jednak atmosfera jest cały czas niszczona przez głupie decyzje bohaterów oraz nie do końca przemyślane dyskusje. Qwydion kilkukrotnie próbuje rozbawić publikę swoimi tekstami lub zachowaniem, co mi szczerze mówiąc totalnie nie pasowało podczas oglądania serialu. Nie potrafię także zrozumieć, dlaczego do opowieści recenzowanego Dragon Age: Rozgrzeszenie trafiło kilka tak bzdurnych dialogów – w jednej minucie Miriam potrafi się ucieszyć na wieść o planie, po chwili wpada w furię, by po kolejnej sekundzie ponownie zmienić zdanie. Bohaterowie serialu tak często i szybko zmieniają decyzje, że pierwszy raz w produkcji platformy Netflix pomyślałem – a może im po prostu zabrakło czasu? Całość zamyka się w trzech godzinach i jak wspomniałem – jest to dobra decyzja, ponieważ nie ma tutaj czasu na nudę, ale z drugiej strony pojawiły się niedorzeczne wydarzenia, na które ciężko przymknąć oko.

„Dragon Age: Rozgrzeszenie” wygląda ładnie... choć liczyłem na odrobinę mroczniejszy klimat. Szczególnie biorąc pod uwagę tematykę oraz samo przedstawienie wydarzeń, ponieważ Red Dog Culture House postawiło na bardzo kolorową stylistykę, która trochę gryzie się z samymi wydarzeniami. Jestem przekonany, że zmiana tonu na mroczniejszy i zmniejszenie roli Qwydion zapewniłoby znacznie lepsze wrażenia.

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja - Netflix - Miriam

Nie mogę jednak narzekać na prezentację samych walk, które są ładne, efektowne i podczas akcji możemy zobaczyć kilka odpowiednich dla realiów uniwersum ruchów. Szczególnie dobre wrażenie zrobiła na mnie Miriam, która z dziką furią atakuje i wykorzystuje szereg ładnych sztuczek. W zasadzie szkoda, że samych starć nie jest tak naprawdę za wiele, ale zdaję sobie sprawę, że to zaledwie sześć odcinków.

Na uwagę w „Dragon Age: Rozgrzeszenie” zasługują aktorzy, którzy w naprawdę dobry sposób zaprezentowali postacie – Kimberly Brooks (Miriam) od lat pracuje w grach i animacjach, a gracze mogli ją słyszeć w między innymi serii Mass Effect (Ashley Williams). Matthew Mercer (Fairbanks, Leon S. Kennedy w Resident Evil 6), Ashly Burch (Qwydion, Aloy z serii Horizon, Tiny Tina w Tiny Tina's Wonderlands, Rachel w „Mythic Quest”), Sumalee Montano (Hira, Morgan Yu w Prey, prezydent w Saints Row IV) czy też Phil LaMarr (Kotal Kahn w Mortal Kombat 11, Vamp w Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots) to doświadczeni i pracujący od lat w branży aktorzy głosowi, którzy ponownie nie zawiedli i naprawdę dobrze się ich słucha... szkoda jedynie, że sam scenariusz nie jest na tyle dobry, by każdy z bohaterów otrzymał odpowiednią przestrzeń.

Dragon Age: Rozgrzeszenie - recenzja [Netflix]. Typowy średniaczek

W kolejnych miesiącach na platformę Netflix trafią następnych produkcje wywodzące się z growych światów i choć mam nadzieję, że wiele z nich będzie lepszych niż recenzowany „Dragon Age: Rozgrzeszenie”, to jednocześnie wiem jedno – będą gorsze historie. Mało tutaj samego BioWare, scenariusz nie jest najmocniejszą stroną propozycji, ale w gruncie rzeczy spędziłem miły wieczór przy tej opowieści. Moje oczekiwania były skromne, więc nie czułem rozczarowania, a zdaję sobie sprawę, że może być znacznie gorzej.

Dużym atutem „Dragon Age: Rozgrzeszenie” jest sama akcja, ponieważ tutaj naprawdę trudno o nudę. Przygoda szybko się kończy i przynajmniej jeden zwrot akcji wypadł naprawdę dobrze. Szczególnie przypadła mi do gustu końcówka, która pokazuje, że produkcja miała duży potencjał, który jednak nie został wykorzystany przez twórców i samo BioWare.

Atuty

  • Bardzo ciekawe postacie, które zostały w zgrabny sposób przedstawione i dobrze się uzupełniają,
  • Ciekawy wątek główny...
  • Świetnie wyglądające pojedynki,
  • Tutaj nie ma czasu na nudę – to tylko 6 odcinków po 30 minut.

Wady

  • Głupie decyzje bohaterów,
  • który niestety nie został odpowiednio zaprezentowany,
  • Brak większego i oczekiwanego połączenia z uniwersum (przynajmniej aktualnie...),
  • Niektóre wątki można było znacznie lepiej zaprezentować.

Typowy średniaczek, który na szczęście trwa tylko trzy godziny, więc nie ma tutaj czasu na specjalną nudę, a niektórzy mogą nieźle się bawić. Nie oczekujcie jednak rewolucji – Dragon Age: Rozgrzeszenie to skromna ciekawostka.

6,5
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper