The Callisto Protocol

The Callisto Protocol – recenzja gry i opinia o grze [PS5, Xbox, PS4, PC]. Dead Space musi szykować pampersy

Wojciech Gruszczyk | 02.12.2022, 21:15

Od pierwszego, przerażającego zwiastuna premierowa gra Striking Distance Studios była określana jako „duchowy następca serii Dead Space”. Nie jest to jednak prawda, bo Glen Schofield zebrał grupę doświadczonych deweloperów, by zrobić coś więcej. Jaki jest i co oferuje The Callisto Protocol? Przeczytajcie naszą recenzję.

Na przestrzeni dwóch miesięcy będziemy świadkami dwóch znaczących premier dla entuzjastów przerażających gier. Dzisiaj debiutuje The Callisto Protocol, czyli produkcja stworzona przez doświadczonych deweloperów i ojców sukcesu serii Dead Space, a już pod koniec stycznia dojdzie do debiutu odświeżonej przygody Isaaca Clarke'a. Glen Schofield w zgrabny sposób korzysta ze swojego dorobku, ale pierwsza produkcja Striking Distance Studios to duży problem dla Electronic Arts oraz studia Motive.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Callisto Protocol nie porwie Was historią, ale klimat wylewa się z ekranu

The Callisto Protocol - recenzja - dwugłowa bestia

Akcja recenzowanego The Callisto Protocol została umiejscowiona w 2320 roku, gdy ludzkość swobodnie podróżuje od planety do planety, a gracze mają okazję wcielić się w kosmicznego dostawcę. Jacob Lee zajmuje się przewożeniem zamówionych towarów, więc podróżuje pomiędzy gigantycznymi odległościami, ale jedno ze zleceń zostaje zakłócone przez niespodziewany atak. Zamiast spokojnego lądowania na księżycu Jowisza – tytułowym Callisto – na statku pojawia się uzbrojona grupa, a akcja kończy się widowiskowymi problemami. Maszyna rozbija się o planetę, a po chwili na miejscu pojawia się uzbrojony oddział, który... przewozi aktorów tego wydarzenia do Black Iron – tę dźwięczną nazwę nosi więzienie umiejscowione na Callisto.

Jacob próbuje tłumaczyć sytuację, jednak zostaje zatrzymany, siłą doprowadzony do celi i tak rozpoczyna się produkcja Striking Distance Studios. Jacoba tak naprawdę nikt nie słucha, a gdy po chwili budzi się w osamotnionym pokoju, dostrzega, że ma znacznie większy problem niż odsiadka. Black Iron to zakład karny o zaostrzonym rygorze, w którym kary odsiadują niebezpieczni kryminaliści, ale okazuje się, że przestępcy zaczynają się... zmieniać. Słowo więzienie w The Callisto Protocol nabiera nowego wymiaru, ponieważ główny bohater orientuje się, że musi uciekać – na każdym kroku panoszą się potwory, które dosłownie przejęły miejscówkę i zaczynają wybijać każdego kolejnego więźnia.

Te słowa tak naprawdę przedstawiają sam początek opowieści i ze względu na możliwe spoilery nie powinienem wchodzić w żadne dodatkowe szczegóły. Fabuła The Callisto Protocol nie jest odkrywcza, ponieważ prezentowane przez scenarzystów motywy mogliście znaleźć w wielu horrorach science-fiction, ale fabuła zachęca do odkrywania kolejnych zakątków Black Iron. Twórcy zgrabnie przemycają do historii dwie ważne postacie, które prowadzą protagonistę i gracza za rączkę, by ten duet doskonale wiedział, co ma robić w kolejnych rozdziałach. Opowieść ukończyłem w 14 godzin, jednak zdaję sobie sprawę, że ten czas mógłbym skrócić o 2 godziny lub wydłużyć o kilka – w produkcji znajduje się sporo dodatkowych lokacji, które można odwiedzić, by lepiej poznać miejsce, ale szczerze mówiąc... nie zawsze miałem na to ochotę. Wszystko przez dość wygórowany poziom trudności, który w wielu miejscach dosłownie mnie ograniczał. Nie chciałem odwiedzać nowych lokacji, bo po prostu obawiałem się, że za rogiem będą czyhać kolejna potwory.

The Callisto Protocol - recenzja - mróz

W dodatku pod koniec opowieści poczułem, że deweloperzy wyraźnie przyspieszyli, a jednocześnie całkowicie zmienili środek ciężkości rozgrywki. Na początku tytuł wymaga bardzo spokojnej gry, by dokładnie planować swoje ruchy, w połowie jesteśmy świadkami segmentu nastawionego na skradanie, a pod koniec Glen Schofield odpalił wrotki serwując graczom klasycznego akcyjniaka z giwerami w rolach głównych. Recenzowany The Callisto Protocol nie jest tak naprawdę klasycznym survival horrorem, ponieważ deweloperzy bawią się gatunkiem serwując graczom różnorodne doświadczenie.

Niezależnie jednak od momentu rozgrywki, The Callisto Protocol zanurza gracza w ponure, często mroczne i przesiąknięte znakomitą atmosferą lokacje, które chce się po prostu oglądać. Deweloperzy zadbali o masę krwawych scen, odciętych głów, wiszących trupów, rozszarpanych ciał, miejscówek oblanych juchą od góry do dołu, by dorzucić do całości fantastycznie wyglądające potwory. Grafika to zdecydowanie jeden z atutów produkcji Striking Distance Studios, ponieważ jest to jeden z tych horrorów, na który patrzy się z dużą przyjemnością – choć nie oczekujcie next-genowej jakości w każdym miejscu. Kapitalnie prezentują się twarze głównych bohaterów i Josh Duhamel („Transformers”, „Och, życie”, „Bezpieczna przystań” – Jacob Lee) oraz Karen Fukuhara („Legion samobójców”, „The Boys” – Dani Nakamura) wykonali znakomitą pracę. Ich emocje są łatwo wyczuwalne... nawet jeśli główny bohater to typowy osiłek, który podejmuje kilka głupich decyzji.

Opowieść z The Callisto Protocol choć jest przewidywalna, to jednak wydarzenia sprawiły, że od początku chciałem poznać finał, by dowiedzieć się, jak skończy Jacob Lee. Twórcy w dobrym momencie zmieniają główny wątek, ponieważ pozwalają nam również lepiej poznać same wydarzenia z Black Iron i dowiedzieć się, dlaczego protagonista jest tak naprawdę zamieszany w całą sprawę. W ostateczności Glen Schofield otworzył sobie drzwi do przynajmniej jednej kontynuacji i nie będę zaskoczony, gdy w głowie doświadczonego dewelopera już teraz znajdowała się koncepcja na przynajmniej kilka części.

The Callisto Protocol niczym Dead Space? Raczej Dark Souls...

The Callisto Protocol - recenzja - potworek w ścianie

Od pierwszej zapowiedzi recenzowanego The Callisto Protocol pojawiały się proste porównania przygody do serii Dead Space. Ma to jak najbardziej sens, jednak tak naprawdę już na samym początku gry Glen Schofield odcina się od swojego 14-letniego dziecka. Striking Distance Studios postawiło na bardzo bezpośrednią i dynamiczniejszą walkę względem poprzednika i jest to największy atut oraz zarazem przekleństwo produkcji, ponieważ właśnie przez ten element propozycja może dla wielu graczy być niezwykle wymagająca.

W The Callisto Protocol na starcie otrzymujemy pałkę, dzięki której możemy okładać kolejne potwory, ale stwory nie czekają na nasz ruch – krwiożercze bestie chętnie atakują, więc musimy wykonywać... uniki. Ruszając lewym analogiem w lewo lub prawo wykonujemy dynamiczne ruchy, by nie zostać zaatakowanym, a jednocześnie otwieramy sobie drogę do kolejnych ciosów. Gdy po chwili w naszym repertuarze pojawia się również giwera, to możemy nie tylko niczym Rocky Balboa tańczyć obok wroga, ale w pewnym momencie rozpoczynamy bardzo skuteczną kontrę. Ciała bestii reagują na uderzenia, więc odrywając kawałek potwora, pojawia się miejsce, w które możemy strzelić, by zadać dużo większe obrażenia. System ten sprawia, że walka jest bardzo płynna i zachęca do zabawy – gracz może odstrzelić nogi potworowi, by następnie patrzeć jak ten czołga się w jego kierunku. Innym razem pozbawiamy bestii rąk, a ta chce nas dosłownie pożreć, a możemy nawet... odstrzelić lub odrąbać mutantowi głowę, co w żadnym stopniu nie wpływa na jego plany i ten nadal chce zgładzić Jacoba.

Deweloperzy zapewnili trzy poziomy trudności, ale nawet na „normalnym” walka w The Callisto Protocol jest trudna – w kilku miejscach miałem wrażenie, że studio dosłownie przesadziło z liczbą potworów. Takie uczucie pojawia się szczególnie w finałowym fragmencie, gdy tak naprawdę nie mamy już możliwości korzystania z broni białej, ponieważ musimy unikać ataków, a następnie po prostu strzelać, strzelać i jeszcze raz strzelać. Dlaczego nie możemy postawić na rywalizację z bliskiej odległości? Striking Distance Studios postanowiło dosłownie podkręcić poziom wyzwań i bohater może być jednocześnie zaatakowany przez kilka potworów – bestie nie czekają na swoją kolej. Sytuacja jest kłopotliwa w momencie, gdy my okładamy jednego lub nawet dwa stwory, a dwa następne atakują nas w plecy. Ta sytuacja może frustrować, bo choć na początku system walki sprawdza się w 100%, to jednak z czasem czujemy, że autorzy nie do końca przemyśleli przyjęte założenia.

The Callisto Protocol - recenzja - obiekt badawczy

Z takich kłopotów możemy uciec dzięki GRP – Jacob po pewnym czasie znajduje specjalne urządzenie, dzięki któremu może chwycić w powietrze potwora, by następnie nim rzucić. System przydaje się w momencie, gdy obok znajdują się kolce, wielki wiatrak lub zgniatarka – dzięki temu możemy w efektowny i krwawy sposób pozbyć się bestii. Gracz może zyskać przewagę wykorzystując również elementy otoczenia – GRP nadaje się do przykładowo rzucenia bombą.

Potencjał urządzenia na początku nie jest specjalnie duży, ale deweloperzy The Callisto Protocol przygotowali stacje badawcze, w których możemy nie tylko sprzedać znaleziony sprzęt, ale przede wszystkim ulepszyć ten posiadany lub stworzyć nowy. Autorzy w świetny sposób wykorzystują współczesną technologię, ponieważ okazuje się, że urządzenia tworzymy w... drukarce 3D. Wcześniej zebrany pistolet wsadzamy do maszyny, by dodrukować jej ulepszenia i zadbać o większy magazynek lub zwiększyć moc, a pałka może otrzymać dodatkowy cios (mocniejszy atak) lub pozwala poprawić defensywę bohatera. Ulepszeń jest sporo i znacząco wpływają one na rozgrywkę – w drukarce możemy nawet stworzyć amunicję lub ampułki leczenia, jednak jak to często w tym gatunku bywa... zawsze brakuje odpowiednich funduszy.

W grze nie zabrakło zupełnie nowych broni, które możemy stworzyć dopiero po znalezieniu odpowiedniego schematu – jak już wspomniałem w tytule znajduje się cała masa alternatywnych przejść lub dodatkowych lokacji i to właśnie w takich miejscach nie tylko spotykamy dodatkowe zagrożenie, ale przede wszystkim mamy okazję zdobyć cenne przedmioty. Jacob musi w zasadzie bardzo szybko orientować się w wydarzeniach z Black Iron, ponieważ po małym wstępie okazuje się, że każda z bestii... mutuje. Gdy my odstrzelimy rękę potworowi lub pozbędziemy się kawałka jego brzucha, za chwile możemy mieć znacznie większy problem, ponieważ stwór rozpocznie ewolucje i przykładowo wyrosną mu dwie dodatkowe łapy przypominające ostrza. Twórcy jednak nie wykorzystali potencjału przeciwników do przygotowania kilku bossów – główny antagonista jest w zasadzie rozczarowujący, ostatnia walka to fatalnie zrealizowana formalność, a podczas opowieści brakuje kilku większych problemów. W zasadzie Striking Distance Studios opracowało jednego potężniejszego stwora, który w pewnym momencie staje się... zwykłym przeciwnikiem.

Czy The Callisto Protocol straszy?

The Callisto Protocol - recenzja - walka po cichu

Striking Distance Studios wyraźnie bawi się formą horroru i w ostateczności recenzowany The Callisto Protocol oferuje podobne wrażenia jak przywoływany wcześniej Dead Space. W kilku miejscach deweloperzy wykorzystują proste zagrywki rzucając klasycznym jumpscarem, ale ogólnie tytuł nie jest specjalnie przerażający. Tutaj znacznie większą rolę odgrywa atmosfera, która jest budowana przez świetną grafikę oraz całkowite zrezygnowanie z HUD-a – na ekranie brakuje danych dotyczących zdrowia postaci lub przedmiotów, ale łatwo możecie dostrzec, że na szyi bohatera znajduje się zielony lub czerwony wskaźnik. Technologia została protagoniście dosłownie wstrzyknięta na samym początku przygody i za jej pomocą możemy określić, czy Jacob potrzebuje pomocy. Animatorzy nie zawiedli również w przypadku poruszania się więźnia, który po otrzymaniu większych obrażeń staje się mniej mobilny.

Tytuł jest jednak bardzo krwawy – Striking Distance Studios jeszcze przed premierą chwaliło się opracowaniem krwawych finisherów, podczas których Lee zostaje zmiażdżony przez potwory i faktycznie wygląda to znakomicie. Widzimy, jak stwory dosłownie wyrywają fragment głowy bohaterowi, miażdżą stopą czaszkę, odcinają jego ręce, wkładają mu palce do oczu lub po prostu masakrują jego ciało. Takie smaczki pojawiają się również w kilku bardziej dynamicznych fragmentach eksploracji – gdy przykładowo Jacob spada z dużej odległości, to może wpaść na ostry element, by jego ciało zostało dosłownie przepołowione. Nie wszystkie animacje zostały ostatecznie dopracowane, jednak wszystkie są obłędnie krwawe.

W dobrym zanurzeniu się w opowieści pomaga również udźwiękowienie – deweloperzy dopracowali dźwięk 3D, który na PlayStation 5 robi fenomenalną robotę. Podczas gry dosłownie słyszymy, jak nad naszą głową, w wentylacji przedziera się potwór, w oddali słyszymy kroki następnego lub krzyki dobiegające gdzieś w tle. To robi gigantyczne wrażenie, ale oczywiście warto podczas rozgrywki grać na słuchawkach lub dobrym sprzęcie audio, by dosłownie poczuć dźwięk. Twórcy wykorzystali również funkcje kontrolera DualSense, więc z głośnika dobiegają komunikaty, które otrzymuje główny bohater, a jednocześnie w trakcie rozgrywki poczujecie zróżnicowane wibracje. Świetnie sprawdzają się także adaptacyjne triggery, dzięki którym czujemy siłę każdego ciosu.

The Callisto Protocol to intensywna akcja, ale...

The Callisto Protocol - recenzja - smutny Jacob

Na osobny akapit w przypadku recenzji The Callisto Protocol na pewno zasługują same bestie, bo choć typów wrogów nie jest bardzo dużo to... w tym wypadku liczy się jakość. Zmutowani więźniowie poruszają się niczym klikacze z The Last of Us, wydają koszmarne dźwięki, a gdy ich przemiana nie jest całkowicie dokonana, to w momencie zagrożenia potrafią... uciec. Wśród „okazów” nie brakuje przykładowo wybuchających, czołgających się stworów, strzelających kwasem, potężnych i zarazem otyłych mutantów lub upierdliwych małych larw. Dużą rolę w grze odgrywają wspomniane wcześniej ewolucje, które nie tylko wyglądają ciekawie pod kątem wizualnym, ale przede wszystkim sprawiają bohaterowi sporo problemów. W produkcji nie zabrakło nawet ślepych przeciwników, którzy podobnie jak wspomniane bestie z hitu Naughty Dog czekają na drobne ruchy gracza – choć nie zawsze reagują dobrze, to jednak świetnie sprawdza się cała sekwencja, gdy musimy czaić się za ich plecami, atakować z ukrycia, by przedzierać się przez kolejne fragmenty świata.

W The Callisto Protocol nie ma czasu na nudę i jestem pewien, że znajdzie się wielu graczy, którzy będą chcieli odkryć wszystkie uroki Black Iron przemierzając świat z jednej na drugą stronę. Tytuł wygląda pięknie i oferuje na PlayStation 5 dwa tryby (60/30 fps) – niestety niezależnie od wybranego od czasu do czasu pojawiają się drobne spadki płynności, co niestety biorąc pod uwagę dynamiczną walkę wpływa na rozgrywkę. Twórcy jednak wciąż pracują nad grą – nawet na tydzień przed debiutem tytuł otrzymał dwie duże aktualizacje, które nie tylko wyeliminowały część dropów, ale również usunęły poważniejszy problem związany z działaniem produkcji. Wydawca dostarczył kod tak wcześnie, że część dziennikarzy doświadczyło niedogodności, które dosłownie na bieżąco były eliminowane przez deweloperów.

The Callisto Protocol to poważny problem dla Dead Space...

W październiku miałem okazję zagrać w Dead Space Remake, więc byłem zaintrygowany, jak Glen Schofield poradzi sobie ze swoim dziedzictwem. Twórcy nie odcinają kuponów od znanej marki, bo choć recenzowany The Callisto Protocol w pewien sposób czerpie z doskonałego i docenionego horroru, to deweloperzy wyznaczyli swoją drogę. Nie jest idealnie, nie jest to typowy straszak, a intensywność wydarzeń może w pewnym momencie przytłoczyć, ale najnowsza pozycja Striking Distance Studios, to zdecydowanie produkcja, obok której obojętnie nie powinni przejść fani gatunku. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Callisto Protocol.

Ocena - recenzja gry The Callisto Protocol

Atuty

  • Znakomity system walki, który nie wybacza błędów, a potrafi wymęczyć,
  • Wysoki poziom trudności - gra nie wybacza błędów,
  • Klimat wylewa się z ekranu... w tę produkcję chcesz grać,
  • Przerażające bestie, które potrafią ewoluować,
  • Zróżnicowany gameplay – podczas opowieści naprawdę sporo się dzieje.

Wady

  • Końcówka może negatywnie zaskoczyć,
  • Gra powinna otrzymać więcej bossów, a ostateczny pojedynek zawodzi,
  • Spadki animacji wpływają na rozgrywkę,
  • Historia nie jest najmocniejszym elementem produkcji.

The Callisto Protocol to coś więcej niż „nowy Dead Space”. Twórcy w świetny sposób odcinają się od swojej przeszłości wytaczając swoją drogę, którą mogą w kolejnych latach podążać. Gra ma pewne problemy, ale Glen Schofield nie zawiódł dostarczając nowe IP.
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper