Na zachodzie bez zmian (2022)

Na zachodzie bez zmian (2022) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Oceniamy niemieckiego kandydata do Oscara

Piotrek Kamiński | 03.11.2022, 21:00

Czwórka nastoletnich przyjaciół nade wszystko pragnie wyruszyć na front, walczyć za swój kraj. Kiedy w końcu udaje im się spełnić to marzenie, niemal natychmiast dociera do nich jak wielki popełnili błąd. Czy jednak nie jest już za późno?

Rzucę banałem nad banały. Wojna to zło. Tysiące, a nawet miliony ludzi giną w kretyńskiej walce o ludzkiej konstrukcji absurdy - religię, majątek, własność. Młodym ludziom od wieków wmawia się, że walka o Boga czy kraj jest piękna i honorowa - łatwo mówić, kiedy samemu siedzi się w sztabie i decyduje tylko o tym jakie ilości młodzików posłać na śmierć i w którym miejscu. Dzisiaj też niezliczone ilości ludzi mówi o tym, że poszliby chętnie dokopać temu i tamtemu. Z jednej strony zapewne kieruje nimi patriotyzm, z drugiej jest absolutnie prawdopodobnym, że jakaś skrzywiona wizja bohaterstwa, przez lata wkładana do głowy w dziesiątkach pięknych filmów, w których protagonista okrywa się sławą i chwałą po tym jak w pojedynkę, w nienagannie wyprasowanym mundurze, zniszczył całą linię obrony wroga i własnoręcznie uratował kilkuset swoich przyjaciół. Otóż takie cuda, to dzieją się w filmach. Prawda jest znacznie gorsza i dzisiejszy film, mimo że też koloryzowany, jest jej znacznie bliżej niż większość wojennych produkcji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na zachodzie bez zmian (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Prosta historia o zabijaniu

Paul i Kat w okopach

Żeby nie było - nie chodzi mi tu o taktykę i strategię, bo tych, przynajmniej po stronie Niemców, za którymi podążamy w filmie, właściwie nie ma. Miotają się po okopach, nieustannie zdradzają swoją pozycję, panikują na widok czołgów, mimo że oglądamy ostatnie miesiące wojny i powinni mieć już wypracowane nań strategie. Ale tutaj nie ma dowództwa, nie ma formacji, sensownych rozkazów. Tylko "idź przed siebie i zabij jak najwięcej przeciwników zanim oni zabiją ciebie". Na pewno pięknie ukazuje to ogólny bezsens działań wojennych i strach tych młodych ludzi, ale wydaje mi się, że reżyser, Edward Berger, ździebko przejaskrawił ten konkretny element filmu.

Po krótkim wstępie poświęconym pewnemu innemu żołnierzowi, poznajemy naszego głównego bohatera, Paula Baumera (Felix Kammerer). Chłopak postanawia podrobić podpis swoich rodziców aby móc zapisać się do niemieckiej armii i udać się na front do Francji. Wraz z nim jedzie niewielka grupka przyjaciół. Szybko dowiadujemy się czemu służyć miał wstęp do filmu, poznajemy przyszłego przyjaciela i najbliższego towarzysza broni Paula, Stanislausa Katchinsy'ego (Albrecht Schuch) – dla przyjaciół „Kat” - i zaczyna się piekło. I nie kończy się praktycznie do końca filmu. Raz za razem reżyser serwuje widzowi przerażające sceny bitewne, poprzetykane tu i ówdzie momentami względnej normalności, podczas których chłopaki potrafią jeszcze się zaśmiać, podzielić marzeniami, podniecić na myśl o dziewczynie. Czuć łączącą ich przyjaźń. Chwilę później jednak wracamy do błota, chłodu i smrodu krwi, z którym muszą żyć.

Fabuła nie jest jakoś przesadnie mocno rozbudowana, a względem literackiego oryginału może wydawać się wręcz uboga. Wiele wątków i postaci wycięto, pozostałe pozmieniano żeby upłynnić narrację. Niewątpliwie wiąże się to trochę z chęcią jak najmocniejszego uwypuklenia tematu, jakim jest przestroga przed wojennym piekłem, ale czytając o tym, co zostało wycięte, o wewnętrznych monologach Paula, nie sposób nie poczuć ukłucia żalu, że nowa wersja jest tak prostolinijna, tłukąca po głowie widza swoim przesłaniem.

Na zachodzie bez zmian (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Techniczny majstersztyk

Koniec wojny?

Czego by jednak nie mówić o fabule filmu, nie sposób odmówić mu niesamowicie dopracowanej strony technicznej. Już wspomniane wcześniej otwarcie pięknie kontrastuje sceny wschodzącego słońca, cichego lasu, małych lisów wtulonych w matkę, z brudem i przemocą walki w okopach. Reżyser ciągnie całe to starcie jednym, długim i jakże imponującym ujęciem, przedstawiając nam szeregowego Heinricha Gerbera (Jakob Schmidt) i towarzysząc mu do samego jego końca. W całym filmie podobnych, bardzo długich ujęć jest zresztą cała masa i każde z nich jest równie imponujące co poprzednie.

Chęć kontrastowego pokazywania pewnych detali, pewnych tematów i wydarzeń również widoczna jest przez cały film. Miejscami daje nam po prostu piękne obrazy natury, niesamowite kolory chowającego się za horyzont słońca, aby chwilę później zrobić najazd na pokrytą kilkoma warstwami błota i krwi twarz jakiegoś przerażonego dzieciaka, który nie miał pojęcia, że wyjeżdżając z domu już nigdy do niego nie wróci. To straszne obrazy, robiące piorunujące wrażenie. Czasami jednak reżyser trochę zbyt łopatologicznie wbija widzowi w głowę przesłanie, jak wtedy, kiedy równolegle pokazuje poziom życia i niebezpieczeństwa szeregowych na froncie i przyglądających się z daleka, z jakichś pałacyków, czy innych dworów generałów. To właśnie jeden z tych banałów, o których wspominałem na początku.

„Na zachodzie bez zmian” to film nieidealny, ale i tak świetny i warty zobaczenia na jak największym ekranie, z jak najlepszym nagłośnieniem. Dwie i pół godziny czasu projekcji to zasadniczo dużo, lecz skłamałbym mówiąc, że w którymś momencie film mi się dłużył. Mnogość świetnie przygotowanych scen batalistycznych wszelkiego rodzaju – od zwykłego strzelania się z okopów, przez szarże, kłucie się bagnetami, najazd czołgów, palenie miotaczami ognia, na prymitywnych bijatykach kończąc – wszystkie one, w połączeniu z żywym strachem malującym się na twarzach aktorów, z emocjami związanymi ze stratą kolejnego przyjaciela, z bezsensem tego wszystkiego, sprawiają, że film przelatuje niemal w mgnieniu oka. Szkoda jedynie, że Berger spłycił samą postać głównego bohatera, pozostawiając widzowi czytanie z twarzy aktora. Tak, czy inaczej, to jeden z tych filmów, które po prostu warto zobaczyć.

Atuty

  • Piękne zdjęcia;
  • Długie, szczegółowo przemyślane ujęcia;
  • Żywe emocje głównej obsady;
  • Świetnie udźwiękowiony.

Wady

  • Brakuje obecnych w książce wątków rozbudowujących portrety psychologiczne bohaterów;
  • Reżyser miejscami zbyt łopatologicznie wykłada niektóre tematy;
  • Strategia wojskowa po stronie niemieckiej? Nieeee!

„Na zachodzie bez zmian” to niesamowicie ciężkie kino wojenne pokazujące okrucieństwo Wielkiej Wojny i jej bezsens. Historia została uproszczona względem literackiego oryginału, ale i tak absolutnie warto ją sprawdzić i dać się przerazić – tak jak zaplanował to sobie reżyser.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper