Halloween. Finał (2022)

Halloween. Finał (2022) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Dobrze, że to już koniec

Piotrek Kamiński | 01.11.2022, 20:15

David Gordon Green wraca ze zwieńczeniem swojej trylogii o burzliwej relacji Michaela Myersa i Laurie Strode. Czy ostatecznie wyszła mu seria, która zapisze się na dłużej w pamięci widzów? Albo może wręcz wejdzie do kanonu najważniejszych horrorów w historii?

Raczej nie ma na to szans. Szanuję fakt, że Green w każdym ze swoich filmów próbuje przemycić jakiś ważny, szerszy temat. Pierwsze "Halloween" spod jego ręki było historią o traumie i jej dziedziczeniu, później kontynuacja brała się za temat mentalności tłumu i linczu, a dzisiaj dostajemy stygmatyzację, obwinianie ofiary. Niestety, tak jak sama koncepcja jest całkiem ciekawa, tak jej wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Pierwsza część jeszcze dawała się oglądać, bo w dużej mierze była po prostu klasycznym versusem Laurie kontra Michael. Ale już "Halloween zabija" nie podszedł za bardzo chyba nikomu I teraz "Koniec" zdaje się podążać w jego ślady. Myślę, że największym problemem nie jest ogólne niedopracowanie scenariusza - to slasher, w ich przypadku naprawdę nie trzeba wiele, aby się dobrze bawić - a fakt, że obie kontynuacje "Halloween" z 2018 mają kompletnie wywalone na duet głównych bohaterów, bo są zbyt zajęte rozwijaniem swojego, niezbyt najwyraźniej pasującego do filmu, przekazu. Ale po kolei.

Dalsza część tekstu pod wideo

Halloween. Finał (2022) - recenzja filmu [UIP]. Nowe, byle jakie pokolenie 

Laurie i Corey

Laurie nauczyła się żyć obok Michaela. Stała się względnie zwyczajną obywatelką, nawiązała relacje z innymi ludźmi, przestała myśleć wyłącznie o swojej traumie. To jednak nie ona jest główną bohaterką filmu. Powiedziałbym wręcz, że zarówno jej, jak i Michaela jest w filmie kryminalnie za mało. Głównymi bohaterami są wnuczka Laurie, Allyson (Andi Matichak) i Corey (Rohan Campbell). Ich relacja jest szalenie wręcz dziwna i sztuczna. Ally ma taką chcicę na Coreya, że prawie go gwałci wzrokiem. On natomiast jest raczej małomównym dziwakiem. Kiedy go poznajemy robi za niańkę kilkuletniego, szalenie irytującego chłopca. Przez szyty bardzo grubymi nićmi zbieg okoliczności wieczór kończy się dla niego tragicznie. Od tamtej pory mieszkańcy miasteczka patrzą na niego dziwnie, wytykają palcami, dokuczają mu. To właśnie ta stygmatyzacja będzie katalizatorem głównej osi fabularnej filmu.

A gdzie w tym wszystkim Michael Myers? A siedzi sobie w kanałach. To trochę niedorzeczne, że policja nigdy go nie znalazła, że tak po prostu żyje sobie pod mostem. W ogóle cały scenariusz pełen jest większych i mniejszych dziwactw, bardzo koślawo napisanych dialogów i wygodnych zbiegów okoliczności. Naszemu głównemu bohaterowi dokuczają licealiści wyglądający i zachowujący się jakby urwali się z lat osiemdziesiątych. Laurie w jednej chwili uwielbia Coreya, a w następnej nim gardzi. Jego mama jest karykaturalnie zazdrosna o swojego syna. Pogrążona w żałobie kobieta siedzi sobie w barze na imprezie halloweenowej, bo musi wpaść na głównego bohatera. Dziewczyna szuka swojego kochanka na zewnątrz, mimo że ostatni raz widziała go w domu, ale musi zostać zamordowana, więc logika wylatuje na ten moment przez okno. Dawno już nie widziałem tak koślawo skonstruowanego scenariusza.

Halloween. Finał (2022) - recenzja filmu [UIP]. Dobrze, że chociaż wizualnie robi pozytywne wrażenie 

Laurie czai się na Michaela

Najgorsze jest jednak to, że film Greena jest zwyczajnie nudny. Na pierwsze morderstwo czekamy ponad godzinę, wcześniej oglądając mało przekonujący romans głównych bohaterów. Michaela jest w filmie tyle co nic, a i Laurie została zepchnięta do roli postaci pobocznej. Kiedy już przychodzi co do czego, robi się całkiem krwawo i brutalnie, ale samym morderstwom brakuje pomysłowości. Nóż wbity w ciało to już cała kreatywność, na jaką stać twórców. Dobrze chociaż, że kamera nie wstydzi się pokazywać krwi i przecinanej skóry, dzięki czemu jest przynajmniej na czym zawiesić oko.

Wizualnie film robi całkiem dobre wrażenie. Sceny są zawsze ciekawie doświetlone, nawet jeśli nie ma to większego sensu (skąd w kanałach aż tyle światła?), reżyser regularnie nawiązuje do wcześniejszych filmów, czasami aby pokazać progres jaki zaliczyła przez lata Laurie, a czasami po prostu jako ciekawostkę dla uważnych widzów. Raz na jakiś czas z szafy wyskoczy nagle kot przy akompaniamencie głośnego, ostrego dźwięku, ale podobnych, fałszywych jump scare'ów nie ma na szczęście w filmie zbyt wielu. Muzycznie jest raczej dobrze, choć przydałoby się więcej klasycznych melodii Johna Carpentera. Miłym gestem było wykorzystanie "Don't fear the reaper" Blue oyster cult, utworu znanego z oryginalnego "Halloween" z 1978.

"Halloween. Finał" jest ostatnią częścią serii wyprodukowaną przez Blumhouse i patrząc na jakość ostatnich dwóch filmów jest to raczej dobra wiadomość. Film jest kiepsko napisany, zupełnie niestraszny i skupia się na nowych, nieciekawych postaciach, marginalizując role Laurie i Michaela. David Gordon Green chciał zrobić historię o konsekwencjach stygmatyzowania ofiar przemocy, tylko przy okazji będącą kolejną częścią znanej serii. Efekt jest boleśnie nijaki, a dla fanów Myersa wręcz uwłaczający. Nie polecam.

Atuty

  • Całkiem krwawy;
  • Ładnie wygląda;
  • Ciekawy główny motyw. 

Wady

  • Kiepskie tempo;
  • Mało Michaela i Laurie;
  • Okropne dialogi;
  • Słaby, dziurawy scenariusz. 

"Halloween. Finał" to byle jaki horror i marny film z serii "Halloween" ogólnie. Kiepski scenariusz skupia się na niewłaściwych postaciach i jedynie niezła strona wizualna sprawia, że da się jakoś tych 110 minut wysiedzieć. Ostatecznie jednak szkoda na ten seans życia.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper