Co robimy w ukryciu (2019)

Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja, opinia o 4 sezonie serialu [HBO]. Niełatwo jest być rodzinnym wampirem

Piotrek Kamiński | 22.09.2022, 21:00

Nieogarnięte wampiry mieszkające w Stanach Zjednoczonych oraz ich sługa/opiekun/pogromca, Guillermo, borykają się z kolejnymi problemami egzystencjalnymi. Nandor chciałby mieć żonę, Nadja zarządza klubem nocnym, Guillermo godzi się ze swoją seksualnością, Laszlo opiekuje się małym dzieckiem, a Colin Robinson... Jest tym dzieckiem.

"Co robimy w ukryciu" jest oryginalnie filmem spłodzonym w mózgach Taiki Waititiego i Jemaine'a Clementa, którzy zagrali w nim z resztą główne role. Idea dokumentu śledzącego codzienne życie wampirów była absolutnie świeżym, dziwacznym i przy tym bardzo zabawnym pomysłem. Specyficzna forma pozwoliła zrealizować projekt za względnie niewielkie pieniądze, a specyficzne poczucie humoru twórców sprawiło, że film stał się Cichym hitem (dzisiaj już nie takim Cichym), a jego twórcy mogli dalej się rozwijać - Waititi zaraz po tym nakręcił bardzo dobre "Dzikie łowy". Temat jednak wciąż nie został wyeksploatowany, więc pięć lat po premierze filmu Clement wrócił do świata wampirów z nową obsadą i masą nowych pomysłów. Nowi bohaterowie szybko zaskarbili sobie sympatię widzów, lecz nic nie może trwać wiecznie - poza wampirami - i tak oto trzeci sezon serialu bawił mnie już znacznie mniej niż poprzednie dwa. Obawiałem się co to oznacza dla przyszłości serialu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja 4 sezonu serialu [HBO]. Nowe perypetie

Nandor przeprasza Guillermo

Twórcy serialu chyba też czuli, że potrzebne są zmiany, ponieważ w finale poprzedniego sezonu doszło do kilku mocnych przetasowań – Nandor (Kayvan Novak) ruszył w podróż po świecie, Nadja (Natasia Demetriou) popłynęła do Anglii przewodzić Radzie Wampirów razem z Gizmem (Harvey Guillen), a Colin Robinson (Mike Proksch) przepoczwarzył się w noworodka z najstraszniejszą twarzą na świecie. Naturalnie tylko jeden z tych wątków zostaje z nami na dłużej, ponieważ cała ekipa wraca do wampirzej rezydencji dosłownie w pierwszych minutach pierwszego odcinka. Ich czas poza domem sprawił jednak, że zapragnęli czegoś nowego od życia, dzięki czemu dostajemy całą baterię nowych wątków, które napędzać będą cały sezon.

Jeżdżąc po świecie, Nandor zatęsknił za domem, skutkiem czego przegląda różne stare graty z tamtych okolic i trafia na dżina, który daje mu do spełnienia aż 52 życzenia. Rezultatem jest kilka niezłych gagów, dużo nowych, choć w większości jednorazowych postaci oraz jeden odcinek, który dziwnie kłóci się z pozostałymi, kiedy to Nandor zaczyna bać się wypowiedzieć życzenie, ponieważ na pewno obróci się ono przeciwko niemu. Klasyczna opowieść z gatunku "uważaj czego sobie życzysz", niby, ale nie do końca gra z poprzednimi odcinkami, kiedy to nasz bohater rzucał życzeniami na lewo i prawo i nie działo się nic złego.

Nadja postanawia zamienić siedzibę rady wampirów w nocny klub - taki w stylu "Blade'a", z krwią lejącą się ze zraszaczy przeciwpożarowych. Okazuje się jednak, że prowadzenie biznesu dla nieśmiertelnych istot nie jest takie proste. To zdecydowanie najmniej interesujący wątek tego sezonu. Na szczęście twórcy nie poświęcają mu jakoś specjalnie dużo czasu. Mam wręcz wrażenie, że powstał głównie po to, żeby w dalszej części sezonu było gdzie umieścić Colina Robinsona.

Guillermo dostał jeden zabawny odcinek, w którym sprowadza na obiad całą swoją rodzinę, po czym przypomina sobie, że skoro on ma w sobie krew Van Helsingów, to reszta jego krewnych też... Jest całkiem wesoło, aż w końcu na jaw wychodzi to, co i tak wszyscy już wiedzieli i... Nikogo to nie obchodzi. Bardzo progresywne podejście. Szanuję, zwłaszcza, że w efekcie dostajemy jeden odcinek, w którym Nandor robi coś tak niesamowicie niekomfortowego, że widza aż skręca w trakcie oglądania.

Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja 4 sezonu serialu [HBO]. Zaskakująco uroczy dzieciak o dorosłej twarzy

Laszlo i mały Colin

Sercem całego sezonu są Laszlo i mały Colin Robinson. Zastanawiam się na ile nie dało się tego zrobić lepiej, a na ile twórcom zależało wręcz, żeby mały Colin wyglądał tak szkaradnie, jak to tylko możliwe. Dziecko z doklejoną głową Mike'a Prokscha, niezależnie od wieku, wygląda absolutnie niewłaściwie, nieludzko wręcz. Zastanawiam się, czy zrobili prostego deepfake'a, po czym Mike podrzucił tylko swój głos, czy jacyś biedni graficy musieli siedzieć i ręcznie śledzić każdy ruch tej jego wielkiej głowy. Efekt jest raczej komiczny, choć nie aż tak jak Colin przechodzący przez wszystkie fazy dorastania na przestrzeni jednego sezonu. Od rozrabiającego szkraba, powtarzającego "zgadnij co" przed wszystkim, co mówi, przez nastoletniego cwaniaczka, na cierpiącym, nierozumianym przez innych młodym dorosłym kończąc. Moment kiedy przychodzi do jednej postaci ze zrobionym przez siebie mixtape'em był idealnym połączeniem urokliwości i absolutnej żenady - dokładnie tego, za co pokochałem tę serię w pierwszej kolejności.

Laszlo jest zaskakująco ciekawą figurą ojcowską, w czym na pewno zasługa niezastąpionego Matta Berry'ego, który nawet drzewo zagrałby doskonale - zabawnie, czarująco i lekko perwersyjnie. Nie wiem jak, ale on znalazł by sposób. Jego relacja z Colinem w tym sezonie jest czymś zgoła innym, niż poprzednio, ale nadaje postaci interesującego, nowego wymiaru, a w finałowym odcinku jest wręcz wzruszająca. Kompletnie się tego nie spodziewałem i mocno zbiło mnie to z tropu.

Czwarty sezon "Co robimy w ukryciu" przywrócił moją wiarę w serię po raczej średnim poprzedniku. Historie poszczególnych wampirów (i Guillermo) zgrabnie się ze sobą zazębiają, regularnie jest się z czego śmiać, a bohaterowie stale ewoluują. Finałowa scena zapowiada kolejną wielką zmianę w statusie quo, lecz mając w pamięci to, jak szybko rozprawiono się z większością potencjalnych wątków przygotowanych na ten sezon, nie nastawiam się na razie na nie wiadomo co. To już nie jest ten sam serial, co na początku. Humor ewoluował i coraz rzadziej opiera się na niezręcznych sytuacjach i dziwnych zachowaniach bohaterów. Nie ma w tym jednak nic złego, ponieważ scenarzyści udowodnili tym sezonem, że pomysłów w dalszym ciągu im nie brakuje. Zdecydowanie polecam.

Atuty

  • Przemyślane, zazębiające się ze sobą wątki;
  • Coraz bardziej złożony, ale przy tym wciąż lekkostrawny humor;
  • Mały Colin i Laszlo;
  • Potrafi szczerze wzruszyć. 

Wady

  • Nowe postacie raczej niezbyt ciekawe, na szczęście w większości raczej jednorazowe;
  • Kilka wątków wciśniętych odrobinę na siłę. 

"Co robimy w ukryciu" wróciło z bardzo dobrym, przemyślanym, szczerze zabawnym, czwartym sezonem. Wampiry (i Guillermo) udowadniają, że są wieczne. Byle do następnego sezonu.

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper