Dom na falach

Dom na falach (2022) - recenzja, opinia o [Netflix]. Edukacyjna apokalipsa

Piotrek Kamiński | 18.09.2022, 20:00

Grupka dzieciaków z podstawówki wracając ze szkoły postanawia zajrzeć do opuszczonego bloku, w którym część z nich kiedyś mieszkała. W wyniku kłótni jedno z nich spada z dużej wysokości. W tej samej chwili, w jednej sekundzie świat zalewa gigantyczna ilość wody, a dzieciak, zamiast umrzeć, zanurza się w niezmierzonym błękicie oceanu. Co stało się ze światem? Jak wrócić do domu?

Odpowiedzialne za dzisiejszy film Studio Colorido nie ma na razie zbyt bogatej historii. Od 2013 roku stworzyli kilka shortów i dosłownie cztery filmy pełnometrażowe, w tym adaptację "Burn the witch", spinoffu „Bleacha” od Tite Kubo. Dzisiejszy film jest piątą produkcją w ich dorobku. Co ciekawe, akurat pod względem jakości animacji artyści Colorido robią absolutnie świetną robotę, właściwie od początku serwując pięknie malowane tła i pełną detali, żwawą animację. Gorzej natomiast z doborem scenariuszy. Podobnie jak wcześniejszy "Penguin Highway", dzisiejszy "Dom na falach" jest pięknie wyglądającą historyjką z kompletnie niewykorzystanym potencjałem. A że mówimy o historii magicznej, to ten niewykorzystany potencjał oznacza narracyjny chaos i nijakość.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dom na falach (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Tak się kończy szukanie duchów... 

Dzieciaki obserwują opuszczoną okolicę

Bohaterami opowieści są dzieci z jednej klasy szkoły podstawowej. Kosuke to typowy przygnębiony samotnik za którym ugania się połowa dziewczyn, między innymi Reina. Za nią natomiast ciągnie się jej najlepsza przyjaciółka Juri, cicha i wstydliwa dziewczyna. Wszyscy idą do przeznaczonego do rozbiórki budynku, w którym Kosuke mieszkał kiedyś ze swoją przyjaciółką, Natsume, ponieważ dwóch chłopaków, Taishi i Yuzuru chcą szukać w nim duchów. Na miejscu spotykają wspomnianą Natsume i już wkrótce po tym dochodzi do natychmiastowego potopu, o którym wspominałem wcześniej. Od tej pory dzieciaki muszą nauczyć się współpracować, rozmawiać ze sobą, przepracować wzajemne problemy i ustalić jak to się stało, że cały świat w jednej chwili znalazł się pod wodą oraz jak to odkręcić.

Fabuła jest, lekko mówiąc, nieprzemyślana. Zaczynając od tego, że dzieciaki w ogóle nie przejmują się tym, że cała ich okolica znalazła się pod wodą, więc logicznym byłoby obawiać się, że wszyscy ich znajomi i rodziny się utopili. Oni jedynie myślą jak "wrócić do domu", bo to przecież jasne, że dom wciąż istnieje. Nie nastawiałbym się też na Twoim miejscu na odkrycie jak to się stało, że wszystko jest pod wodą, ani w ogóle nad sensem tego co oglądam. Wyraźnie widać, że setting służy jedynie za tło, a głównym daniem są relacje między dzieciakami i lekcje, które wyciągną spędzając wspólnie czas. Z tym, że nawet te są mało ciekawe, a miejscami wręcz wymuszone. Zamiast wielkich, tematycznie umotywowanych zmian charakteru mamy trywializmy w stylu "zamknąć dwie skłócone osoby w jednym pomieszczeniu dopóki się nie pogodzą". W efekcie kiedy zmiana w nastawieniu danej postaci faktycznie zachodzi, nie idzie za nią żaden ładunek emocjonalny. Postacie nadprzyrodzone, magiczne robią równie nijakie wrażenie. Są. I tyle. Do wysokiego standardu postaci z filmów Hayao Miyazakiego nie mogą nawet startować.

Dom na falach (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Ładny, ale brakuje mu duszy 

Kosuke i Natsume

Tym, co w pewnym stopniu ratuje film Hiroyasu Ishidy jest jego strona wizualna, choć w dzisiejszych czasach podobny poziom staje się raczej standardem. Pięknie połączone elementy natury, z żywymi zieleniami drzew i krzewów, oraz budowli wzniesionych przez ludzi wciąż robią bardzo pozytywne wrażenie, zwłaszcza z mocnymi cieniami, charakterystycznymi dla scen osadzonych w pełnym słońcu, ale podobne scenerie widziało się już w dziesiątkach filmów – a w ostatnich latach to już w ogóle - przez co trudniej o efekt wow. Później natomiast większość scen rozgrywa się albo w zmarnowanych wnętrzach budynku, w którym nasi bohaterowie dryfują spokojnie po wodzie, albo na tle wielkiego błękitu, co solidnie ogranicza możliwość rozwinięcia skrzydeł przez artystów. Co innego, kiedy morze (ocean?) robi się niespokojne. Rozbijana przez, ekhem, dziób bloku woda jest pięknie chaotyczna. Niestety, większy masyw wykonany został z wykorzystaniem technologii komputerowej i choć w całym tym zamieszaniu nie rzuca się to jakoś bardzo w oczy, to jednak trochę rozprasza. To wciąż nie ten moment aby bez wyraźnego dysonansu połączyć ze sobą animację klasyczną i 3D.

Oryginalne japońskie głosy jak zwykle z resztą, doskonale pasują do postaci, ale i angielski dubbing nie wypada wcale źle - chyba, że po prostu już się z nim osłuchałem, bo oglądam z synem "Dragon Balla" po angielsku (z musu, nie nadąża jeszcze za napisami), a w rzeczywistości jest tak samo źle, jak zawsze. Zasadniczo tylko głos jednego z chłopców ganiających za duchami i jednej innej postaci, której wolałbym szerzej nie omawiać, gryzły mnie trochę w uszy i nie mogę powiedzieć abym przyzwyczaił się do nich właściwie do samego końca filmu. Muzycznie również mamy raczej standard - dużo pianina, okazjonalnie jakieś smyczki. Brzmi znajomo, co z jednej strony jest plusem, z drugiej świadczy o braku oryginalności. Za to wykorzystane w filmie utwory zespołu ZUTOMAYO wpadają w ucho jak trzeba. W pierwszej chwili myślałem, że to Yui, co z resztą nadal może być prawdą, ponieważ kapela nie ujawnia kim są jej członkowie.

"Dom na falach" to w teorii historia o dorastaniu, z tym że słabo rozpisana. Wygląda pięknie i można spędzić z nią całkiem miłe dwie godziny, ale nie ma w filmie pana Ishidy absolutnie niczego, co sprawiałoby, że chciałbym go komuś polecić. To jeden z tych obrazów, które zasadniczo są zupełnie nieinwazyjne, ale po prostu szkoda na nie czasu.

Atuty

  • Piękne tła;
  • Bogata animacja i miła dla oka kreska;
  • Solidnie zagrany i udźwiękowiony. 

Wady

  • Nie w pełni rozwinięty świat;
  • Byle jaka fabuła i jej kolejne bity;
  • Za długi jak na to, co oferuje.

"Dom na falach" wie, że chce być magicznym filmem o dorastaniu emocjonalnym, ale wygląda na to, że nie wie do końca dlaczego i jak się za to zabrać. Efektem jest ładnie wyglądająca, trwająca dwie godziny wydmuszka.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper