Każdy wie lepiej (2022)

Każdy wie lepiej (2022) – recenzja, opinia o filmie [Kino Świat]. Jak NIE robić komedii

Piotrek Kamiński | 09.08.2022, 21:00

Ania i Grzesiek są tak zwanymi panną i kawalerem z odzysku. Postanawiają dać miłości jeszcze jedną szansę i wiążą się ze sobą. Wspólny dom nie kręci zbytnio ich nastoletnich dzieci, ale za to wizja zbliżającego się ślubu absolutnie przeraża ich rodziców, którzy postanawiają zrobić wszystko, byle tylko do niego nie dopuścić.

Scenarzystą dzisiejszego filmu jest pan Krzysztof Rak. Być może nie kojarzysz go z nazwiska, lecz na pewno obiły Ci się o uszy poprzednie historie jego autorstwa - „Bogowie” i „Sztuka Kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” na przykład. Mówimy, co prawda, o filmach opartych na faktach, lecz przekucie prawdziwego życia w angażującą historię też wymaga talentu, nawet kiedy opowiadamy o tak naturalnie interesujących ludziach i wydarzeniach. Chcę przez to powiedzieć, że pan Rak zdecydowanie potrafi napisać dobry scenariusz, a mówię to jako wstęp do spostrzeżenia, że komediopisarz z niego, niestety, żaden. Przykład? Dzisiejszy film.

Dalsza część tekstu pod wideo

Każdy wie lepiej (2022) – recenzja filmu [Kino Świat]. Najgorsi rodzice świata

Nowa, patchworkowa rodzina

Sam pomysł na film jest całkiem niezły. Dwie rodziny po przejściach łączą się w jedną i próbują na zgliszczach swoich dawnych związków zbudować nowy, szczęśliwy. W dzisiejszych czasach rodziny patchworkowe nie są niczym nadzwyczajnym, więc temat jest całkiem życiowy. Wątpiące w długotrwałość najnowszego związku rodziców dzieci również, więc w czym problem? W rodzicach głównych bohaterów. Pewnie, moi rodzice też włażą mi z buciorami do prywatnego życia, mama cały czas traktuje mnie jakbym był małym dzieckiem, mimo że mam 34 lata i ośmioletniego syna, a tata zawsze wie lepiej co, jak i kiedy powinienem robić. Normalka. Ci rodzice tutaj, grani przez Andrzeja Seweryna, Grażynę Szapołowską, Jerzego Janeczka, Ewę Wencel i Marię Maj (tak, wiem, że jest ich za dużo) nie potrafią zaakceptować wyborów swoich dzieci, nie podoba im się partner swojej pociechy, próbują więc coś z tym zrobić. Zdecydowanie jest w tym potencjał komediowy. Dlaczego więc przez cały, około stuminutowy seans nie zaśmiałem się dosłownie ani razu?

Krótka odpowiedź to bo jestem burakiem, ale tylko odrobinę dłuższa będzie taka, że film jest po prostu nieśmieszny. Tak wcale, ani trochę. Rodzice Ani (Joanna Kulig) i Grześka (Michał Czarnecki) nie są zabawni w swoim zacietrzewieniu, jak taki na przykład Bob De Niro w „Poznaj mojego tatę”. Ich nienawiść i plany są znacznie bardziej prawdziwe, jadowite, obrzydliwe wręcz. Od pewnego momentu zaczynają wręcz grać w otwarte karty, jasno komunikując, że nie chcą tego związku i woleliby aby Grzesiek i Ania zeszli się z powrotem ze swoimi byłymi partnerami.

I to właściwie jest już cała fabuła filmu. Półtorej godziny złośliwych, starych ludzi sprawiających ból swoim własnym dzieciom. Super, nie? Fabuła filmu wzięta jest w narracyjny nawias pod postacią Grześka, Ani i dzieciaków opowiadających o wydarzeniach z filmu przed kamerą, jakby udzielali wywiadu. Wyglądają kompletnie inaczej, jakby twórcy pukali nas łokciem w żebra i pytali „jak myślisz, jak to się stanie, że tak się zmienią?” ale odpowiedź na to pytanie nigdy nie pada. Po prostu wyglądają inaczej i tyle. Pogódź się z tym. Przynajmniej to dlaczego gadają bezpośrednio do kamery ma jakieś tam uzasadnienie, chociaż moim zdaniem raczej kiepskie.

Każdy wie lepiej (2022) – recenzja filmu [Kino Świat]. Dobry aktor uświetni swoim występem każdą produkcję, ale cudów nie ma

Z jakiegoś powodu wpadł i Jezus

Najbardziej przykry jest fakt, że do takiej kompletnej mizeroty zatrudniono naprawdę mocnych aktorów, zarówno ze starszego pokolenia, jak i tego bardziej obecnego. Jedynie młodsza część obsady pozostawia odrobinę do życzenia, co jest całkiem zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że to ich wielkoekranowy debiut. Ernestyna Tatarska jako buntownicza, ciut mroczna (bardzo ciut) córka Ani robi chyba najlepsze wrażenie. Jest całkiem naturalna, niewymuszona, większość tekstów podaje bardzo dobrze. Odrobinę słabiej natomiast wypada jej nowe, przyszywane rodzeństwo, chociaż powiedziałbym, że to bardziej wina scenariusza niż samych dzieciaków. Milena Zimoląg jako Róża możliwa jest do zdefiniowania krótkim „lubi gotować i bardzo to przeżywa”, a Piotr Czarnecki jako jej brat, Janek, cóż... lubi robaki. I to w sumie tyle. W większości scen po prostu stoi i się na coś patrzy. Prawie jak w dziecięcym teatrzyku.

Niepisanym obowiązkiem każdego filmu romantycznego jest kłótnia kochanków tuż przed wejściem w ostatni akt opowieści. Wynika ona zwykle z nieporozumienia, albo odkrycia skrywanego do tej pory sekretu i kończy się dosłownie pięć minut później, chwilę po wybrzmieniu ostatnich nut bardzo smutno-romantycznej piosenki. Naturalnie „Każdy wie lepiej” również taką scenę posiada, ale NIE MAM POJĘCIA skąd twórcy filmu ją wytrzasnęli. Dwie postacie nagle stwierdzają, że jedna osoba ma w nosie tę drugą i choć jest to kompletny absurd, film nagle zaczyna iść w ten temat. Robi się przykro i nie wiadomo co dalej. Przez ekran zaczynają przewijać się flashbacki z poprzednich, radosnych, wspólnie spędzonych chwil, przygrywa jakiś kijowy, smętny cover znanego kawałka (o wiele gorszy od oryginału), a widz zastanawia się co tu się wyprawia, przecież dosłownie nic się między nimi nie zepsuło!

„Każdy wie lepiej” jest – moim osobistym zdaniem – kompletnie obrzydliwym filmem. Nie ma w nim niczego śmiesznego, wypełniony jest skandalicznie złymi, niegodnymi obsikania nawet gdyby się palili postaciami i jest zwyczajnie zły już na poziomie samej koncepcji. To nie jest słodka historia. Na miejscu głównych bohaterów chciałbym dosłownie odciąć się od tych ludzi i zakazać im zbliżania się do mnie. Jasne, ostatecznie dostajemy happy end, tyle że niezasłużony. Ci fajni przez cały czas byli fajni, źli nie dostali żadnej nauczki, po prostu przyszła pora na napisy końcowe, więc wszystko samo się poukładało.

A właśnie! W ogóle nie wspomniałem o wątku pobocznym. Otóż Grześ i jego najlepszy przyjaciel są informatykami i postanawiają zrobić apkę do... rozwiązywania problemów rodzinnych? Chyba.  Wiedza informatyczna twórców filmu leży gdzieś w okolicach dna, więc wszelkie technikalia związane z wątkiem najlepiej przemilczeć (najbardziej podobał mi się prosty układ równań z dwoma niewiadomymi tuż pod hasłem „algorytm samouczący się”, ale i już sam pomysł na wprowadzenie tej SI do scenariusza został skopany na poziomie koncepcji i ostatecznie służy jedynie wrzuceniu paru kolejnych złośliwych, nieśmiesznych „żartów”. Straszny film. Nie polecam absolutnie nikomu.

Atuty

  • W miarę krótki;
  • Obsada robi co może, ale cudotwórcami nie są;
  • Wygląda kompetentnie.

Wady

  • Skandalicznie zły scenariusz;
  • W ogóle nieśmieszny;
  • Pełen jadowitych, nieprzyjemnych postaci;
  • Nie zapracowuje na swoje zakończenie;
  • To właściwie tylko jeden, rozciągnięty na 100 minut, cienki jak papier wątek.

„Każdy wie lepiej” jak powinna wyglądać komedia. Już dawno powinniśmy byli odpuścić sobie ten gatunek filmowy, ponieważ zupełnie przestał nam wychodzić. Dzisiejszy film jest tylko kolejnym tego przykładem.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper