Sekret

Sekret Madeleine Collins (2022) – recenzja i opinia o filmie [Best Film]

Kuba Koisz | 24.06.2022, 12:02

„Wszyscy nosimy swoje maski” - ten banał co prawda wyświechtany został przez tagline'y na plakatach filmów o psychopatach, ale rzadko kiedy ktoś sięga po tropy z thrillerów, aby opowiedzieć o zwyczajnym życiu. Bohaterka „Sekretu Madeleine Collins” takie właśnie prowadzi – zwyczajne, stabilne, spełnione zawodowo. Drobnym niuansem jest u niej jedynie to, że prowadzi takie życie... podwójnie. Do czasu. 

A raczej – symultanicznie, ponieważ kobieta ma dwie tożsamości, które ogarnia całkiem nieźle, choć próżno szukać odpowiedzi, czemu to właściwie robi zarówno sobie, jak i swojemu otoczeniu. Judith/Margot poznajemy bowiem, gdy jeszcze wszystko gra, ale zabawki zaczynają jej wypadać z rąk niejako przez przypadek. Kobieta przez lata z łatwością prowadziła dwa żywota, a z obu wymykała się pod pretekstem wykonywanego przez nią zawodu. Dwie osoby. Dwie różne tożsamości. Dwa komplety dokumentów. Dwie rodziny... Zazwyczaj gdy mamy w kinie do czynienia z kimś, kto pogrywa sobie w ten sposób z normami społecznymi, ubiera się to w ciuszki thrillera lub komedii. Nie tym razem, a to dlatego, że Judith/Margot jest (są?) całkiem zwyczajną osobą. Oba jej światy również takie się wydają, więc trudno tak do końca zrozumieć, co popycha ją z jednego biegun do drugiego, jak gdyby jej naturą było dwoistość, a celem destrukcja porządku. Jedyną odpowiedzią, jaka wydaje się satysfakcjonująca w kontekście przedstawionych wydarzeń, jest zwyczajne: ona po prostu już taka jest. Virginia Efira świetnie wciela się w postać, która coraz bardziej gubi się w tych dwóch światach, ale nie mamy w tym filmie do czynienia ze spektakularnym skakaniem między stanami emocjonalnymi, ale zwyczajnością codzienności. 

Dalsza część tekstu pod wideo

undefined

Efira gra swoją postać, jakby była to jedna i ta sama osoba, co jest słusznym wyborem, ponieważ reżyser nigdy nie chciał zrobić filmu o tajemnicach ludzkiej natury i podwójnych tożsamościach, lecz o ludziach nimi dotkniętych. To najbliżsi głównej bohaterki cierpią z powodu rozłamu faktów w jej projekcie. Za każdym razem, gdy czytamy w Internecie, że ktoś zachowywał się podobnie, zdajemy sobie sprawę, że ludźmi kierują wtedy banalne pobudki. Prowadzenie podwójnego życia nie musi więc być tak spektakularne jak w filmie, bo czymże jest zwyczajna zdrada, jak nie chęcią permanentnego lub chwilowego bycia kimś i z kimś innym niż dotychczas? Finalnie może i nie wszystko, czego oczekujemy od rozwiązania „sekretu”, staje się dla nas jasne w tym dziele, ale przynajmniej dostajemy popis stonowanej, magnetycznej roli, która wydaje się nieść ten film gdzieś ponad fabuły, które galopują na podobnym koncepcie. 

Antoine Barraud opowiada więc film, który nie spełnia mainstreamowych oczekiwań, bo kierując się opisami, możemy dojść do wniosku, że czeka nas gatunkowiec z kategorii „złapali babę, bo baba zdradzała” lub „patrzcie, jacy ludzie bywają głupi”. Reżyser tymczasem staje jak gdyby obok swojego działa, niezbyt zainteresowany pytaniami o motywy, jedynie portretując główną bohaterkę, bez pochylania się nad wszystkimi kierującymi nią pobudkami. Bo jeśli oczekujemy ich podanych na tacy, to pomyliliśmy programy. Być może na jakimś kanale telewizyjnym znajdziemy powtórki „Trudnych spraw”, tam będzie odpowiedź na pewno. 

Atuty

  • Główna rola
  • Dystans reżysera

Wady

  • I chyba niekiedy też... dystans reżysera

Zgrabne, czułe, dobrze nakręcone refleksje o tym, że życie w zamknięciu to żadne życie. Oraz o tym, że nie można prowadzić go podwójnie. Warto dla ról.

7,0
Kuba Koisz Strona autora
Dziennikarz filmowy i recenzent związany z polską branżą filmową od wielu lat. Autor tekstów, esejów i współpracownik magazynów i stacji telewizyjnych w tematach filmowych. Prywatnie fan boksu, ciężarów, SF i komiksów.
cropper