Spriggan (2022)

Spriggan (2022) - recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Wierne oryginałowi, brutalne anime

Piotrek Kamiński | 23.06.2022, 21:00

Mimo młodego wieku, Yu Ominae jest jednym z najbardziej skutecznych Sprigganów - agentów od mokrej roboty  ARCAM, organizacji zajmującej się pilnowaniem aby pradawne artefakty dawno wymarłej, zaawansowanej cywilizacji nie wpadły w niepowołane ręce.

Adaptacje istniejących już, znanych mang wychodzą Netflixowi raczej różnie. Wiem, że to gigantyczne uproszczenie, bo przecież za każdą z tych produkcji stoją inni ludzie, inni artyści, a Netflix najwyżej wykłada kasę, ale ciężko nie zauważyć, że na każdą "Castlevanię" (która nawet nie jest zasadniczo na podstawie mangi) trafiają się dziwactwa w stylu "Death note". Miło, kiedy po prostu kupują licencję i puszczają oryginalny serial, ale często nie potrafią się powstrzymać żeby nie zrobić czegoś nowego i "lepszego" z daną marką. Tak właśnie dostaliśmy nie tak dawno temu "Cowboy Bebop", a wszyscy wciąż pamiętamy jak się ta historia skończyła. "Spriggan" rokował raczej dobrze już od pierwszego trailera. Studio, które dało nam doskonale oddającego charakter oryginału "JoJo's bizzare adventure", kreska w stylu oryginalnego filmu anime - choć wyraźnie dociągnięta do dzisiejszych standardów, jeśli chodzi o detale, trochę jak niedawny "Tiger & Bunny", wierność mandze. Czego chcieć więcej? Rzadko to mówię, ale... Dłuższego sezonu!

Dalsza część tekstu pod wideo

Spriggan (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Ciut długi wstęp i w sumie niewiele więcej

Yu włącza mięśnio-zbroję

Mangi mają to do siebie, że nawet w przypadku tych raczej krótkich autor ma sporo miejsca na zbudowanie świata i postaci, a następnie rzucenia ich ku przygodzie. Czasami te pierwsze rozdziały potrafią być relatywnie nieskładne, porwane i, że tak powiem, jednorazowe, ale to dlatego, że ich zadaniem jest jedynie zapoznanie odbiorcy ze światem przedstawionym. Przez pierwsze rozdziały wielu dobrych mang musiałem się dosłownie przemęczyć, bo początek nie wciągnął, a wiedziałem skądś tam, że dalej będzie lepiej. "Spriggan" cierpi trochę z tego powodu.

Właściwie cały sezon jest jedynie wstępem do szerszej fabuły. W każdym odcinku poznajemy nowych, jak na razie jednorazowych bohaterów, jednorazowych przeciwników, z których dobra połowa kończy odcinek martwa, jednorazowe historie. Ze świecą szukać tu jakiegoś większego wątku, zakończenia, rozwoju postaci. Tak naprawdę dopiero w ostatnim odcinku powraca ktoś, kogo już znamy. Finał sezonu to natomiast delikatny cliffhanger. Nie powiem - skuteczny, bo jeśli ktoś nie zna mangi, to zapewne zainteresuje go znaczenie ostatniej rozmowy Yu i przeciwnika przewidzianego na ten odcinek. To znaczy pod warunkiem, że wsiąknie w ten świat na tyle, że będzie go to cokolwiek interesowało. A o co tu chodzi?

Cytując monolog z intro: "Jedna tabliczka. Istoty starożytnej cywilizacji, której postęp doprowadził do upadku, przekazały ostrzeżenie obecnemu pokoleniu tym powiadomieniem. Napisali: 'chrońcie nasze dziedzictwo przed złoczyńcami'. Organizacja zaakceptowała to przesłanie i stara się trzymać starożytne cywilizacje w zamknięciu. Agencji specjalni tej organizacji nazywają się 'Spriggan'". Tłumaczenie Netflixa, jak widać, nie należy do najlepszych na świecie, ale pozwala wyobrazić sobie, co będziemy oglądać. Każdy odcinek tyczy się jakiegoś innego, pradawnego artefaktu, dzieje się w innym miejscu i tak dalej. Po drodze poznajemy też innych członków organizacji ARCAM jak choćby lekko wilkowatego Jeana, czy niezwiązaną z organizacją, ale często wtrącającą się w sprawy Yu dziewczynę imieniem Yoshino.

Spriggan (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Widowiskowy taniec śmierci

Wilkołak na usługach ARCAM

Bohaterowie są bardzo wyraziści i charakterni, więc widz bez problemu zapamięta wszystkich i znajdzie sobie kogoś dla siebie. Oczywiście wszyscy są zasadniczo chodzącymi stereotypami z japońskich animacji - głośny (ale przy tym zaradny) główny bohater, cwana dziewczyna, wyniosły rywal, opanowany sensei i tak dalej. Nic nowego pod tym względem nie dostaniemy, ale trzeba przyznać, że cała obsada robi dobrą robotę. Przynajmniej po japońsku, ponieważ włączyłem sobie również na chwilę polski dubbing i jakoś mi nie podszedł. Szkoda natomiast, że scenarzyści nie pokusili się o rozbudowanie postaci już w pierwszym sezonie. Yu od razu jest potężnym zabijaką i czegokolwiek o nim dowiadujemy się dopiero w ostatnim odcinku. Może będzie z tego ciekawy wątek, ale o tym przekonamy się kiedy - i jeśli - powstanie drugi sezon. Większość złych jest po prostu zła, ponieważ, nie wiem, sprawia im to przyjemność? Zasadniczo tylko jeden wielki Rusek, Bo ma zadatki na ciekawy czarny charakter, albo może nawet antybohatera, lecz, znowu - przekonamy się o tym kiedy indziej.

Trzeba przyznać animatorom ze studia David, że potrafią narysować i skadrować walkę żeby widz zawsze wiedział co się dzieje. Kamera śledzi ciosy, przeskakuje między postaciami, pokazuje na szerokich ujęciach kiedy cios dochodzi, na zbliżeniach jego efekty, jeśli jakieś są - a biorąc pod uwagę działanie zbroi mięśniowej, którą nosi Yu, efekty są praktycznie zawsze!

Do tego serial nie boi się pokazywania przemocy i robi to bardzo... Płynnie. Ciała trafione kulami reagują na siłę uderzenia, z ran tryska krew, eksplozje mają w sobie i ogień i dym i falę uderzeniową. Wydaje mi się, że większość postaci animowana jest klasycznie, ale znajdzie się i kilka obiektów, czy przeciwników zrobionych w 3D. Nie wyglądają źle, ale wciąż nie doszliśmy do etapu, na którym nie dałoby się tej różnicy zauważyć. Tak czy inaczej serial jest bardzo miły dla oka. Piękne tła, klasycznie stylizowane postacie, bogactwo detali, mocna reżyseria. Gdyby tylko sezon był dłuższy, prowadził do jakiegoś finału, a nie po prostu kończył się nagle, to byłby hicior. A tak to wiele zależy od cierpliwości widza. Mi jej trochę zabrakło.

Atuty

  • Reżyseria - zwłaszcza walk;
  • Piękny, oldskulowy styl;
  • Brutalna jak oryginał;
  • Sympatyczni bohaterowie;
  • Ciekawie buduje świat.

Wady

  • To tylko wstęp, a więc fabuła jest trochę nieskładna;
  • Ani status quo, ani postacie w ogóle nie ewoluują;
  • 3D wciąż rzuca się w oczy na płaskich tłach.

"Spriggan" być może będzie bardzo dobrym anime, ale o tym przekonamy się dopiero kiedy i jeśli dostaniemy kolejny sezon. Pierwszy to jedynie wstęp do historii Yu i potrafi z tego powodu trochę się dłużyć.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper