Ojciec panny młodej (2022)

Ojciec panny młodej (2022) - recenzja, opinia o filmie [HBO]. Poznaj mojego tatę

Piotrek Kamiński | 16.06.2022, 19:00

Ambitny tradycjonalista, który całe swoje bogactwo zawdzięcza ciężkiej pracy, w ciągu jednego weekendu traci dwie najważniejsze kobiety swojego życia. Nie dość, że musi sobie jakoś z tym poradzić, to do kompletu jednej z nich trzeba wyprawić wesele. Za miesiąc.

Była w latach dziewięćdziesiątych taka prosta komedia ze Steve'em Martinem, w której on jako człowiek nie lubiący zmian ma ogromny problem z niespodziewanymi zaręczynami swojej córki. Pół filmu próbuje rozbić ich zaręczyny i drugie pół dwoi się i troi aby do ślubu jednak doszło. Prosta formuła, uświetniona klasycznym dla Martina miksem sympatycznego uśmiechu i bardzo króciutkiego lontu. Od początku oczywistym jest, że w końcu zaakceptuje zięcia, zakoleguje się z jego ojcem, ślub się uda. Wiadomo. Ale nie przeszkadza to jakoś bardzo, bo film jest pełen serca i niezłych gagów. Być może przemawia teraz przeze mnie nostalgia, ale to była całkiem niezła komedia. Problemem dzisiejszej wersji jest to, że... To prawie w ogóle nie jest komedia!

Dalsza część tekstu pod wideo

Ojciec panny młodej 2022 recenzja filmu - Ciekawe pomysły, mierna realizacja 

Stare i młode pokolenie. Każde ze swoimi problemami.

Zaczynamy od krótkiej historii znajomości Billy'ego (Andy Garcia) i jego żony, Ingrid (Gloria Estefan). Jak wzięli ślub, jak tio Walter grał na nim ze swoimi "Immortales", jak urodziła im się pierwsza córka, Sofia (Adria Arjona). Urocza sprawa. Natomiast zaraz po tym żona oznajmia mu, że chce rozwodu. Do domu przyjeżdża córka - ta pierwsza, bo druga, Cora (Isabela Merced), jest dla niego tak przezroczysta, że równie dobrze mogłaby nie istnieć - i obwieszcza wszystkim, że wychodzi za mąż. Nie dość, że ledwie się z narzeczonym, Adanem (Diego Boneta), poznali, to jeszcze to ona oświadczyła się jemu, a nie odwrotnie. Jego tradycjonalistyczna głowa absolutnie nie potrafi się z tą sytuacją pogodzić. Ani z rozwodem, ani ze ślubem, ani z tym, że druga córka nie chce studiować, tylko od razu przejść do robienia kariery.

Naturalnie scenariusz jest równie nieskomplikowany, co we wspomnianym już filmie z 1991. Już po tym krótkim opisie każdy, kto obejrzał w życiu ze dwie komedie romantyczne jest w stanie dopowiedzieć sobie co będzie dalej. Scenarzyści postanowili zmienić lekko historię - dorzucili ten motyw z rozwodem, przepisali rodzinę głównych bohaterów jako imigrantów z Kuby. Czysto teoretycznie są to ciekawe motywy, ale film nie robi z nimi nic przesadnie ciekawego. Ich pochodzenie służy tyło temu aby Garcia mógł w co drugiej scenie przypominać, że zaczynał od niczego i jak to mu ciężko było. Ale teraz jest mu już lekko, bo jest raczej zamożnym architektem i do kompletu nikt nie ma z nim problemów na tle rasowym, więc czemu cały ten wątek ma niby służyć? Po co kłaść na ten ich rodowód tak wielki nacisk? Odrobinę lepiej wygląda sytuacja z rozpadającym się małżeństwem, bo z końcem filmu do Billy'ego dociera nawet, że związek powinien polegać na partnerstwie i wspólnym przeżywaniu chwil dobrych i złych. Tylko co z tego, skoro nawet ten wątek ostatecznie zostaje spłycony?

Ojciec panny młodej 2022 recenzja filmu - To nie miała być komedia? 

Pierwszy prezent od przyszłego zięcia

Największą bolączką filmu jest jednak ten wspomniany już brak humoru. Teoretycznie podpisano go jako komedię, ale w praktyce dopiero pod sam koniec filmu, podczas gorączkowego biegania i załatwiania spraw - pociągniętego całkiem imponującym, zwłaszcza jak na tak prosty film, master shotem - można się ze dwa razy uśmiechnąć. Andy Garcia jest świetnym aktorem, co absolutnie nie ulega żadnym wątpliwościom, ale do roli komediowej zwyczajnie się nie nadaje. Oczami wyobraźni widzę aktorów, którzy potrafiliby tę jego złość i upór przekuć w przezabawne momenty, ale w wykonaniu Garcii całość jest po prostu smutna, albo niezręczna. Prócz niego humor ma dostarczać również organizatorka ślubów z Instagrama, Natalie (Chloe Fineman) i jej pomocnik Kyler (Casey Thomas Brown), ale zazwyczaj wypadają bardziej irytująco niż zabawnie, dopiero na koniec rzucając dosłownie jednym, naprawdę zabawnym tekstem. Jakby scenarzyści cały swój komediowy potencjał upchnęli w tych ostatnich dziesięciu minutach.

Film Gary'ego Alzarakiego jest też zwyczajnie zbyt długi. To banalnie prosta historia o akceptacji i o tym żeby nie trzymać się tak kurczowo przeszłości, bo nie zauważa się nawet kiedy mija nam teraźniejszość, do kompletu upośledzona przez absolutnie nijaki humor, albo częściej po prostu jego brak. I ktoś stwierdził, że dobrym pomysłem będzie zrobić z tego dwugodzinny film. Nawet dobre komedie rzadko kiedy trwają tak długo, bo co za dużo to niezdrowo. Złotym standardem dla komedii jest 90-100 minut. Wszystko powyżej jest już po prostu męczarnią - z paroma drobnymi wyjątkami, jak choćby dwugodzinny "Książę w Nowym Jorku" i to też przede wszystkim dlatego, że Eddie Murphy był w tamtych latach dosłownie komediowym kombajnem, tytanem humoru. Pewnie i 150 minutowy film by dźwignął niemalże wyłącznie na własnych barkach. 

Wydaje mi się, że "Ojciec panny młodej" powstawał trochę z marszu, bez dokładnego przemyślenia poszczególnych scen, określenia co właściwie chce się nimi osiągnąć i tak dalej. Jakby twórcy stwierdzili, że wymyślą sobie to wszystko podczas montażu. Być może faktycznie da się czasami uratować w ten sposób nieprzemyślany materiał, ale tym razem zdecydowanie się to nie udało. Przykładem dziwnych decyzji bez celu niech będzie chociaż sposób wprowadzenia na ekran tytułowej panny młodej. Widzimy jej nogi, tył jej głowy - ujęcie zawsze kończy się chwilę przed tym jak obraca się w stronę kamery. Można zacząć się wręcz zastanawiać, czy coś z nią będzie nie tak, czy o co chodzi. Otóż... Nie chodzi o nic. Po minucie, czy dwóch takiej zabawy w kotka i myszkę w końcu widzimy jej twarz i... Jest po prostu dziewczyną. Ładną, o twarzy Adri Arjony, ale generalnie po prostu dziewczyną. Czemu miało to chowanie jej twarzy służyć? W podobny sposób przedstawia się cały film. Rzeczy dzieją się, ludzie rozmawiają i nic interesującego z tego nie wynika. Powiedziałbym, że to ze wszech miar średnia produkcja, ale jest gorzej. Ten film jest zwyczajnie nudny, a nie ma nic gorszego niż nudna i do tego pozbawiona humoru komedia. Stracone dwie godziny. Nie polecam.

Atuty

  • Jedno imponujące, długie ujęcie pod koniec;
  • Nie najgorszy morał;
  • Kilka (można policzyć na palcach jednej dłoni) zabawnych gagów w ostatnich dziesięciu minutach.

Wady

  • Za długi;
  • Przez większość filmu absolutnie nieśmieszny;
  • Dziwaczne, niezrozumiałe decyzje reżysera;
  • Przewidywalny i nudny.

Nowa wersja "Ojca panny młodej" jest komedią która nie bawi. Co więcej można powiedzieć, aby przekonać widzów żeby nie marnowali dwóch godzin życia na ten film? Nie jest to produkcja stricte zła, na pewno nie z tą obsadą, ale absolutnie szkoda na nią dwóch godzin życia.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper