Pentawerat (2022)

Pentawerat (2022) - recenzja, opinie o serialu [Netflix]. Piątka z Pentaweratu i kanadyjski dziennikarz, ej

Piotrek Kamiński | 09.05.2022, 21:00

Tajne stowarzyszenie pięciu wpływowych mężczyzn, którzy z ukrycia dbają o rozwój świata i jego kierunek, przyjmuje właśnie nowego członka. W międzyczasie pewien sympatyczny dziennikarz z Kanady zaczyna przyglądać się teorii spiskowej zakładającej jego istnienie. Co z tego wyniknie? Czy Pentawerat zostanie ujawniony? 

Jeśli widziałeś kiedyś jedną produkcję Mike'a Myersa, to widziałeś je wszystkie. Raczej prosty, przaśny humor, Mike w setce różnych, wymagających nakładania tony silikonu ról, raczej niezbyt skomplikowana fabuła. Ale trzeba przyznać, że większość tych jego dziwnych produkcji potrafi rozbawiać. Jasne, niemalże na każdego "Austina Powersa" znajdzie się "Guru miłości", ale jednak częściej jest się z czego pośmiać, niż nie. "Pentawerat" zaliczyć można raczej do tych bardziej udanych produkcji, choć ciężko jest się nim przesadnie podniecać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pentawerat (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Pierwsza zasada Pentaweratu?

Czterech z pięciu członków

Pentawerat jest tajnym stowarzyszeniem, w którym zasiada pięciu mężczyzn. Czterech z nich jest białych i gra ich Mike Myers. Piąty, najnowszy członek, to Keegan-Michael Key, a dokładniej grana przez niego postać - błyskotliwy naukowiec, któremu niewiele już brakuje do wymyślenia, jak dokonać zimnej fuzji. Zanim jednak mogło to nastąpić, został uprowadzony, a światu powiedziano, że zmarł. A, jest też Patty (Debi Mazar). Ona tylko tu sprząta i podaje dokumenty, ale i tak całe stowarzyszenie je jej prosto z ręki.

Fabularnie mamy tu do czynienia z czymś na wzór kryminału, połączonego z komedią - nie pierwszy raz w karierze Mike'a. Z jednej strony ktoś umarł i nie wiadomo, kto go zabił. Z drugiej zwykły, szary reporter (też Mike Myers) i jego koleżanka z pracy, Reilly (Lydia West) nawiązują kontakt z, ekhem, specjalistą od teorii spiskowych (owszem, ponownie Mike Myers) i starają się odnaleźć Pentawerat oraz obnażyć go światu. Zagadka nie jest przesadnie angażująca, a rozwiązanie raczej nagłe i nie pozwalające widzowi na samodzielne domyślenie się, co i jak. I niby nie po to oglądamy serial z Myersem żeby nie wiadomo jak myśleć nad jego fabułą, ale nie sposób nie poczuć choć lekkiego zawodu, że to już wszystko, co ta opowieść ma nam do zaoferowania.

Pentawerat (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Pentawerat nie może zostać ujawniony

Patty, szef wszystkich szefów

W kwestii humoru jest na szczęście lepiej, przynajmniej moim zdaniem, a to, jak wiadomo, może się sporo różnic od Twojego. Humor Mike'a jest raczej specyficzny. Bardzo suchy, miejscami wręcz wywołujący zażenowanie, często z brodą dłuższą niż ta druida Panoramixa. Na pewno trzeba mieć ochotę na tego typu lekką produkcję. Trafią się boleśnie proste żarty, jak choćby z tego, że Kanadyjczycy są przesadnie sympatyczni i twardo wymawiają słowa z "u", przez co wychodzi im na przykład "abut", zamiast "abałt" i tak dalej. Znajdzie się też cała masa odniesień do innych produkcji, w których wystąpili tutejsi aktorzy, a ze dwa razy postać spojrzy prosto w oko kamery i odezwie się bezpośrednio do widza. 

Na szczęście w każdym z sześciu odcinków znajdziemy i całą masę zupełnie solidnych, zbudowanych od zera i zaskakujących gagów. Ich poziom wciąż nie powala subtelnością, ale trzeba przyznać, że jest coś głęboko komicznego w fakcie, że cała produkcja nabija się z fanów teorii spiskowych, przedstawiając ich jako oblechów, brudasów mieszkających w samochodach, albo piwnicach i nazywających ludzi lemingami, czy też, jak w oryginale "sheeple" i przy tym potwierdzając prawdziwość niemalże każdej z tych ich teorii.

Aktorzy spisują się raczej bez zarzutu, choć ciężko zachwycać się czyjąkolwiek grą. Mike jak zawsze stroi dziwne miny i udaje różne akcenty. Key jest tak bezbarwny, że ciężko właściwie opowiedzieć o nim cokolwiek więcej, ponad to, co już napisałem. Podobnie West. W późniejszych odcinkach na ekranie pojawia się też Ken Jeong (dzięki, shadzor), który raz jeszcze gra po prostu irytującego, głośnego, bogatego Azjatę. Zabawne, że tak go zaszufladkowali, bo w rzeczywistości to niesamowicie sympatyczny, skromny facet. Największą radochę ze swojej roli (może poza Myersem), zdaje się mieć Mazar. Patty jest zalotna, ale w taki starodawny, pewny siebie i rubaszny sposób. Mazar żuje scenerię niczym gumę do żucia, owijając sobie wokół małego palca właściwie każdą postać, z którą występuje w danej scenie. A propos sceny...

Scenografia serialu została chyba zapożyczona od "Strażników sprawiedliwości", albo innego niskobudżetowego szrotu, na przykład czegoś z Bruce'em Willisem z ostatnich lat. Baza Pentaweratu ma ten taki charakterystyczny, retro-futurystyczny wygląd, nieodzownie kojarzący się z taniochą. Specyficznie uformowane, bardzo jednolite korytarze, których bankowo powstało cały jeden, kręcony z różnych ujęć i do tego znajdujące się nad drzwiami oko w trójkącie - ruchome, dodajmy - należące do sztucznej inteligencji stworzonej przez Pentawerat, która w bardzo oczywisty sposób stanie się istotna na późniejszym etapie serialu. Biorąc to wszystko pod uwagę, ciężko nie pomyśleć sobie, że cały budżet serialu poszedł na makijaż wszystkich postaci Myersa, więc wszędzie indziej trzeba było ciąć koszta.

"Pentawerat" nie jest, w żadnym wypadku, wybitną produkcją. To głupia, prosta komedia z lekko już podstarzałym, ale wciąż mającym w sobie zaskakująco dużo energii, oryginalnym Shrekiem. Nie odmieni niczyjego życia, nie każdemu się pewnie nawet spodoba, miejscami trąci budżetówką, ale krótki czas trwania kolejnych odcinków sprawia, że ogląda się je szybko i przyjemnie. No i każdy kolejny epizod otwiera narracja Jeremy'ego Ironsa - już samo to potrafi nastawić człowieka pozytywnie na nadchodzące 20 minut. Na sympatyczny wieczór po długim, słonecznym dniu powinien się nadać. Jeśli tylko trawisz komediowy styl Myersa.

Atuty

  • Sporo niezłego humoru;
  • Multum różnorodnych postaci granych przez Mike'a (czasami ciężko go wręcz rozpoznać);
  • Nawiązania do innych produkcji;
  • Jeremy Irons.

Wady

  • Część żartów stara jak diabli, albo po prostu nieśmieszna;
  • Kiepska, miejscami przewidywalna, a kiedy indziej zupełnie randomowa fabuła;
  • Wszystkie efekty poza twarzą głównej gwiazdy robią raczej średnie wrażenie.

"Pentawerat" nie jest bombą na miarę Austina Powersa, ale nie jest też katastrofą, jak "Kot". To po prostu krótki serial komediowy z raczej miałką fabułą, ale za to nie najgorszymi żartami. Jeśli ktoś lubi styl Myersa to warto sprawdzić. Reszcie raczej odradzam.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper