Królik samuraj: kroniki Usagiego (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Kolorowa kopia uszatego wojownika

Królik samuraj: kroniki Usagiego (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Kolorowa kopia samuraja

Iza Łęcka | 08.05.2022, 20:00

Netflix po raz kolejny bierze byka za rogi i zajmuje się bardzo popularną marką – tym razem sięga po króliczego samuraja, który wielokrotnie musi stawić czoła niebezpieczeństwu. Zanim jednak zasiądziemy do seansu „Królik samuraj: kroniki Usagiego” powinniśmy pamiętać o jednym: choć odwołań do oryginału jak na pęczki, nowa produkcja to niekoniecznie udany, a bardzo bezpieczny i oklepany, spin-off. Zapraszam do recenzji.

Seria „Usagi Yojimbo” od lat 80. XX wieku cieszy swoich sympatyków, nie tylko opowiadając niezwykle interesujące perypetie króliczego samuraja, ale z dużą wnikliwością i powagą prezentując stworzony świat, którego estetyka czerpie inspiracje między innymi z twórczości Akiry Kurosawy. Pierwotnie Stan Sakai, autor komiksów, planował wykreować przygody japońskiego wojownika, które bazowały na losach mistrza Musashiego Miyamoto, lecz któregoś dnia w trakcie prac nad projektem dorysował on głównej postaci długie uszy związane w supeł – efekt końcowy na tyle przypadł mu do gustu, że protagonista stał się królikiem, a cały wykreowany świat posiadał zwierzęcych odpowiedników.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kiedy więc Netflix zapowiedział opracowanie serialu animowanego czerpiącego ze znakomitej serii komiksów, oczy wielu entuzjastów na pewno się zaświeciły – szkoda jednak, że nie lampki ostrzegawcze, go produkcja streamingowego giganta zupełnie nie jest tym, czego powinniśmy się spodziewać. Ale zacznijmy od początku...

Królik samuraj: kroniki Usagiego (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Usagi, czy to ty?

Królik samuraj: kroniki Usagiego (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Główny bohater w trakcie treningu

Yuichi Usagi od najmłodszych lat pragnie iść śladami swojego przodka Miyamoto Usagiego i chce zostać wielkim samurajem. Mając kilkanaście lat mieszka z ciotką, która powoli przygotowywała go do profesji – życie na farmie nie sprzyja jednak poznawaniu swojego wewnętrznego głosu, więc młodzieniec rusza do Neo Edo, gdzie od początku wplątuje się w kłopoty. Miasto nie jest bezpiecznym miejscem. Okazuje się, że pojawienie się potomka Usagiego rodzi szereg problemów, w tym również wysyp pojawiających się yokai. Na szczęście u boku bohatera stoją nowo poznani pobratymcy – łowca nagród Gen, złodziejka Kitsune i kotka-ninja Chizu. Próbując sprostać wyzwaniom, ekipa coraz lepiej się poznaje i powoli rozumie znaczenie prawdziwej przyjaźni.

Od początku swojej recenzji nie będę owijać w bawełnę - „Królik samuraj: kroniki Usagiego” nie jest produkcją opracowaną z myślą o fanach twórczości Stana Sakai i jest ku temu kilka powodów. Przede wszystkim odpowiedzialna za projekt Candie Langdale, która ma na swoim koncie takie produkcje jak „Przygody kota w butach”, „Zafari” czy szereg pozycji z serii „Scooby-Doo”, materiał źródłowy potraktowała niezwykle plastycznie i osadziła wydarzenia w innych realiach – młody Usagi jest tylko potomkiem nieustraszonego mistrza miecza, który pragnie iść w ślady znanego członka rodziny. Tych nawiązań jest znacznie więcej – mówimy chociażby o całej ekipie głównego bohatera, nazwie miasta, która nieco odnosi się do japońskiego okresu przedstawiającego losy pierwszego protagonisty czy różnorodnych przeciwnikach, jacy w ciągu dziesięciu odcinków goszczą na ekranie. Podobnie jak komiksowy samuraj miał do czynienia z rozmaitymi przeciwnościami, na Yuichiego nie tylko czekają yokai – a to może być kolejny powód, dla którego czytelnicy odrzucą netflixową propozycję w przedbiegach. Część japońskich, mitycznych stworzeń zostało opracowanych na potrzeby animacji, więc niekoniecznie i dokładnie odwołują się one do swojego dziedzictwa, a niektóre motywy, chociażby związane z „opętanymi przedmiotami” mogą wprawić w konsternację. Podkreślono jednak ważną kwestię - nie wszystkie yokai są złe, mogą one, podobnie jak ludzie, zachowywać się różnie i mają ku temu swoje powody. Co warto odnotować, momentami forma ich przedstawienia intryguje – wiele istot wzbudza co najmniej niepokój, dlatego „Królika samuraja” niekoniecznie oglądałabym z pociechami w wieku wczesnoszkolnym.

Fabuła recenzowanego „Królika samuraja: kroniki Usagiego” nie jest zbyt zawiła, choć tempo w niej całkiem konkretne. Historia bazuje na motywie przygotowania do pełnienia roli wojownika przez Usagiego, lecz nie brakuje także wątków o rozwijającej się przyjaźni – mimo wielu różnic wśród znających się postaci liczy się przede wszystkim lojalność i pomoc w trudnych chwilach. Nieustraszony królik otrzymuje wsparcie od samego początku, z czasem możemy nieco lepiej poznać Gena i Chizu, choć mam nieodparte wrażenie, że każda z tych postaci nie otrzymała na tyle dużo uwagi, na ile zasługuje. W animacji nie sięgniemy do wnętrza protagonistów, a raczej posłuchamy licznych docinek czy będziemy świadkami humorystycznych scen przeplatających samurajskie walki z członkami miejskich grup, yokai czy jeszcze innymi potworami – wszystko po to, by nadać opowieści nieco lżejszy ton.

Królik samuraj: kroniki Usagiego (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Przede wszystkim dla młodszych widzów

Królik samuraj: kroniki Usagiego (2022) – recenzja i opinia o serialu [Netflix]. Główni bohaterowie

Grafika jest kolejnym aspektem, który niekoniecznie spodoba się fanom. Podkreślę jednak ponownie, że „Kroniki Usagiego” mają na celu zwrócić uwagę młodszych widzów, dlatego też oprawa bazuje na nowoczesnej, komputerowej animacji. Od początku prac nad komiksem Sakai wypracował styl bardzo klimatyczny i specyficzny, który poprzez lata wielu czytelników docenia – stał się on jedną z charakterystycznych cech całej serii, której niestety nie uraczymy w trakcie oglądania serialu animowanego. Nieco nadziei twórcy wlewają w serce podczas prezentowania urywków z przeszłości czy scen nawiązujących do oryginalnego Usagiego – wtedy jest znacznie klimatyczniej. Gdybyśmy mieli do czynienia z propozycją skierowaną do dorosłych odbiorców, grafika powinna tak wyglądać od pierwszych do ostatnich ujęć...

Neo Edo to miasto tysiąca barw i setek osobowości, poszczególni bohaterowie są narysowani całkiem interesująco, a ich ruchy w trakcie walki początkowo wydają się nieco otępiałe i sztywne, jednak wraz ze zdobywanym doświadczeniem młodzi nabierają także płynności. Na ekranie naprawdę sporo się dzieje, a lokacje zmieniają się szybko. Końcówka serialu nie należała do moich ulubionych momentów, nie podobały mi się rozwiązania przyjęte przez twórców, bo zagłębiając się mocniej w pierwowzorze można było osiągnąć znacznie lepszy efekt. Usagi mierzył się jednak z najbardziej dziwnymi przeciwnikami, a dziesiąty odcinek poniekąd nawiązywał do tomu „Usagi Yojimbo: Saga. Legendy”.

Netlix sięgnął garściami po kolejną kultową markę – ten wybór może się odbić czkawką, jeżeli do głosu mocno dojdą entuzjaści starego Usagiego. „Królik samuraj: kroniki Usagiego” od początku kojarzyły mi się z odcinkowymi przygodami Po z „Kung-Fu Pandy”, co więcej, sądzę, że w wielu aspektach Candie Langdale dążyła do uzyskania podobnego efektu co w produkcji DreamWorks. W rezultacie serial okazał się typową opowieścią dla dzieci, opracowaną nad wyraz bezpiecznie i przypominającą wiele produkcji należących do gatunku. Jeżeli lubicie komiksy Stana Sakai i chcecie zakrzewić sympatię do króliczego ronina również wśród swoich dzieci – sięgajcie śmiało. Jeżeli jednak pragniecie godnego przedstawienia klasyka na ekranie, to nie tędy droga.

Atuty

  • Bardzo kolorowa, nowoczesna animacja,...
  • To opowieść o rodzącej się przyjaźni i lojalności
  • Na ekranie wiele się dzieje!

Wady

  • … która nie przypadnie do gustu fanom Usagiego
  • Twórcy bardzo luźno podeszli do materiału źródłowego
  • Główni bohaterowie zostali potraktowani po macoszemu
  • To nie jest serial, który usatysfakcjonuje entuzjastów komiksów

„Królik samuraj: kroniki Usagiego” to przede wszystkim propozycja skierowana dla młodszych odbiorców, którzy pokochali Po z „Kung-Fu Pandy”. Dynamiczna akcja, lekka fabuła i nowoczesna animacja jednak nie przyciągną przed ekran miłośników twórczości Stana Sakai.

5,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper