Powrót recenzja

Powrót (2022) - recenzja, opinie o serialu [Canal+]. Zmartwychwstanie po polsku

Roger Żochowski | 27.04.2022, 21:00

Jeśli chcielibyście odpocząć nieco od polskich kryminałów, Canal+ wyszedł temu naprzeciw, serwując dość zaskakujący jak na polską kinematografię serial opowiadający o zmartwychwstaniu. I bynajmniej nie Jezusa.

Lubię kreatywne, nieszablonowe i zaskakujące swoją formułą seriale i „Powrót” od pierwszego odcinka sprawia wrażenie właśnie takiej produkcji. Ciężko początkowo wyczuć czy jest to bardziej czarna komedia, dramat rodzinny czy romans, ale bez wątpienia jest to pewien powiew świeżości. Głównego bohatera, Jana Starosteckiego, granego przez Bartłomieja Topę, poznajemy już w pierwszej scenie.  Choć tak naprawdę ciężko pisać tu o "poznaniu", bo Jan umiera i nie zdążymy się nawet obejrzeć, gdy będziemy świadkami jego pogrzebu. Na którym zresztą nie ma tłumów, bo był to przeciętny do bólu mężczyzna w średnim wieku, który mimo prowadzeniu własnego biznesu niewielu obchodził.

Dalsza część tekstu pod wideo

Powrót (2022) - recenzja serialu [Canal+]. I co ja robię tu…

Powrót recenzja

Ale pogrzeb to, paradoksalnie, dopiero początek. Jan budzi się kilka dni później, wychodząc z grobu i rozpoczynając nowe życie. Nie wiemy, czy mają z tym związek jakieś nadprzyrodzone moce czy błąd medyczny, ale serial co rusz podrzuca różne tropy. Odniosłem jednak wrażenie, że odkrycie tej tajemnicy niekoniecznie jest w „Powrocie” celem samym w sobie. Gdy Jan wraca do domu i zastaje żonę (dobra, niejednoznaczna rola Magdaleny Walach), która żałobę przeżywa w łóżku z innym mężczyzną, jego świat ulega stopniowemu przewartościowaniu. W ukryciu przez rodziną, w tym także córką, która nigdy nie miała bliskich relacji z ojcem, Jan stara się dowiedzieć po co tak naprawdę zmartwychwstał i jaki jest teraz cel jego życia, w czym próbuje mu pomóc jego najlepszy przyjaciel, Kostek (Wojciech Mecwaldowski). Tylko jemu Jan wyjawia bowiem swoją tajemnicę powrotu z grobu. Kostek ma jednak swoje problemy z żoną, wyzwoloną, pełną seksapilu, ale unikającą tematu dzieci Malwiną (trochę mało naturalna Maria Dębska).  

Przyznam szczerze, że pierwsze 3 odcinki są momentami senne i nie do końca rozumiałem, w jaką stronę ten serial zmierza. Kilka scen to naprawdę mocny cringe, sama realizacja również nie jest tak dobra i przemyślana jak choćby w „Klangorze”, a odcinków praktycznie pozbawiono nakręcających na ciąg dalszy cliffhangerów. Czegoś zdecydowanie brakowało w scenariuszu i nie ratował go nawet czujący się ze sobą świetnie duet Topa i Mecwaldowski, co dawali wyraz w udanych dialogach, przy których nie raz można było się szczerze uśmiać.  Druga część serialu zaczyna nam jednak rekompensować dość zachowawczy początek, uwagę kradnie choćby hipnotyczna Matylda Giegżno, kochanka Jana, ale i jego żona zdaje się totalnie zmieniać swoje życie, jakby pogrzeb uwolnił ją z pętającego ruchy łańcucha. 

Powrót (2022) - recenzja serialu [Canal+]. Mieszanka dramatu i komedii 

Jan Staroświecki

Tempo zdecydowanie wzrasta, wątki zaczynają się zazębiać, widzimy trochę szerszą perspektywę tego, co chcieli nam przedstawić twórcy. I choć momentami może to wszystko ocierać się o banał i opowieść o spełnianiu ukrytych marzeń i łamaniu barier, to jednak pojawia się ten pożądany, słodko-gorzki posmak. Serial unika też krytykowania kontrowersyjnych decyzji i postaw bohaterów bez względu na to czy jest to żona zdradzająca męża, czy prostytutka potrzebująca po prostu spaceru. To serial o zwykłych ludziach zmieniających pod wpływem „nowego” Jana swoje życia, jak choćby popijająca alkohol w pracy Aneta, rewelacyjnie zagrana przez Kingę Preis. Nie ukrywam jednak, że krótsze, bardziej skondensowane odcinki mogłyby pozytywnie wpłynąć na narrację.

Bohaterem „Powrotu” jest również Warszawa, bo sceny kręcone na cmentarzach, w nocnych klubach czy w stworzonej specjalnie na potrzeby serialu piekarni pośród klimatycznych kamienic na Pradze, mogą się podobać i momentami budują odpowiedni nastrój. Trzeba jednak napisać, że część zdjęć wypadła dość amatorsko, żeby nie napisać telewizyjnie. Może był to zamierzony efekt, by nadać filmowi nieco innego, uciekającego od modnego ostatnio w kryminalnych produkcjach schematu, ale wypada to różnie. Zdecydowanie wyraziściej pokazał Stolicę recenzowany niedawno serial Netfliksa, „Zachowaj spokój”, czy choćby świetny „Ślepnąc od świateł” od HBO.

Mimo kilku wad „Spokój” to serial, który wymyka się z serialowej szuflady oryginalną koncepcją, doborową obsadą i faktem, że potrafi zachęcić do refleksji nad życiem. Ma słabsze momenty, gorsze dialogi, potrafi wprawić w zakłopotanie  scenami śmiesznymi tylko w założeniach scenarzystów, ale jak na mieszankę dramatu i czarnej komedii jest to coś nowego i świeżego. Warto więc dać mu szansę. 

Atuty

  • Doborowa obsada
  • Świetny, wiarygodny duet Topa & Mecwaldowski
  • Oryginalna, często łamiąca schematy historia
  • Druga część serialu nabiera tempa i zmusza do refleksji

Wady

  • Niektóre żarty i sceny są bardzo cringe'owe
  • Odcinki mogłyby być krótsze, bardziej skondensowane
  • Realizacja nie zawsze zachwyca
  • Nużące momenty, w których serial szuka tożsamości

Świeża i oryginalna mieszanka czarnej komedii i dramatu. Nie wszystko zagrało, ale jest szansa, że docenicie historię Jana.

6,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper