Bańka (2022)

Bańka (2022) - recenzja, opinie o filmie [Netflix]. O trudach bycia gwiazdą filmową w pandemii

Piotrek Kamiński | 05.04.2022, 21:00

Po wtopie, którą zaliczyła grając kogoś kim nie jest (kto to widział żeby aktor grał inną osobę?!), Carol powraca do serii filmowej która zrobiła z niej gwiazdę - "Bestie z klifów". Szósta część niskobudżetowego, niemądrego horroru powstawać będzie podczas pandemii koronariwusa. Aktorzy nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego co to dla nich oznacza.

Judd Apatow pojawił się na rynku dosyć nagle i już pierwszym strzałem zdobył uznanie widowni. Przed "40 letnim prawiczkiem" co prawda nakręcił kilka odcinków różnych seriali, w tym mój ulubiony "Luzaki i kujony", lecz to tamtym filmem pokazał, że wie jak w dzisiejszych czasach powinna wyglądać dobra komedia. Wyraziści bohaterowie, tak pierwszo jak i drugoplanowi, prosta, ale angażująca i pełna serca fabuła i tona żartów powtykana wszędzie, gdzie się da. Takich ostrych, miejscami trochę obrzydliwych, nie dla dzieci. A jeśli któryś z bohaterów przy okazji cierpi, to wychodzi tylko zabawniej. To było siedemnaście długich lat temu. Gdzie jest teraz tamten Judd, pytam się?!

Dalsza część tekstu pod wideo

Bańka (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Gwiazdorska obsada 

Kłótnie eksmałżeńskie

Bohaterowie dzisiejszego filmu to zgraja zepsutych, zakochanych w sobie, przekonanych o swojej wielkości gwiazdek i gwiazdeczek Hollywood, w większości raczej niesympatycznych. Na papierze można pomyśleć, że to całkiem niezły pomysł, bo dzięki temu można im bezkarnie robić krzywdę w kolejnych scenach, a widzowi nie jest ich jakoś specjalnie żal, bawi go ich nieszczęście. Problem w tym, że kiedy wszyscy są burakami, kiedy brakuje tej jednej, czystej duszy, za którą moglibyśmy podążać, której moglibyśmy kibicować, to film staje się nudny i za długi, męczący. Taką postacią mogłaby zapewne być bohaterka Karen Gillan, gdyby nie to, że dokładnie tak jak w fikcyjnym filmie, w tym prawdziwym jej postać też nie ma za wiele do roboty. Jej Carol godzi się na udział w "Bestiach z klifu 6" żeby ratować karierę, po czym wszystkie sceny z jej udziałem zostają wycięte, ale i tak nie może opuścić planu zdjęciowego. A i jeszcze jej chłopak rzuca ją przez Facetime i póki jej nie ma pomieszkuje sobie u niej z nową dziewczyną. Zabawne.

Reszta wcale nie byle jakiej obsady to David Duchowny jako Dustin Mulray, podstarzały narcyz, który nie dał rady dotrzeć na pogrzeb teściowej, bo wolał być na gali rozdania jakichś nagród; Leslie Mann jako Lauren van Chance, jego była żona, która z jednej strony go nienawidzi, z drugiej wciąż ją do niego ciągnie; Pedro Pascal jako Dieter Bravo, uzależniony od seksu i kokainy dziwak, zakochany w hotelowej recepcjonistce (Maria Bakalova); Keegan-Michael Key jako Sean Knox. Sean zgodził się zagrać w filmie jeśli pozwolą mu polatać helikopterem. Niewiele więcej da się o nim powiedzieć. Reżyserem projektu jest natomiast grany przez Freda Armisena Darren Eigen, dla którego nowe "Bestie z klifów" są ostatnią szansą na utrzymanie się w Hollywood.

Tak mocne, komediowe nazwiska powinny teoretycznie pociągnąć cały film bez najmniejszego problemu, ale jakimś cudem wcale tak się nie dzieje. Tu i ówdzie trafi się jakaś zabawna scena, zwłaszcza w tych momentach, kiedy pokazane jest samo kręcenie filmu i ostateczne efekty specjalne mieszają się z nieudanymi dublami aktorów i na przykład ktoś puszcza się wielkiego klifu, na który się właśnie wspinał, ale nie spada tylko dryfuje w powietrzu, trzymany wyciętą w postprodukcji linką. Przyznam, że za pierwszym razem wzięło mnie to całkiem z zaskoczenia. Prócz takich jasnych punktów, niestety w filmie jest też cała masa zwyczajnie kiepskich, kompletnie nieśmiesznych żartów. Produkcja przeciąga się w nieskończoność, bo co chwilę ktoś ląduje na kwarantannie. Ktoś próbował uciec z planu, więc nadgorliwa ochrona odstrzeliła mu dłoń (serio?). Dieter pyta wszystkich czy chcą uprawiać z nim seks. Carol ładuje się w romans z żonatym gościem. Są to na pewno niezręczne sytuacje, ale czy zabawne? Podejrzewam, że ktoś się uśmieje, zawsze przecież tak jest, ale tym kimś na pewno nie byłem ja.

Bańka (2022) - recenzja filmu [Netflix]. Przebłyski geniuszu w morzu nijakości 

Znudzone, naćpane gwiazdy filmowe

Czy można usprawiedliwić kiepską grę aktorską, jeśli aktor tylko udaje, że nie potrafi odpowiednio się ruszać, intonować, reagować? Być może do pewnego stopnia tak, lecz co za dużo to i świnia nie zje. Profesjonalni aktorzy udający jakby tydzień wcześniej debiutowali w "Trudnych sprawach" nie są uroczy. Raczej męczący. Choć trzeba przyznać, że kontrast między prawdziwym aktorem, aktorem w filmie i postacią w filmie jest zazwyczaj zauważalny i wypada docenić pracę włożoną aby go stworzyć. Szkoda, że scenarzyści nie poszli o krok dalej i nie dali aktorom ról kompletnie do nich niepasujących, dziwnych i nieodpowiednich. Albo prościej: że nie dali im więcej charakteru. Postać Duchowny'ego niewiele różni się od samego aktora, a gdyby na przykład zrobić z niego wstydliwą ciamajdę, mogłoby zrobić się ciekawie. Coś na wzór tego, co dostaliśmy w pod pewnymi względami podobnym, ale nieskończenie lepszym "Jaja w tropikach" z 2008.

Dobrze chociaż, że efekty wizualne prezentują wyższy poziom. Nie dosłownie, bo i tytułowe klify wyglądają piekielnie płytko i sztucznie i żyjące na nich bestie wyglądają jakby początkujący grafik projektował je w przerwach w pracy. Tym razem jednak są to elementy żartów, które na różne sposoby bawią od początku do końca filmu. Prócz wspomnianego już unoszenia się w powietrzu są też latające w miejscu dinozaury, zastanawiające się ludzkim głosem nad tym co właśnie widzą, bo siedzący pod animacją komputerową kaskaderzy też mają już dosyć i chcą do domu, a zamiast tego wiszą na sznurkach ubrani w stroje do mocapu.. Gdyby tylko cały film mógł być równie wciągający jak te krótkie sceny. Niestety, zamiast tego lepiej spróbować uspokoić zniecierpliwionych aktorów online'owym koncertem Becka, puszczonym na ścianie hotelu, albo pokazywać jak kolejne osoby są opieprzane przez swoich przełożonych za problemy na planie. Zastanawiam się, czy bawi to samych filmowców, bo widzą jakie to wszystko podobne do ich codziennego życia.

"Bańka" to film nabijający się z kręcenia filmów, tak zwyczajnego, jak i w trakcie pandemii, z korporacyjnego oderwania od rzeczywistości producentów i głów studiów, z tego jakimi primadonnami potrafią być aktorzy. Problem w tym, że z żadnym z tych tematów nie potrafi zrobić niczego prawdziwie ciekawego, marnując jedynie świetną obsadę na żarty o seksie i ćpaniu. Jest w nim kilka okazji do pośmiania się, parę faktycznie dobrze przygotowanych gagów, ale jako całość wypada raczej płasko. Czyli trzyma poziom obecnego Hollywood! Z takimi ludźmi u sterów to mogła być jedna z lepszych komedii tego roku, dlatego jej porażka boli podwójnie.

Atuty

  • Niezłe gagi wokół motywu filmu w filmie;
  • Świetna, choć ostatecznie niewykorzystana obsada.

Wady

  • Lwia część humoru śmierdzi rynsztokiem;
  • Oderwani od rzeczywistości bohaterowie nie są najlepszym materiałem na protagonistów;
  • Niedorzeczna, ale w taki niezabawny sposób, fabuła;
  • Słabe aktorstwo, nawet jeśli specjalnie, to bez pomysłu wciąż jest słabym aktorstwem.

"Bańka" zapowiadała się na naprawdę solidną komedię. Gwiazdorska obsada, uznany reżyser za sterami, ciekawy pomysł, w którym słychać echa "Jaj w tropikach" Bena Stillera - jak to mogło się nie udać? Cytując innego klasyka o dinozaurach: "życie znajdzie sposób". Obniżam ocenę o dodatkowe oczko, bo to powinien był być hit.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper