Krakowskie potwory (2022)

Krakowskie potwory (2022) - recenzja, opinie o serialu [Netflix]. Świetny pomysł, a jak z realizacją?

Piotrek Kamiński | 23.03.2022, 21:00

Historia Alex, studentki pierwszego roku medycyny w Krakowie, która dowiaduje się, że dręczące ją wizje to nie początki choroby psychicznej, ale jak najprawdziwsze, zagrażające jej i całemu światu demony. Razem z grupą studentów kierowaną przez profesora Zawadzkiego będzie musiała stawić im czoła.

"Krakowskie potwory" to genialny koncept. Wykorzystanie nie wymęczonej na wszelkie sposoby przez Hollywood mitologii i umiejscowienie jej w dzisiejszych czasach, to patent, który z powodzeniem wykorzystywali już Azjaci, a mniej udane próby podejmowali chociażby Duńczycy przy okazji "Równonocy" sprzed półtorej roku. Sama koncepcja to jednak jeszcze nie wszystko. Trzeba wokół niej zbudować angażującą historię, po czym całość solidnie nakręcić, tak żeby widz chciał oglądać dalej. Moim zdaniem "Krakowskie potwory" zupełnie sobie z tym zadaniem nie poradziły.

Dalsza część tekstu pod wideo

Krakowskie potwory (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Nieciekawi bohaterowie

Lucky i jego pomoce naukowe

Alex (Barbara Liberek) niemalże od zawsze miała problemy ze sobą. Prawdopodobnie dlatego, że jej mama popełniła samobójstwo wjeżdżając samochodem w drzewo... Z córką na pokładzie. Dręczą ją z tego tytułu senne mary, w których często widuje dziwne stworzenia nie z tego świata. Cały jej świat staje na głowie, kiedy dostaje się do elitarnej grupy studentów prowadzonej przez profesora Zawadzkiego (Andrzej Chyra), która z pozoru zajmuje się standardową nauką, patologią, tak naprawdę jednak zgłębiając tajniki świata nadnaturalnego. Razem z Alex mają wreszcie pełny zespół obdarzonych specjalnymi zdolnościami ludzi. I w samą porę, ponieważ wielkie zło zaczęło wykonywać bardziej zdecydowane kroki, których rezultatem może być nawet i koniec świata.

Nigdy nie zrozumiem dlaczego polscy scenarzyści tak bardzo boją się używać polskich imion. Czy jeśli główny bohater, kompletny badass będzie się nazywał Mateusz, a nie Matt to nikt nie będzie traktował go poważnie? Czy o co chodzi? Czemu wciąż bolą nas jakieś nieuzasadnione kompleksy? Główna bohaterka ma na imię Aleksandra, ale wszyscy wołają do niej Alex. Jej przyjaciel Lucky (Stanisław Linowski) to tak naprawdę Lucjan. Z powodzeniem mógł przecież być z niego Lucek. W ich ekipie są jeszcze Gigi (Daniel Namiotko) oraz Birdy (Stanisław Cywka). Prócz nich znajdziemy jeszcze Hanię, czy Antka, czyli da się. Więc czemu nie? Nawet studenci pierwszego roku anglistyki nie mają takiego parcia na anglojęzyczne ksywki.

Imiona imionami, ale problemy scenariusza "Krakowskich potworów" sięgają znacznie głębiej. To jak wykorzystywane są poszczególne potwory i jak wiążą się z postaciami ludzkimi jest nawet ciekawe, jak choćby to skąd i dlaczego wzięła się grana przez Małgosię Belę Aitwar, czy praktykujące "Śmierć przez snu-snu" (pozdro dla fanów "Futuramy") Zapadliska. Problemem jest sama historia, którą próbują opowiedzieć scenarzyści. Jest bardzo podstawowa, co samo w sobie nie jest jeszcze złe, jeśli poszczególne postacie dadzą radę dźwignąć ciężar fabuły na własnych barkach. I tu znajduje się właśnie największy problem serialu Kasi Adamik - dosłownie nikt w tym serialu nie jest w małym choćby stopniu ciekawy, czy sympatyczny.

Krakowskie potwory (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Słabo nakręcony

Aitwar w wykonaniu Małgorzaty Beli

Główna bohaterka jest niby pewna siebie i twarda, ale w głębi duszy boi się otworzyć, ponieważ nie chce aby ktoś znów ją skrzywdził. Problem w tym, że nawet w tych bardziej nacechowanych emocjonalnie scenach jej głos brzmi trochę jakby była znudzona albo upalona. Jest w ostatnim odcinku taka scena, w której Alex po prostu wybucha, nie mogąc już dłużej dusić w sobie emocji. I jest to prawdopodobnie najbardziej spokojny, rzeczowy wybuch gniewu, jaki w życiu widziałem. Wcale nie lepiej prezentuje się pan profesor, wiecznie patrzący na świat z miną jakby próbował coś zrozumieć, ani zbity pies Lucky. Ale o nich przynajmniej da się coś powiedzieć. Reszta obsady jest tak kompletnie przezroczysta, że za tydzień nie będę pamiętał jak kto miał na imię. Nie ma w nich krztyny energii, nie wiemy o nich nic ponad to jakimi mocami dysponują. Skąd te moce się biorą? Nie interesuj się. Siostry bliźniaczki Hania i Basia (Kaja i Maja Chan) są o tyle charakterystyczne, że czasami mówią po angielsku, a nie po polsku. Trochę mało żeby można było mówić o charakterystyce postaci.

Na pewno przynajmniej po części nijakość obsady można tłumaczyć równie byle jaką reżyserią i montażem. Kraków jest pięknym miastem, ale tego się z serialu nie dowiesz, bo scen faktycznie pokazujących miasto, a nie tylko przemoczone deszczem zaułki jest tu jak na lekarstwo. Większość akcji dzieje się w budynkach, w których zwykle towarzyszy nam albo chorobliwie żółte światło, albo zielone światło, albo niebieskie światło. Czasami dodajmy do tego jeszcze walące po oczach stroboskopy, żeby oglądając w nocy wypaliło nam oczy. Na kartach komiksu tego typu kolorystyka mogłaby się sprawdzić, ale na ekranie telewizora serial wygląda po prostu płasko i tanio.

Reżyserki (prócz wspomnianej pani Adamik również Olga Chajdas) nie potrafią zupełnie utrzymać tempa, ani napięcia. Sceny pościgów są tak nierówne, że w paru miejscach musiałem dosłownie cofnąć akcję o kilka sekund żeby dopatrzyć się, co właściwie się wydarzyło, bo byłem przekonany, że między cięciami coś mnie ominęło. Do kompletu brakuje im jakiejś solidnie podbijającej adrenalinę muzyki, lepszych zakończeń i może ciekawszego montażu dźwięku, a na pewno lepszej pracy kamery. Kiedy jedna z postaci wali w gniewie w ścianę, a kamera nie dość, że nie śledzi jej, tylko wciąż delikatnie przesuwa się z prawej na lewą, to jeszcze nie akcentuje w żaden sposób tego uderzenia - nie towarzyszy mu mocniejszy dźwięk, cięcie, cokolwiek co wywołałoby reakcję u widza. To samo tyczy się scen konfrontacji z potworami, które ktoś chyba po prostu nakręcił z kilku ujęć, bez ładu i składu i cześć. Jak słusznie zauważył Marcin Łukański z kanału "Na gałęzi", scena powinna opowiadać jakąś historię, tymczasem w "Krakowskich potworach" rzeczy po prostu dzieją się aż przestaną się dziać. Później ktoś wytłumaczy o co chodzi w rozmowie z inną postacią. A gdzie w tym wszystkim emocje?

Jestem niesamowicie zawiedziony dzisiejszym serialem. Wciąż uważam, że sama idea była doskonała, ale sposób w jaki twórcy potraktowali materiał woła o pomstę do nieba. Aktorzy są drewniani, co może nie być do końca ich winą, bo i scenariusz nie należy do tych dobrych. Kolejne sceny ogląda się po prostu źle, a muzyka Antoniego i Marii Komasa-Łazarkiewiczów tak jak sama w sobie była klimatyczna i ciekawa, tak często zwyczajnie nie pasowała do tego, co działo się na ekranie. Twórcy sugerują możliwość powstania drugiego sezonu w ostatnim odcinku, ale osobiście nie jestem nim w ogóle zainteresowany.

Atuty

  • Interesujący koncept;
  • Kilka potworów wygląda nawet ciekawie.

Wady

  • Kiepski scenariusz;
  • Słabe aktorstwo;
  • Część potworów wygląda bardziej zabawnie niż strasznie;
  • Źle nakręcony i udźwiękowiony.

"Krakowskie potwory" mogły być świetną produkcją, z szansami na szerszą popularność na całym świecie. Tematyka pogańskich bóstw grasujących w Polsce aż prosi się o porządny film, czy serial. To, niestety, nie jest ten serial. Słaby scenariusz, słaba realizacja, słabe aktorstwo. Szkoda.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper