Inni ludzie (2021)

Inni ludzie (2021) - recenzja, opinie o filmie [Warner Bros]. O miłości, w rytmie hip hopu

Piotrek Kamiński | 07.03.2022, 21:00

Historia ludzi śpiewających o tym jak bardzo potrzebują miłości, ale nie potrafią, a może nie chcą jej znaleźć. Całość pociągnięta rapowym bitem, z odzianym w dres i czapkę z daszkiem Jezusem nadającym tempo.

Czekałem na ten film jak pies na miskę z jedzeniem odkąd tylko dowiedziałem się o jego istnieniu. Nie dlatego, że jestem takim wielkim fanem pani Doroty Masłowskiej, autorki książki na podstawie której Aleksandra Terpińska ten film, bo raczej za nią nie przepadam. Nie dlatego, że lubię hip hop, bo od tłustych bitów wolę ostre riffy. Ale jak jest okazja zobaczyć swój blok na wielkim ekranie, to ciekawość staje się silniejsza niż wszystko inne.

Dalsza część tekstu pod wideo

Inni ludzie (2021) - recenzja filmu [Warner Bros]. Szare twarze, ludzie bez marzeń

Jezus i Iwona

 

Kamil (Jacek Beler) śni o tym, że pilotuje statek kosmiczny zbudowany z lego technics. Miał taki przez chwilę, kiedy był mały, kiedy życie było prostsze i wszystko wydawało się być możliwe. Lecz tak samo jak tamte dawne zabawy, plany i marzenia, statek szybko został mu odebrany, bo do drzwi zapukała szara rzeczywistość. Budzi się więc i zaczyna opowiadać swoją historię, w której prócz niego głównymi bohaterami są również jego dziewczyna Aneta (Magdalena Koleśnik), kochanka Iwona (Sonia Bohosiewicz) i jej mąż Maciek (Marek Kalita).

Historia tu zawarta nie jest ani przesadnie skomplikowana, ani nawet ciekawa. Każdy zdradza każdego z każdym, z jednej strony szukając prawdziwych więzi, z drugiej czynnie raniąc swoich bliskich. Kamil snuje się od swojego mieszkania do Anety, albo do Iwony. Po drodze zastanawia się nad swoją przeszłością, swoimi wyborami, przyszłością. Podobnie pozostali bohaterowie. Między nimi zaś stoi Jezus (Sebastian Fabijański), dodając czasem od siebie odrobinę kontekstu i introspekcji. Ale ostatecznie "Inni ludzie" nie są filmem o odpowiedziach, więc historia nie zmierza do żadnego konkret ego celu. To bardziej rozprawka, esej o ludziach zawieszonych w czasie i przestrzeni, prezentujący przykłady, ale oferujący niewiele ponad nie. Pełno w nim wulgarnego seksu, grubo ciosanych metafor, tak charakterystycznych u pani Masłowskiej - jeśli ktoś widział "Wojnę Polsko-Ruską" to wie o czym mówię - zabawy słowem, powtórzeń. Jeśli ktoś lubi jej styl, to i "Inni ludzie" pewnie mu podejdą. Ja do fanów nie należę, ale...

Inni ludzie (2021) - recenzja filmu [Warner Bros]. Dlaczego dobzi mogą być dobzi, a źli nie mogą?

Kamil myśli nad swoim życiem

 

Podobnie jak twórczość Doroty Masłowskiej, film Terpińskiej to przerost formy nad treścią. I piszę to jako największy możliwy komplement. Niejedną rock operę już w życiu widziałem, z genialnym "Jesus Christ Superstar" na czele (Tim Minchin to jest gość!), ale hip hopowej do tej pory nie doświadczyłem. to nie jest po prostu film w którym ktoś od czasu do czasu coś zaśpiewa. Cała produkcja ma jasno wyczuwalny bit, bohaterowie nawet kiedy tylko mówią, albo gdzieś idą, robią to w jego rytmie. Zwrotki przechodzą w refreny, często powtarzane przez kilka postaci, nawet i pół filmu później, do głównych bohaterów przyłączają się przypadkowi przechodnie, pasażerowie starych, wyrwanych z lat dziewięćdziesiątych autobusów, albo nawet bezdomni. Reżyserka często przecina to, co dzieje się naprawdę z takimi właśnie wizjami, wyobraźnią bohaterów. Zawsze jednak pamięta żeby jasno zaznaczyć, że to tylko w głowie Kamila. Moim zdaniem trochę niepotrzebnie, przynajmniej nie za każdym razem.

Aktorzy spisują się w większości bardzo dobrze. Jacek Beler jako przyćpany, nieogarnięty chłopaczek z osiedla wypada bardzo naturalnie, ale to Sonia Bohosiewicz budzi najwięcej emocji jako odtrącona przez męża matka kilkuletniego chłopca, na równi pragnąca żeby mąż się nią zainteresował, żeby przyszedł do niej jej osobisty "hydraulik", żeby nikt się o tym nie dowiedział, żeby najeść się proszków i popić winem, bo wtedy mętlik w głowie pozwala zapomnieć o wszystkich problemach... I dziecku, o którym filmowcy też, zdaje się, w pewnym momencie zapomnieli. Magda Koleśnik raz jeszcze gra zwariowaną dziewczynę, z jednej strony uczuciową, z drugiej mocno zwichrowaną i raczej mało sympatyczną, podobnie jak w "Kruku". Właściwie chyba tylko siostra Kamila, grana przez Zuzannę Bernat (prawdziwą córkę swojej filmowej mamy, Beaty Kawki), niespecjalnie mi podeszła, ale to pewnie dlatego, że zazwyczaj pojawia się na ekranie dosłownie na kilka sekund, rzuca jedną kwestię i znika. Ciężko nazwać ją postacią. Trochę szkoda również, że tak niewielką, dramatycznie przynajmniej, rolę w filmie odgrywa Sebastian Fabijański, ale z drugiej strony, cóż ten jego Jezus miałby niby robić prócz spoglądania z politowaniem na bohaterów tego dramatu? Za to do jego flow nie można się przyczepić. To on, do spółki z Belerem, nadaje całej produkcji ton i rytm. I obaj panowie robią to bardzo dobrze.

"Inni ludzie" zawiedli mnie trochę pod tym względem, że oczekiwałem bardziej tradycyjnej fabuły, ale więcej niż nadrobili to świetną oprawą audiowizualną. Kamera Bartosza Bieńka pływa razem z muzyką, a odpowiedzialna za montaż Magdalena Chowańska dba żeby film nigdy nie zgubił swojego rytmu, pulsującego wszędzie i wszystkim - od cofniętej wizualnie do lat dziewięćdziesiątych Warszawy (chociaż smartfony i Instagrama wszyscy mają!), przez sposób i tempo poruszania się bohaterów, na stylu wypowiadania i wyśpiewywania kwestii kończąc. To nie jest klasyczne kino i jeśli ktoś nie przepada za twórczością Doroty Masłowskiej, to "Inni ludzie" raczej jego zdania nie zmienią, ale i tak warto go obejrzeć, bo takiej zabawy formą jeszcze w polskiej kinematografii chyba nie mieliśmy.

 

Film wchodzi do kin 18 marca.

Atuty

  • Wyczuwalny przez cały film rytm, jak gdybyśmy oglądali stuminutowy teledysk;
  • Intrygujący wizualnie;
  • Dobrze zagrany.

Wady

  • Kilka scen spokojnie można było wyciąć;
  • Fabularnie nijaki;
  • Metafory pani Masłowskiej nie powalają subtelnością.

"Inni ludzie" to bardziej przeżycie, niż film. Pomieszanie z poplątaniem sprawia, że historia dławi się sama sobą, lecz doskonała forma ratuje ją i sprawia, że warto ten eksperyment zobaczyć. I usłyszeć. Niebanalna produkcja.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper