Uncharted (2022)

Uncharted (2022) - recenzja, opinie o filmie [UIP]. Wielkość od skromnych początków?

Piotrek Kamiński | 18.02.2022, 21:00

Nathan Drake i Victor Sullivan ruszają śladem zaginionego skarbu Ferdynanda Magellana, po drodze rozwiązując zagadki i ścierając się z najemnikami wynajętymi przez bogatego kolekcjonera sztuki. Standard, garściami czerpiący z trzeciej i czwartej odsłony serii, mieszający je w różnych proporcjach i podsypujący czymś małym od siebie. Czy taki drink ma szansę zasmakować?

W teorii seria gier od Naughty Dog jest doskonałym materiałem na film. Skarby, zdrady, eksplozje, pragnący władzy i sławy złole, piękne widoki, spory nacisk położony na narrację. Już nawet pierwsza część była całkiem "filmowa", a jej kontynuacje tylko tę filmowość podnosiły. Fani od lat błagali o adaptację, w internecie mówiło się o potencjalnej obsadzie i niemalże wszyscy zgodnie mówili, że Nathan Fillion byłby idealnym Drake'iem. Sony pozostawało jednak głuche, a idealny aktor przekroczył w międzyczasie pięćdziesiątkę i zrobił się ciut za stary na bieganie po grobowcach i wspinanie się jak małpa po czym popadnie. Lecz w końcu pojawiło się światełko w tunelu. "Uncharted" w wersji kinowej powstaje! A później zaczęły się problemy. David O'Russell odszedł ze stołka reżyserskiego, po nim to samo zrobili Dan Trachtenberg i Seth Gordon. Świat czekał tylko aż produkcja zostanie w końcu po prostu skasowana. Lecz wtedy pojawił się rycerz w lśniącej zbroi, Ruben Fleischera, który zrobił już dla Sony choćby "Venoma" i "Zombieland". Wydawało się, że wreszcie będzie dobrze. A potem ogłoszono, że Sully'ego zagra Mark Wahlberg...

Dalsza część tekstu pod wideo

Uncharted (2022) - recenzja filmu [UIP]. Zabawa w podchody 

Sully i Nate

 

Nathan (Tom Holland) i Sam (Rudy Pankow) Drake mięli fioła na punkcie historii, a dokładniej wyprawy Ferdynanda Magellana dookoła świata. Krąży legenda, że żeglarzom towarzyszył ogromny ładunek złota, który po drodze gdzieś zaginął i tylko ci, którzy przetrwali wyprawę znają jego położenie. Bracia mieli odnaleźć skarb razem, lecz Sam zaginął gdzieś po tym jak musiał uciekać z sierocińca, w którym obaj się wychowywali. Lata później Nate pracuje w nowojorskim barze, bajeruje klientki swoją rozległą wiedzą i... Podkrada im kosztowności, kiedy nie patrzą. Pewnego wieczora poznaje Victora Sullivana (Mark Wahlberg), podejrzanego typka, który nie dość, że zauważył jak Drake okrada klientkę, to jeszcze sam okradł jego. Ich pełna podejrzliwych spojrzeń i kompletnego braku zaufania do tego drugiego przygoda zaprowadzi ich w wiele malowniczych i niebezpiecznych miejsc, a po drodze będą musieli poradzić sobie z niebezpiecznym kolekcjonerem zabytków, Santiago Moncadą (Antonio Banderas), jego najemniczką, Jo Braddock (Tati Gabrielle) i chytrą jak lis Chloe Frazer (Sophia Ali).

Fabuła filmu to zasadniczo po prostu część czwarta z drobnymi zmianami wynikającymi z faktu, że jest to dopiero pierwsza próba przeniesienia "Uncharted" na wielki ekran, tak więc część postaci nie została jeszcze przedstawiona, a na niektóre zwroty akcji związane z tymi znanymi i lubianymi jest jeszcze za wcześnie. Dla równowagi dorzucono parę scen jak żywo wyjętych z części trzeciej, z wyeksploatowaną przez trailery na wszystkie sposoby sceną w samolocie na czele, a jeden czy dwa elementy fabuły podprowadzono nawet i z części pierwszej. O dziwo, trzyma się to wszystko kupy - zazwyczaj - i kolejne sceny tworzą sympatyczne ciągi przyczynowo skutkowe, a relacja między głównymi bohaterami wypada naturalnie i trzyma fabułę w ryzach. Problemem leży gdzie indziej.

Historia, choć bardzo podobna do tych growych, pozbawiona jest jednego, bardzo ważnego czynnika, dzięki któremu można by wybaczyć jej znacznie więcej - nas, gracza. Zabawa w podchody, którą uczestnicy wyprawy Magellana urządzili chętnym na odnalezienie ich skarbu (trochę absurd, jeśli się nad tym zastanowić) nie jest tak angażująca, kiedy jedynie biernie się jej przyglądamy, zamiast samemu zerkać do dziennika, szukać wskazówek, przełączać starodawne, ale wciąż dobrze naoliwione mechanizmy. A musisz wiedzieć, że rozwiązywanie zagadek stanowi solidną połowę filmu. Druga połowa to walka na pięści, rzucanie żarcikami, ganianie się po Barcelonie, czy innych malowniczych lokacjach. 

Aktorzy robią co mogą, aby uprzyjemnić nam tę podróż, ale prawda jest taka, że filmowe "Uncharted"... Trochę się dłuży. Nie pomaga też fakt, że akcja w większości przypadków nakręcona została bardzo podstawowo, na dużej ilości cięć, ujęć postaci przebiegających obok kamery i tym podobnych. Niby nic w tym złego, ale kiedy przypomnieć sobie jak zwariowane rzeczy dzieją się w grach na jednym ujęciu (co, przyznajmy, jest znacznie łatwiejsze do uzyskania w ekranie komputera, niż z aktorami przed klasyczną kamerą) to jednak czuć, że czegoś tu brakuje. Dobrze chociaż, że jest scena z samolotem! 

Uncharted (2022) - recenzja filmu [UIP]. Victor "goddamn" Sullivan 

Drake i Chloe

 

Reżyser i piątka (!) scenarzystów od początku do końca proszą widzów o potraktowanie ich projektu z dystansem. Dużą dozą dystansu. To kino przygodowe, więc oczywistym było, że bohaterowie co i raz dokonywać będą cudów, skakać niewyobrażalnie daleko, łapać się w ostatniej sekundy wystających krawędzi, czy siebie nawzajem. Finał filmu - i trzeba im przyznać, że akurat wielka scena na koniec trzeciego aktu wyszła im całkiem oryginalnie - odlatuje już tak daleko, że co bardziej wrażliwi na niedorzeczność widzowie mogą opuścić salę kinową na ostatniej prostej, lecz to wszystko nie jest, a przynajmniej nie powinno być najmniejszym problemem, biorąc pod uwagę materiał źródłowy. Ale dziury w fabule i brak logiki już jak najbardziej.

Pal sześć, że scenarzyści na dzień dobry postanowili przedstawić nam historię o skarbie Magellana, zupełnie pomijając sir Francisa Drake'a i jego związek z głównym bohaterem. Przeboleję nawet fakt, że jakaś randomowa pizzeria i równie przypadkowy klub postanowiły zachować sobie część starych murów jako dekoracje, bez których rozwiązanie jednej zagadki byłoby kompletnie niemożliwe. Ale kiedy pod koniec filmu źli są w stanie zauważyć Nate'a płynącego w kierunku skarbu, mimo że powinni w tym czasie znajdować się na drugim końcu wyspy i nikt nigdy nie raczy wytłumaczyć skąd tam się właściwie wzięli, to zaczynam się irytować. Nie jest to jedyna dziura w fabule, jaką zauważyłem, ale nie chcę za mocno wchodzić w spoilery.

Tom Holland nie jest najgorszym wyborem na Drake'a. Brakuje mu jego szelmowskiego uroku, ale bliżej końca filmu zaczyna się powoli wyrabiać, często rzuca żarcikami i, jak oryginał, nadużywa słowa "crap", a kiedy w końcu zakłada swoje ikoniczne szelki i kaburę, a w głośnikach W KOŃCU leci motyw przewodni gry, a nie jakieś nijakie techno plumkanie, to aż dostałem dreszczy. Chłopak ma potencjał. Nie rozumiem natomiast jak można było w roli rubasznego, palącego cygara, tubalnego Sully'ego obsadzić miauczącego wszystkie swoje kwestie Wahlberga. Rozumiem, że to adaptacja, a nie kopia, ale skoro w Nate'cie i Chloe widać cienie oryginału, to czemu nie w Victorze? No dobrze, ale czy postać wypada chociaż korzystnie na ekranie? Być może ciężko w to uwierzyć, ale nawet tak. Ten nowy, kochający wyłącznie złoto, nie ufający absolutnie nikomu Sully mógłby być na przykład bratem postaci z gier i pewnie całkiem dobrze wpasowałby się w ekipę. W ogóle cała główna obsada jest jednym z najjaśniejszych punktów produkcji.

Czarne charaktery grane przez Banderasa i Gabrielle są takie same jak i cała fabuła filmu - brakuje im trochę charakteru (przepraszam za suchara). Zwłaszcza Antonio nie ma ani porządnej historii, ani nic go nie łączy z głównymi bohaterami. Jest, bo jest. Trochę lepiej rysuje się sytuacja panny Braddock, która tutaj jest zamiennikiem znanej z czwórki i "Zaginionego dziedzictwa" Nadine Ross. Potrafi przywalić, jest miła dla oka i ma wspólną historię z głównymi bohaterami, ale co z tego, skoro w kwestii osobowości jest płaska jak kartka papieru?

"Uncharted" nie jest mesjaszem adaptacji gier video. Nie rozpocznie nowego trendu adaptowania co popadnie i nie wygra raczej żadnych nagród, ale przecież nie musi. Ostatecznie jest to po prostu niezłe kino przygodowe, z paroma fajnymi żartami, solidnymi, choć nie wybitnymi efektami wizualnymi i poprawnie nakręcaną akcją (z paroma wybitnymi sekwencjami). Zwykli widzowie stwierdzą pewnie, że widzieli już ten film, bo faktycznie nie ma w nim zbyt wiele świeżego materiału, ale fani gier, kiedy przeboleją już casting, powinni docenić z jaką wiernością przygody Nathana Drake'a zostały przeniesione na wielki ekran i, kto wie, może faktycznie jest to tylko skromny początek przyszłej wielkiej serii?

Atuty

  • Kilka widowiskowych scen akcji;
  • Sensownie poprowadzona historia;
  • Masa nawiązań do gier;
  • Nate i Chloe wypadają nieźle jako młodsze wersje postaci z gier;
  • Całkiem zabawny.

Wady

  • Nierówne tempo;
  • Mało wyraziści antagoniści;
  • Sully bez ikry;
  • Historia słabo angażuje widza;
  • Luki w fabule i logice.

"Uncharted" jest całkiem niezłym, choć mało oryginalnym i dosyć powolnym filmem przygodowym, który bez powiązania ze słynną marką pewnie przeszedłby bez echa. Gry są lepsze pod każdym jednym względem, ale film Fleischera pokazuje, że marka ma kinowy potencjał. Fani mogą sprawdzić. Tylko ten Sully...

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper