Driveclub VR - recenzja gry

Driveclub VR - recenzja gry

Roger Żochowski | 02.11.2016, 20:38

Z DriveClub VR mam pewien problem. Jest to tytuł, który zawiódł moje oczekiwania, ale to właśnie z nim spędziłem najwięcej czasu na PS VR. I wciąż lubię do niego wracać. Wbrew mankamentom, których niestety nie brakuje. 

Zacznijmy od tego, że wyścigi Sony nie są najładniejszym tytułem startowym. Większość znajomych, którym pokazuje Batmana na VR, a następnie zapodaje właśnie DriveClube'a, mówi, że graficznie jest to różnica generacji. Ja nie jestem aż tak drastyczny w swoich osądach, ale coś w tym jest. O ile wnętrza aut prezentują się naprawdę kozacko i pierwsze wrażenie po wejściu do auta jest niesamowite, tak czar częściowo pryska, gdy zaczyna się wyścig, a my spoglądamy na trasę. Jedna z najpiękniejszych produkcji na PS4 została solidnie wykastrowana.

Dalsza część tekstu pod wideo

Brzydkie kaczątko

Niska rozdzielczość sprawia, że wszystko wydaje się rozmazane, niewyraźne. Względem pierwowzoru wycięto część elementów otoczenia, przybliżono dorysowujący się horyzont, pojawiły się też wszędobylskie ząbki. Podczas wyścigów mamy na trasie mniej samochodów (maksymalnie osiem), zapomnieć można też o rewelacyjnych, zmiennych warunkach atmosferycznych znanych z oryginału. O dziwo im więcej gramy tym mniej przestaje nam to przeszkadzać. Bo jednak możliwość rzucenia spojrzenia do tytu w stronę wyprzedzanego rywala, czy przejażdżka o zachodzie słońca, gdy promienie lądują na brudnej szybie, a my mamy ochotę włączyć śmierdzący spryskiwacz, naprawdę robią robotę. Poczucie, że jesteśmy w grze i  siedzimy za kierownicą auta jest naprawdę mocne. Choć od razu warto zaznaczyć, że grając na padzie tylko liźniecie wirtualnego świata. Dopiero odpalenie gry na kierownicy i solidny force feedback są katalizatorem niezapomnianych wrażeń.

Siedząc w aucie możemy rozejrzeć się do tyłu, rzucić okiem na zegary czy skrzynię biegów. Jakbyśmy byli w wirtualnym salonie. Przed wyścigiem jest też opcja obejrzenia całego samochodu, otworzenia drzwi. Bajka. Możemy nawet wybrać, czy siedząc w kokpicie chcemy słyszeć w trakcie wyścigu dźwięki z wnętrza auta czy te dochodzące z otoczenia. Prawdziwych hitem są powtórki. Wyobraźcie sobie, że siadacie na fotelu pasażera spoglądając na pracę kierowcy. W 360 stopniach obserwujecie, co dzieje się na trasie, analizujecie błędy, a nawet zatrzymujecie czas, by przetransportować się do wnętrz innych aut. Nie pamiętam już, w której grze wyścigowej tak często odpalałem powtórki. Chyba w pierwszych dwóch odsłonach Gran Turismo, gdzie była to zupełnie nowa jakość. Tutaj również mamy z nią do czynienia. Nie tyle pod względem oferowanej grafiki, co wspomnianego poczucia bycia w grze.

Romans z kierownicą

Śledzenie ruchów głowy działa bez opóźnień, podobnie jak przełożenie ruchów kierownicy. Tytuł przy dłuższym posiedzeniu potrafi jednak wywołać nudności, co zaobserwowałem u moich znajomych, bo sam nie miałem z tym problemu. Co ciekawe występowały one głównie u osób, które grały na padzie. Gdy podłączałem kierownicę Thrustmastera dużo rzadziej występowały takie dolegliwości. U mnie nawet 3-godzinna sesja nie wpłynęła w żaden sposób na zawroty głowy. Każdy nieco inaczej reaguje jednak na PS VR i jest to mocno indywidualna sprawa. Model jazdy można dostosować do swoich umiejętności. Poza zmianą opcji asyst przy hamowaniu jest też możliwość ustawienia trybu symulacyjnego, który zwiększa wyzwanie. Odniosłem jednak wrażenie, że model jazdy nieco ugrzeczniono i jest on bardziej przystępny zarówno w wariancie arcade'owym jak i symulacyjnym. Kraksy z rywalami w dalszym ciągu prezentują się momentami dość kartonowo, ale tutaj nie liczyłem na rewolucję.

Niewątpliwym atutem jest to, że na premierę gogli dostajemy produkcję naprawdę solidnie rozbudowaną. W karierze poza standardowymi wyścigami mamy też choćby jazdę na czas czy drifting. Główny tryb został przeprojektowany, dodano 5 nowych tras oraz zresetowano kluby, co akurat nie każdemu się spodoba. Wszystko musimy bowiem robić od początku (nie ma też jakiejkolwiek opcji importu tras czy aut), łącznie z odblokowaniem ponad 80 pojazdów. Dla mnie to jednak żaden problem, bo granie na VR to nowe doznania. Gra przeznaczona jest  przede wszystkim dla graczy, którzy poświęcą sporo czasu na masterowanie wyścigów i zdobywanie kolejnych gwiazdek (tych jest ponad 160) odblokowujących eventy. Tak jak w podstawce w każdych zawodach można wyłapać od jednej do trzech takich gwiazdek w zależności od tego, jak dobrze nam poszło. Kariera jest więc wystarczająco długa i jeśli chodzi o content to w tej chwili nie ma lepszej pozycji dla pojedynczego gracza na PS VR. Tytuł całkiem nieźle sprawdza się też jeśli chodzi o zabawę mutliplayerową i pozwala na wspomniane łączenie się w kluby, tworzenie własnych barw i rywalizowanie w sieciowych rankingach.

Jeśli szukacie produkcji na gogle, z którą spędzicie więcej niż 3-4 godziny i jesteście fanami wyścigów, to DriveClub jest w tej chwili jedynym słusznym wyborem. Musicie jednak przygotować się na to, że oprawa nie zachwyca, a momentami jest po prostu brzydka. Wykastrowanie części elementów z oryginału boli, ale tytuł dobrze radzi sobie z odwzorowaniem poczucia bycia w grze. I jest to zdecydowanie jego największy atut.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Driveclub VR

Atuty

  • Poczucie bycia w grze
  • Solidna zawartość i tryb kariery
  • Świetna opcja z powtórkami
  • Kokpity ponad 80 aut

Wady

  • Oprawa mocno zawodzi
  • Ugrzeczniony model jazdy
  • Mniejsza liczba aut na trasie
  • Brak zmiennych warunków pogodowych

Wykastrowana i brzydsza wersja oryginalnego Drivecluba, która wciąż oferuje konkretną zawartość i pozwala poczuć jakbyśmy faktycznie byli w grze.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper