DiRT Rally - recenzja gry

DiRT Rally - recenzja gry

Roger Żochowski | 08.04.2016, 21:22

Pamiętam jak podniecałem się tym, że w drugim Colinie brudzi się samochód, z rury wydechowej strzela ogień, a na szutrowych odcinkach kurz pięknie unosi się za pędzącym autem. To było w 2000 roku na pierwszym PlayStation. Szesnaście lat i trzy generacje konsol później Codemasters znów pokazuje pazur wracając do korzeni i dając nam najlepszą grę rajdową na rynku. 

DiRT Rally w pierwszej kolejności zadebiutowało na PC, z czego użytkownicy konsol nie byli zadowoleni. Jak się jednak szybko okazało wersja gry, która trafiła na Steama w formule early access funkcjonowała jako swoisty poligon doświadczalny dla graczy, którzy pełnili rolę betatesterów. Wraz z kolejnymi miesiącami produkcja była polerowana i wzbogacana o nowe trasy, auta i aktualizacje, na co spory wpływ mieli również fani. Deweloper od początku chciał bowiem stworzyć tytuł we współpracy ze społecznością. A ta domagała się zerwania z festyniarską otoczką towarzyszącą ostatnim odsłonom serii i powrotu do klasycznych rajdów. Poślizg względem pecetowej wersji wyszedł graczom konsolowym na dobre. Użytkownicy PS4 i XONE dostali tak naprawdę kompletną wersję gry pozbawioną wszelkich niedoróbek i grzechów towarzyszących pecetowej premierze. Nic tylko instalować i grać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nikt nie mówił, że będzie lekko

Już na samym początku recenzji pragnę zauważyć, że DiRT Rally to w dużym uproszczeniu Dark Souls świata rajdowego. Przesadzam? Uwierzcie mi, że nie. Nikt z nami nie zamierza się tu pieścić i obchodzić jak z jajkiem. Już sam fakt, że w menu czeka na nas 21 filmów instruktażowych z poradami jak "przetrwać" w świecie gry może świadczyć o tym, że na każde zwycięstwo będziemy musieli zapracować. Napisałem "zwycięstwo"? Wróć. Widziała świnia niebo. Swoją przygodę w trybie kariery rozpoczynamy autem zakupionym za dostępną gotówkę. A że na starcie mamy jej tyle co kot napłakał, to oferta jest ograniczona do aut z niższych klas. W zakupionej furze spędzimy kilka pierwszych godzin gry. Początkowo sukcesem będzie zajęcie miejsca w pierwszej ósemce na koniec sezonu. I to z pocałowaniem ręki. Nie gwarantuje to awansu do wyższej ligi, więc jest bardzo prawdopodobne, że będziecie musieli ukończyć kilka razy te same mistrzostwa zanim znajdziecie się na podium i zaczniecie ścigać o większe pieniądze. 

Pieniądze i przejechane kilometry to najważniejsze elementy, dzięki którym powoli acz sukcesywnie pniemy się w górę. Im więcej jeździmy danym autem tym lepsze usprawnienia dla niego zdobywamy. Redukcja wagi, lepszy silnik, możliwość grzebania w ustawieniach zaawansowanych, poprawa przyczepności itd. Bez usprawnień auta praktycznie nie jesteśmy w stanie wygrywać. Jednak dzięki temu, że nie zmieniamy samochodów jak rękawiczek poznajemy dokładnie ich słabe i mocne strony, uczymy się jak reagują na daną nawierzchnię czy sytuację na trasie. 

Na każde zwycięstwo będziemy musieli zapracować. Napisałem "zwycięstwo"? Wróć. Widziała świnia niebo

W DiRT Rally wszystko ładnie się zazębia – ulepszony samochód to szansa na wyższe miejsce w wyścigu, a to równa się z większą kasą, za którą możemy kupić mocniejsze fury i startować w silniejszych klasach. Mamona będzie nam też potrzebna do zatrudnienia ekipy mechaników. Początkowo możemy zatrudnić tylko jednego gostka, ale wraz z przejechanymi kilometrami odkryją się cztery kolejne sloty. Im droższy specjalista tym lepiej będzie potrafił zająć się naszym autem w strefie serwisowej i szybciej naprawi konkretne uszkodzenia. Każdy mechanik jest bowiem opisany parametrami niczym w RPG. Jeden lepiej radzi sobie z naprawianiem silnika inny zawieszenia. Poza szefem mechaników, który zwiększa swój poziom doświadczenia i umiejętności z każdym wyścigiem, pozostałych pracowników zatrudniamy na konkretną ilość rajdów i po jakimś czasie musimy przedłużyć bądź zerwać z nimi kontrakt. Ale to wciąż nie koniec zależności. Im dłużej trzymamy z nami danego specjalistę tym więcej slotów na perki staje przed nami otworem. Każdy mechanik oferuje trzy takie sloty, ale trzeba przejechać z nim tysiące kilometr, aby je odblokować. A co dają perki? Powalają zmniejszyć czas potrzebny na zdobycie ulepszeń do aut. Czy wspomniałem już, że wszystko się tu zazębia?

Im więcej kilometrów zrobimy tym lepsze usprawnienia do samochodu odblokujemy. Górne zdjęcie pokazuje, ile kilometrów trzeba przejechać by odblokować sloty na perki mechaników.

Cierpliwość jest cnotą

Grindowanie - przygotujcie się na to, że aby zdobyć kasę na zakup nowych fur tudzież awansować do wyższej klasy zawodów będziecie musieli uzbroić się w cierpliwość. Tej - przyznaję szczerze - czasami i mi zaczynało brakować. Deweloper troszeczeczkę przegiął z ilością czasu jaki trzeba poświecić na kolejne awanse. Kariera jest bardzo żmudna i powtarzalna, co niektórych może do gry zrazić. W DiRT Rally trzeba nauczyć się cieszyć z małych sukcesów. Pobicia rekordu na trasie, uzyskiwania coraz lepszych miejsc w tabeli i ogólnie poprawianiu własnego skilla. Pomaga w tym fakt, że w trakcie mistrzostw przeciwnicy również borykają się z przeciwnościami losu. Dawno już nie grałem w tytuł, który byłby na płaszczyźnie rywalizacji tak nieprzewidywalny. Lider klasyfikacji może wycofać się nagle z wyścigu  z powodu awarii silnika. Zdarzało się, że podczas jednego rajdu składającego się z 8 tras podium zmieniało się jak w kalejdoskopie. Komuś odpadło koło, ktoś uszkodził skrzynie biegów lub złapał kapcia. Dlatego warto walczyć do końca. A nuż rywala szlak trafi! Bądźcie jednak wyczuleni na to, że produkcja Codemasters nie wybacza błędów. Nie znajdziecie tu opcji przewijania czasu po kolizji z drzewem, a jeśli zechcecie zrestartować wyścig dostaniecie karę finansową. Po wypadnięciu z trasy możemy oczywiście do niej powrócić resetując auto, ale to z kolei wiąże się z kilkunastosekundową karą, która przekreśla szanse na wysoką pozycję.

[ciekawostka]

Fakt, że nie możemy w każdym momencie naprawić naszych błędów podnosi niesamowicie adrenalinę. Autentycznie stresowałem się pokonując kolejne zakręty, a instrukcje pilota często ratowały mi życie. Choć czasami lepiej dojechać na metę bezpiecznie na 5 pozycji niż ryzykować jakąś poważną awarię, która uniemożliwi nam dalszą jazdę. DiRT Rally posiada jakiś magnes, który sprawia, że przegrana zamiast dołować motywuje do dalszych prób. Radość z jazdy jest tu nagrodą samą w sobie. Przesiadka z jednego auta na drugie zazwyczaj sprawia, że jazdy musimy się uczyć na nowo. Każda zmiana ustawień auta odpowiadająca za skrzynię biegów, zawieszenie, hamulce, oś napędową czy spoilery mocno wpływa na sposób jego prowadzenia (w specjalnych slotach można zapisać różne ustawienia auta na różne okazje). Model jazdy i fizyka to poezja. Czuć każdą nierówność nawierzchni, na której zostają głębokie ślady po oponach. Doskonale oddano ciężar i zachowanie samochodów przy zmianie nawierzchni, pracę kół, zawieszenia. To się nazywa symulator. 

Choć do gry zaimplementowano tylko sześć państw, a spora liczba tras to różne wariacje tego samego odcinka (zdecydowanie przydałoby się więcej OESów), zapominamy o tym walcząc o cenne sekundy. A każdy kraj to inna technika jazdy. W ośnieżonej Szwecji trzeba przede wszystkim uważać na ogromne zaspy wokół drogi, które potrafią na dobre unieruchomić nasze auto. Kluczem do sukcesu jest tu jazda środkiem i łapanie przyczepności na mokrym śniegu. Ale już w Finlandii dominują pozwalające rozpędzić się długie proste najeżone hopami, gdzie na wagę złota jest umiejętne kontrolowanie auta wzbijającego się w powietrze. W Walii nie obędzie się bez katowania ręcznego i kontrolowanych poślizgów na błocie, z kolei w Niemczech zaszalejmy na kilku asfaltowych nawierzchniach robiąc efektowne nawroty i uważając na kamienie ustawione blisko drogi, które skutecznie leczą ze ścinania zakrętów. A to jest nie mniej emocjonujące niż ślizganie się na oblodzonym asfalcie w rajdzie Monte Carlo czy śmiganie po żwirze nad greckimi urwiskami.  

Kierownica bardzo pożądana

DiRT Rally to gra stworzona dla kierownic i widoku z kokpitu odwzorowanego indywidualnie dla każdego auta. Tylko takie combo zapewnia najlepsze wrażenia i wyniki. Ja testowałem tytuł na kierownicy Thrustmaster T300 Ferrari i muszę przyznać, że nie spotkałem się z żadnymi przekłamaniami w sterowaniu. Force Feedback działał przy tym znacznie lepiej niż to było choćby w Loebie, reagując doskonale na to co dzieje się na trasie. Na dłuższych 7-8 minutowych odcinkach kręcenie kółkiem w ciągłym skupienie potrafi naprawdę dać w kość. Chwila dekoncentracji i leżymy w rowie. Żeby jednak była jasność - granie padem nie parzy w ręce. Gdy włączymy wszystkie asysty (w pięciostopniowej skali) uzbrajając auto w ABS, kontrolę trakcji i stabilności, gra zaczyna nieco przypominać starego Colina. Tak więc bez obaw - możliwa jest walka, wygrywanie i świetna zabawa bez podłączania kierownicy. Nie będę jednak ukrywał, że za fajerą wrażenia są po prostu nieporównywalnie bogatsze.

DiRT Rally posiada jakiś magnes, który sprawia, że przegrana zamiast dołować motywuje do dalszych prób

Wspomniałem już, że w trybie kariery możemy ścigać się w klasycznych rajdach, ale deweloper dorzucił też wyścigi rallycrossowe, w których na zamkniętych trasach rywalizujemy z kilkoma oponentami. Niestety przeciwnicy nie grzeszą tu inteligencją często wjeżdżając nam bez pardonu w tyłek. Co gorsza tras jest dosłownie kilka a grindowanie w kółko tych samych mistrzostw w celu udoskonalenia auta to w tym wypadku katorga i robiłem to tylko z recenzenckiego obowiązku. Znacznie lepiej wypada Hillclimb, czyli opcja wspinania się na Pikes Peak. Gigantyczna górska trasa dostępna jest w DiRT Rally zarówno w wersji asfaltowej jak i tej przed zmianami - żwirowej. Śmiganie po niej takimi potworami jak Peugeota 405 czy Audi Sport Quattro naprawdę daje radę. Oprócz tego w grze możemy też tworzyć własne mistrzostwa i w zależności od ustawionego poziomu trudności zarabiać w nich kasę. Wzorem Driveclube'a dostępne są także wyzwania dobowe, tygodniowe i miesięczne, gdzie walczymy na czas z innymi graczami i próbujemy pobić rekord. Rywalizować przez sieć możemy też w modelu PvP. Waluta i przejechane kilometry liczone są wspólnie dla wszystkich trybów, więc każda chwila spędzona na trasie - bez względu na to gdzie startujemy - daje nam wymierne korzyści.

Diabeł tkwi w szczegółach

A jak wypada kwestia dostępnych aut? Nie brakuje klasyków z lat 60. 70. i 80. są fury z grupy A, B i R4, a także współczesne "kosiarki". Takie marki jak Audi, Ford, BMV, Fiat, Citroen, Hyundai, Lancia, Opel, Mini, Mitsubishi, Peugeot, Seat, Renault, Subaru czy Volkswagen mówią chyba same za siebie.  Zapomniano wprawdzie o kilku legendach oraz maszynach ze stacji Toyoty, ale zważywszy na fakt, że jazda każdym z blisko pięćdziesięciu samochodów oferuje inne doznania, jest to liczba zadowalająca. Grafika jest ostra jak żyleta, a animacja przez większość czasu trzyma się 60 klatek. To naprawdę robi różnicę. Na karoserii pięknie odbija się słońce, cieszą takie szczegóły jak latający na starcie wyścigu dron czy chlapiące na wszystkie strony błoto. Samochody pięknie się rysują i kurzą, a elementy karoserii odpowiednio reagują na uszkodzenia. Można było wprawdzie pokusić się o lepsze tekstury otoczenia i trochę bardziej sugestywny model zniszczeń przy mocniejszych dzwonach, ale z drugiej strony cieszy przywiązanie dewelopera do szczegółów. Po uderzeniu z impetem w słup ten potrafi się przekrzywić. Podczas dachowania widzimy szczegółowo odwzorowane podwozie w tym pracujący tłumik i zawieszenie, a gdy na nocnym odcinku stracimy reflektor robi się ciemno jak... wiecie gdzie.

Te wszystkie szczegóły doskonale widać na świetnie zrealizowanych powtórkach, w trakcie których możemy włączyć slow-motion. Samo menu jest dość estetyczne, żeby nie napisać spartańskie. W strefie serwisowej zamiast wizualizacji zniszczeń auta mamy tylko proste suwaki informujące co się zepsuło. Zmienne warunki atmosferyczne w tym sypiący śnieg i deszcz stoją na przyzwoitym poziomie (choć do Forzy czy Driveclube'a im daleko), a watersplashe są tak epickie, że wjeżdżając w kałuże cieszyłem się jak małe dziecko, które pierwszy raz założyło na nogi kalosze. Ustawienia pozwalają nam też choćby włączyć opcje manualnego uruchamiania wycieraczek, ustawić kamerę oraz intensywność jej drgań czy określić jak szybko pilot będzie nas informować o zbliżających się zakrętach. Można też utrudnić sobie zabawę (jakby było za łatwo) i każdy start obarczyć ryzykiem falstartu. I tylko szkoda, że konsolowa edycja nie doczekała się choćby kinowej lokalizacji, bo konkurencja w tej kwestii pozamiatała.

Powiadam Wam - nie ma obecnie lepszej gry rajdowej na rynku. To tytuł stworzony z myślą o fanach motoryzacji. Z dopracowanym niemalże do perfekcji modelem jazdy. Przydałoby się trochę więcej tras i delikatne skrócenie czasu potrzebnego na "pakowanie" samochodów, ale przyjemność z jazdy jest nam w stanie to zrekompensować. To również kolejny przykład na to, że powraca moda na gry wymagające i zmuszające gracza do wysiłku. Nagradzanego ogromną satysfakcją, gdy w końcu osiągnie się wymarzony cel. Forza Codemasters!

Gra testowana na padzie i kierownicy Thrustmaster T300 Ferrari.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry DiRT Rally

Atuty

  • Obłędny model jazdy
  • Fizyka i model zniszczeń
  • Wymagająca, ale satysfakcjonująca rozgrywka
  • Rywalizacja w trybie kariery
  • 60 klatek i obraz jak żyleta
  • Przywiązanie do szczegółów
  • Gra na wieeeele godzin
  • Tytuł stworzony dla kierownic

Wady

  • Z grindowaniem troszeczkę przesadzono
  • Zmarnowany potencjał rallycrossowy
  • Tras powinno być więcej
  • Brak lokalizacji

Rajdowy mesjasz nadjechał i nie bierze jeńców. Dark Souls świata wyścigowego przynoszący ogromną satysfakcję nawet wtedy, gdy dojeżdżamy do mety w środku stawki. Lepszych rajdów nie znajdziecie.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper