Recenzja: Zombie Vikings (PS4)

Recenzja: Zombie Vikings (PS4)

Jaszczomb | 09.09.2015, 13:00

Pamiętacie świetnego co-opowego slashera 2D Castle Crashers? Podczas gdy Xbox One dostaje remaster tej gry, posiadacze PS4 zadowolić się będą musieli gatunkową alternatywą Zombie Vikings. Czy nordyckie umarlaki są warte uwagi?

Figlarz Loki pewnego razu spłatał psikusa Odynowi i podpierniczył mu jego jedyne oko. Śmiechu było co niemiara, ale później Loki sobie przypomniał, że ten Odyn to w sumie potężny bóg i jego zemsta może okazać się niezbyt przyjemna. Nie chcąc rozstawać się z gałką oczną, dowcipniś ruszył w świat, szukając sojuszników, którzy pomogą mu się ukryć przed gniewem nordyckiego boga wojny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tutaj wchodzą gracze kontrolujący wskrzeszonych przez Odyna wikingów, a jest ich czwórka. Bohaterowie różnią się wyglądem i atakami specjalnymi (które nie są wcale aż tak użyteczne), ale poza tym gra się nimi podobnie. W ogóle w Zombie Vikings nie uświadczymy jakiegokolwiek rozwoju postaci. Przed misją możemy kupić nową broń czy runę z pasywnym bonusem, ale to wszystko. Żadnych poziomów doświadczenia, żadnych nowych umiejętności. Ku mojemu zaskoczeniu – nie było to ostatecznie większym problemem, choć wracać nie będzie tu do czego.

Założenia są proste - poruszamy się płaskimi modelami postaci po planszach, okładając po drodze każdego, kogo się da. Oprócz zwykłego ciachania, bloku i skoku, bohaterowie potrafią nadziewać wrogów i przedmioty na miecz, a następnie nimi rzucać. Żadnych czarów, dodatkowej broni dystansowej, drzewek umiejętności do odblokowania. Dodatkowo gra nie wygląda, jakby skalowała poziom trudności, więc okropnie długie paski życia przeciwników nie będą problemem dla pełnego składu czterech nieumarłych wikingów, lecz samotnik szybko zobaczy, że to zupełnie nie ma sensu. Pewnie, to co-opowy slasher, ale rozwiązanie jest dokładnie tak denerwujące dla gracza solowego, na jakie brzmi.

Gra podzielona jest na zbiory tematycznych plansz, odzwierciedlające nowego sojusznika, jakiego stara się pozyskać Loki. Mamy tu m. in. obleśną czarownicę szukającą w nim partnera lubieżnych zabaw i czarownicę, która produkuje napój energetyczny dla wikingów z grzybów halucynogennych. W ogóle pierwszą misję otwiera banda robiących sobie selfie robali. Absurdalny humor to najmocniejsza strona tej gry. Odpowiedzialny za przezabawną przygodówkę deweloper znów atakuje nas żartami, które pokochają fani Psychonauts i serii Deathspank.

Oprócz wybuchów śmiechu w trakcie scenek przerywnikowych, nie można nie docenić humoru w szczegółach. Weźmy taką broń „One-Handed Axe” – tak, to jednoręczny topór… trzymany za kość ręki, która go dzierży. Albo miecz, który może nie jest najmocniejszy, ale ma na sobie kartkę z napisem „BU!”, więc strach we wrogach budzi. A co powiecie na oręż The Bikael May, wywołujący małe wybuchy przy każdym zamachu? Samo przeglądanie dostępnych broni to rozrywka sama w sobie. Kupicie broń? Tłum rozentuzjazmowanych widzów spoza ekranu krzyknie „CHA-CHING!”. Moje serce zdobyli tuż po włączeniu pauzy – muzyczka jak z windy i spokojny wokal „it’s a paaauuuuse, calm down everybody, it’s just a pause”. Uwielbiam.

Poza fabułą, czas spędzić można na walkach między graczami i grze w piłkę – nadziewamy gnoma-futbolówkę na miecz i staramy się trafić nim do bramki (czyli otworu gębowego ogromnej ryby, oczywiście). Niewiele. Najgorzej jest jednak z trybem sieciowym – przez tydzień od premiery nie znalazłem nikogo chętnego do gry. Cóż, gra miała trafić do wrześniowej oferty Plusa, ale gracze wybrali Grow Home. Tak czy inaczej, lokalny tryb wieloosobowy działa bez zarzutów i pomyślano nawet o opcji dołączenia do zabawy w dowolnym momencie.

Ostatecznie otrzymujemy grywalnego slashera imprezowego z ogromnymi pokładami absurdalnego poczucia humoru twórców, ale jest to przygoda na jeden raz i nie pomyślano o zbalansowaniu rozgrywki dla samotnego gracza. Piękny styl graficzny i rozbrajające dialogi zdecydowanie warte są uwagi, lecz po paru godzinach potrzebnych na przejście fabuły (w sumie dłużej, bo potworki lubią klinować się w ścianie albo gra pokazuje zupełnie inny obszar niż ten, gdzie są postaci, i trzeba restartować), zwyczajnie nie ma do czego wracać. Na promocji/w Plusie brać bez pytania, za pełną cenę znajdziecie jednak ciekawsze pozycje. Swoją drogą – od przygodówki do slashera, całkiem nieźle, Zoink Games!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Zombie Vikings

Atuty

  • Absurdalny humor
  • Oprawa graficzna
  • Zabawne szczegóły

Wady

  • Brak rozwoju postaci
  • Błędy wymuszające restart
  • Brak balansu rozgrywki dla pojedynczego gracza

Castle Crashers to to nie jest, ale na jedno dłuższe posiedzenie ze znajomymi to dobry kandydat. Szczególnie jeśli lubicie wybuchać śmiechem z padem w rękach.

Jaszczomb Strona autora
cropper