Recenzja: Escape Goat 2 (PS4)

Recenzja: Escape Goat 2 (PS4)

Andrzej Ostrowski | 26.12.2014, 12:47

Powiedzmy sobie szczerze - lubię indyki, ale dostając pod rząd 4-5 platformówek do recenzji, można zgnuśnieć. W szczególności, że takie gry ciężko jest popsuć (acz jest to możliwe), co powoduję, że prawie zawsze dostaje się rzemieślniczo poprawny tytuł, który trzeba oceniać pod trochę innymi kątami, aby wyłuskać w tekście coś sensownego, co powie Wam o wyjątkowości lub jej braku w danej produkcji. Do Escape Goat 2 podchodziłem na początku z dystansem.

Zapewne sami zauważyliście, że nie ma miesiąca, by praktycznie każdy recenzent na portalu nie miał przynajmniej dwóch, trzech indyków do ogrania. Wychodzi tego tyle, że właściwie nie robimy nic innego niż młócenie w indyki. Większość jest wykonana dobrze, ale do zwrócenia zawartości żołądka często powtarzają ten sam schemat. Dużo twórców widzi zresztą w ruchu indie szansę na zarobienie pieniędzy poprzez odgrzanie kotleta sprzed 20 lat. Inni zaś zbijają kapitał na sprzedawaniu swojego ciała za oceny, bo wiedzą, że ich gra sama się nie wybroni. Niezależnie od tego, prawdziwe perełki trafiają się raczej rzadko, ale prawie każda z produkcji jest przyzwoita, co jednak przy odgrzewaniu tego samego pomysłu… no właśnie. Dość powiedzieć, że z tego powodu podchodziłem do Kozła Ofiarnego 2 z dystansem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Gra jest kontynuacją wydanej na PC w 2011 roku Escape Goat. Tytuł został dość ciepło przyjęty, choć raczej przeszedł bez większego echa. Założenia drugiej odsłony są proste. Jesteśmy kozą zamkniętą w dwuwymiarowej wielkiej wieży, z której musimy uciec, ratując przy okazji zagubione dusze owiec. Wspomniana wieża ma kilka pięter i jej schody doprowadzą nas nie tylko na szczyt, ale też do znajdujących się na poszczególnych piętrach pomieszczeń. Każde z nich zaś jest w kształcie pojedynczej mapy, na której musimy rozwiązać konkretne puzzle. Kozi arsenał nie jest duży i z początku ogranicza się do podwójnego skoku oraz szarży, mającej na celu uderzenie obiektu „barankiem”. Do naszej paczki szybko dołączy mysi towarzysz, który będzie użyteczny przy przełączaniu przycisków na mapie lub odwracaniu uwagi. Po zdobyciu power-upów będziemy mogli wymienić się z nim miejscami, niszcząc wszystko w linii pomiędzy postaciami. Z czasem będzie mógł też stać się twardym klocem, który zablokuje wszystko w danej linii.

Same puzzle skupiają się wokół kilku elementów, ale głównie będziemy niszczyli bloczki lub manipulowali nimi poprzez rozsiane przełączniki. Do tych zaś musimy dotrzeć lub, jeśli będzie to niemożliwe, wysłać naszego mysiego kamikaze. Dodatkowym problemem będą liczne przeszkadzajki w postaci przeciwników oraz wyzwań terenowych, czyli dziur i zapadni. Nowe elementy rozgrywki są nam dostarczane stopniowo i gra robi wszystko, aby przeszkolić nas w ich używaniu, dając zawsze łatwiejszą mapę, kiedy te pojawiają się po raz pierwszy. Wyzwania są stopniowane, ale uwierzcie mi – będziecie ginąć. I to często. Bardzo, bardzo, bardzo często. Dość powiedzieć, że częstotliwość umierania prawdopodobnie została zaczerpnięte z Super Meat Boya. Oczywiście produkcja nie jest w żadnym wypadku tak samo trudna, ale przy niektórych mapach naprawdę będziemy musieli się nagłówkować, ginąc DZIESIĄTKI razy w międzyczasie.

Nie znaczy to jednak, że wyzwania są frustrujące. Śmierć kończy się błyskawicznym wczytaniem etapu. Dodatkowo,  naciskając touchpad, dokonamy od razu restartu. Umieranie jest częścią gry i niektóre puzzle mogą być nie do rozwiązania, jeśli coś popsuliśmy, co oczywiście będzie wymagało wczytania gry. Produkcja ma jednak jedną bardzo ważną cechę. Śmierć nie tylko nie jest denerwująca, ale wręcz… uspokaja. Widzicie mapę, w ciągu mniej niż sekundy zaczynacie ponownie i dalej główkujecie nad puzzlem, próbując innego podejścia, aby w końcu przejść do następnej planszy. I kolejnej. I jeszcze jednej. Produkcję ogrywa się naprawdę przyjemnie, przez co bardzo szybko zaczynamy tracić poczucie czasu.

Grafika to takie lekko unowocześnione retro. Nie zaznamy już pikseli z części pierwszej, ale szału nie robi. Możecie zobaczyć ją zresztą na zrzutach ekranu w pełnej okazałości. To, o czym na pewno warto wspomnieć, to muzyka. A ta nie dość, że jest dobra, to jest prawdopodobnie jedną z lepszych ścieżek dźwiękowych, jakie do tej pory słyszałem w indykach! Składa się z 14 utworów, ale niektóre z nich są na tyle rewelacyjne, że aż się dziwiłem, iż te znalazły się w takiej grze. Tu macie przykład.

Czym jest więc Kozioł Ofiarny 2? Tytuł, jak wiele indyków, jest poprawnie rzemieślniczo wykonany i nie spotkałem właściwie żadnych problemów technicznych. Sama rozgrywka jest dość przyjemna i zmusi nas często do intensywnego myślenia. Całości zaś dopełnia oryginalny pomysł uciekającej z wieży kozy oraz świetna ścieżka muzyczna. Na minus na pewno jest jednak długość (3-4 godziny) oraz… brak innowacji. Jakichkolwiek dodatkowych trybów także nie uświadczymy. Escape Goat 2 to kolejna produkcja, jakich wiele i poza tym, że dobrze się ją ogrywa, to jednak nie jest niczym spektakularnym. Nasz mózg będzie nam prawdopodobnie wdzięczny za wyzwanie, ale jeśli zbieracie indyki, to prawdopodobnie macie już wiele podobnych gier w bibliotece i nie sądzę, że potrzebujecie kolejnej. To dobra zabawa, ale tylko na kilka godzin i jeśli macie już inne gry logiczne, to spokojnie możecie przejść obok produkcji obojętnie. Koza zła nie jest, ale jest tylko kozą. Niczym więcej.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Escape Goat 2

Atuty

  • Świetna ścieżka muzyczka
  • Pokarm dla mózgu w postaci puzzli
  • Ciekawy klimat
  • Gra jest trudna

Wady

  • …bardzo trudna
  • Zaledwie kilka godzin zabawy
  • Absolutny brak innowacyjności
  • Puzzle mogłyby być bardziej różnorodne
  • Graficznie w 2D naprawdę dało się to narysować lepiej
  • Brak dodatkowych trybów

Escape Goat 2 jest ciekawym, ale kompletnie wtórnym tytułem. Da nam wiele zabawy, ale nie jest produkcją, której nie mieli już byśmy w swojej kolekcji pod inną nazwą. Zdecydowanie wyróżnia się ścieżką muzyczną.

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper