Recenzja: Air Conflicts: Vietnam Ultimate Edition (PS4)

Recenzja: Air Conflicts: Vietnam Ultimate Edition (PS4)

Michał Madanowicz | 15.07.2014, 09:41

Seria Air Conflicts przesiadła się na konsole nowej generacji. Nie zrobiła tego jednak z całkowicie nowym tytułem, a przeniesionym ze starszych platform . Jak wypadają podniebne starcia w wietnamskich przestworzach na PlayStation 4? Tego dowiecie się z naszej recenzji.

W założeniach Air Conflicts: Vietnam jest lotniczą symulacją, aczkolwiek posiadającą pewne elementy zręcznościowe. Problem polega na tym, że produkcja studia bitComposer Games nie jest ani dobrym symulatorem, ani tym bardziej dobrą grą zręcznościową. Naprawdę bardzo ciężko znaleźć mi było w tym tytule choćby jedną rzecz, która działałaby na jako tako przyzwoitym poziomie, nie wywołującym u gracza całkowitego zwątpienia w sens wydanych na tę pozycję pieniędzy. Obcowanie z Air Conflicts: Vietnam jest równie przyjemne, co śmierć w katastrofie lotniczej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zacznę może od tego, co twórcom się udało, a będzie to naprawdę wyjątkowo krótki akapit. Na uwagę zasługuje próba pokazania moralnych rozterek żołnierzy biorących udział w konflikcie, jak np. poruszenie kwestii używania przez Siły Zbrojne Stanów Zjednoczonych „tęczowych herbicydów”, rozpylanych po wietnamskich lasach. Sam fakt, że gracz przyczynia się do zrzucania na siły przeciwnika toksyn, powodujących u ludzi w ich zasięgu większą podatność na choroby nowotworowe i różnego rodzaju upośledzenia, jest warty odnotowania. Szkoda tylko, że kiedy już słyszymy króciutki monolog na ten temat z ust jednego z pilotów, jest on wypowiedziany tak beznamiętnym tonem, że ciężko nam uwierzyć w jego autentyczność.

I tutaj przejdę zgrabnie do pierwszego z minusów, jakim jest fatalny voice-acting. Nie przypominam sobie, czy kiedykolwiek słyszałem bardziej sztywno czytane kwestie. Rozumiem, że deweloper dysponował niskim budżetem, ale błagam, chyba nawet naturszczyk potrafi zdobyć się na większą emocjonalność. Kiedy słyszę w radiu, że jeden z żołnierzy, którego oddział znajduje się pod ciężkim ostrzałem, wzywa wsparcie lotnicze, wypowiadając słowa ze spokojem i opanowaniem typowym dla rodziny królewskiej podczas niedzielnego obiadu, to moja ręka odruchowo uderza w czoło.

Równie słabo, co warstwa dźwiękowa, prezentuje się oprawa wizualna. Chciałbym móc powiedzieć, że widać, iż gra wydana została pierwotnie na konsole poprzedniej generacji, ale obraziłbym wtedy możliwości PlayStation 3. Graficznie Air Conflicts: Vietnam przenosi nas w czasie do ery poczciwej PS2, oferując zbitek tekstur udających drzewa i otaczającą nas zewsząd dżunglę. O ile jeszcze wysoko nad ziemią można przymknąć oko na znajdującą się pod nami pikselozę, tak gdy schodzimy niżej i widzimy ziemię przywodzącą na myśl program Paint, nie da się tego zignorować. Modele samolotów i śmigłowców dają jeszcze radę i oddam deweloperowi, że przynajmniej postarał się o to, aby maszyny przypominały swoje rzeczywiste odpowiedniki.

Czy sytuację ratuje chociaż to, co powinno być solą gry, czyli czysta rozgrywka? Ratować nie ratuje, ale można doszukać się tutaj pewnych pozytywów, które w nieco mniejszym stopniu niż inne elementy gry grzęzną pod ciężarem wad. Latanie nie ma tu żadnego związku z symulacją i trzeba to sobie powiedzieć jasno: Air Conflicts: Vietnam to arcade pełną gębą. Sterowanie do skomplikowanych nie należy - prędkość regulujemy wychylając do góry lub w dół prawy analog, lewym natomiast operujemy maszyną. Do tego dochodzą jeszcze spusty służące do robienia uników, a także R1 i R2 do prowadzenia ostrzału. I tyle, reszty przycisków używamy okazjonalnie. Przyznam, że podniebne przestworza mimo wszystko przemierza się dość przyjemnie, zwłaszcza jeśli gramy na widoku kamery z kokpitu pilota - co prawda strzałki na kontrolkach znajdujących się na pulpicie praktycznie się nie ruszają, ale i tak jak na standardy tej produkcji wnętrza samolotów i śmigłowców prezentują się nienajgorzej i pozwalają w minimalnym stopniu poczuć się asem przestworzy.

Samym starciom to uczucie już jednak nie towarzyszy. Wrogie maszyny namierza się bardzo łatwo, nawet zbyt łatwo, podobnie sprawa wygląda z robieniem uników przed pociskami przeciwników. Pojedynki nie wywołują przez to żadnej adrenaliny, ot lecimy, namierzamy, wystrzeliwujemy rakietę i patrzymy, jak latający cud techniki zamienia się w kłęby dymu. Paradoksalnie, dodanie przez twórców do gry śmigłowców obnażyło wiele błędów, których nie dostrzegłbym latając wyłącznie samolotem, gdzie akcja jest znacznie szybsza. Będąc pod ciężkim ostrzałem działek przeciwlotniczych, logika nakazywała mi ukrycie się helikopterem za pobliskim wzniesieniem. Pojęcie logiki nie idzie jednak w parze z Air Conflicts: Vietnam, w którym przez wzgórza, choćby najgrubsze, wietnamskie pociski przechodzą niczym przez rozpuszczone w mikrofali masło. Ciekawostką są również zainstalowane w śmigłowcach karabiny maszynowe, prowadzące przez wiele minut ciągły ogień bez zmiany magazynka, czy też chłodzenia broni. Takie kwiatki to w przypadku produkcji studia bitComposer Games norma.

Nie pomaga też mała różnorodność, a raczej jej brak, wykonywanych zadań. 90% gry polega na dotarciu do zaznaczonego na mapie miejsca i jego zbombardowaniu. Niektóre misje kończymy w ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund.

Zastanawiałem się, jak sprawować będzie się tryb sieciowy, mamiony nadzieją, że może chociaż wieloosobowa młócka wynagrodzi mi męczarnie z kampanią dla pojedynczego gracza. Niestety, ale mimo wielu prób wyszukania gry nie udało mi się znaleźć absolutnie nikogo chętnego do rywalizacji. Nie dziwi mnie to, bowiem światowe rankingi zawierają listę składającą się z zaledwie kilkudziesięciu graczy. Z czego pewnie część z nich to inni przedstawiciele mediów, którzy zaraz po napisaniu recenzji zapragnęli nigdy nie wracać do tego tytułu i jak najszybciej o nim zapomnieć. W takiej sytuacji prawdopodobieństwo znalezienia partnera do gry jest znikome.

Air Conflicts: Vietnam to pozycja, której nie poleciłbym nawet, gdyby wylądowała w sklepowym koszyku z hasłem „wszystko za dychę!”. Za tą produkcją nie przemawia nic - ani rozgrywka, ani oprawa, ani klimat. Żaden element nie został wykonany na akceptowalnym poziomie, usprawiedliwiającym znalezienie się gry w szerokiej dystrybucji.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Air Conflicts: Vietnam

Atuty

  • malusieńki plus za próbę nadania historii większej głębi
  • w miarę realistyczne modele samolotów i śmigłowców

Wady

  • oprawa graficzna
  • koszmarny voice-acting
  • zbyt uproszczona, mało emocjonująca rozgrywka
  • powtarzalność misji
  • mnóstwo błędów, jak przezroczyste dla kul wzgórza czy nieprzegrzewająca się broń maszynowa
  • niegrywalny tryb sieciowy

Air Conflicts: Vietnam to po prostu gra przeraźliwe słaba pod każdym względem. Niewarta uwagi, nawet dla miłośników lotnictwa i tematyki wojennej.

Michał Madanowicz Strona autora
cropper