Recenzja gry: Toy Soldiers: War Chest

Recenzja gry: Toy Soldiers: War Chest

Raja | 30.08.2015, 17:42

Gdy Roger podrzucił mi do zrecenzowania grę Toy Soldiers, podchodziłem do niej bez większych oczekiwań. Produkcje z gatunku tower defence zdążyły mi się przejeść dobre kilka lat temu, kojarząc się przede wszystkim z ubogimi gierkami w przeglądarce internetowej – wiecie, takimi ogrywanymi na informatyce gdy nauczyciel opowiadał o tworzeniu tabelek w Wordzie. Czy po kilku godzinach obcowania z produkcją Signal Studios moje nastawienie się zmieniło? I tak… i nie. 

Zapewne wielu z was miało okazję bawić się w dzieciństwie zabawkowymi żołnierzykami. Jeszcze więksi szczęśliwcy posiadali być może nawet kilka figurek z serii G.I. Joe czy serialu He-Man. Takie plastikowe (i często podrabiane) podobizny bohaterów stoczyły w rękach swojego właściciela niejedną epicką bitwę o kanapę czy piaskownicę, przynosząc mu glorię i respekt w piaskownicy. To było jednak dawno temu i czasy się zmieniły - a dzieci zamiast biegać po podwórku wolą grać w kolejne odsłony Call of Duty. Co można było zrobić w takiej sytuacji z niechcianymi zabawkami? Oczywiście przenieść je w wirtualną rzeczywistość. Gry oparte na takim pomyśle to żadna nowość, co udowadniają takie klasyki jak Army Men, Toy Commander czy Airfix Dogfighter. Nie inaczej jest również w przypadku recenzowanego tytułu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na potęgę posępnego czerepu

Toy Soldiers War Chest jest trzecią częścią serii i jednocześnie pierwszą, która została wydana na konsole. Podobnie jak w poprzednikach, mamy tutaj do czynienia z niecodziennym połączeniem gry strategicznej oraz shootera TPP, gdzie oprócz opiekowania się bazą wejdziemy także w skórę naszych podkomendnych. Cała batalia opiera się na zasadniczo prostym schemacie, gdzie naszym głównym zadaniem jest obrona pudełka z zabawkami przed szturmem armii plastikowych antagonistów. Przeciwnicy atakują nas następującymi po sobie falami, dzięki czemu możemy odpowiednio rozplanować nasze kolejne posunięcia i przygotować się na natarcie konkretnego rodzaju wroga. W teorii brzmi to intrygująco, jednak w praktyce geniusz strategiczny gracza ogranicza się do decyzji o wyborze ulepszeń i miejscu rozstawienia działa… które jest i tak z góry ograniczone. 

Sytuacji nie ratuje również fakt, że mamy do dyspozycji zaledwie trzy rodzaje artylerii – stanowisko maszynowe, moździerz oraz działko przeciwlotnicze. Reszta rozgrywki jest czystą grą akcji, w której zasiądziemy między innymi za sterami wspomnianych dział, czołgu, bombowca (zrzucającego… kostki do gry) czy pokierujemy specjalnymi bohaterami. O dziwo, pomimo niewielkiego skomplikowania gra jest zaskakująco przyjemnym kawałkiem kodu. A satysfakcja z wystrzelenia CKM-em nacierającej hordy wrogów bywa o wiele większa niż w wielu „poważnych” grach wojennych. War Chest nie jest produkcją, nad która potrafiłbym siedzieć godzinami, jednak przy krótkich partyjkach na 15-20 minut dostarcza  naprawdę mnóstwo frajdy.

There’s a bug in my boot

Przynajmniej jeżeli przymkniemy oko na liczne niedoróbki gry, bowiem jej niskobudżetowość wylewa się dosłownie z każdego piksela na ekranie. Najnowsze dzieło Signal Studios od samego początku robi wszystko aby przekonać gracza o swojej przeciętności technicznej - co zaczyna od zdecydowanie za długich loadingów. Wpatrując się w paski ładowania wróciłem pamięcią do złotych czasów mojego peceta z nieodżałowanym Pentium II... a chyba nie o takie powroty do dzieciństwa chodziło twórcom. Pal licho gdyby było to usprawiedliwione jakością oprawy audiowizualnej, ale gdzie tam. Toy Soldiers wygląda w najlepszym wypadku jak gra z początku poprzedniej generacji. Grafika jest zwyczajnie plastikowa, co nawet jak na grę o zabawkach nie może być zbytnim komplementem. Jednostki przypominają do złudzenia swoje figurkowe odpowiedniki, jednak samo otoczenie razi prostotą i przeciętnymi teksturami. O ile wygląda to jako tako w widoku strategicznym, o tyle przy przejściu w tryb TPP jest już tylko gorzej. Jakby tego było mało, wielokrotnie miałem okazję podziwiać sytuację gdy obiekty przenikały się lub po prostu wtapiały w otoczenie. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn nawet przy tak słabej oprawie audiowizualnej gra zaliczała widoczne spadki animacji. Jak na produkcję przygotowywaną dla nowej generacji konsol wygląda to po prostu słabo, momentami zahaczając o najzwyklejszą nieczytelność.

Z recenzenckiego obowiązku muszę wspomnieć również o cutscenkach. W przeciwieństwie do reszty gry, zostały one stworzone w formie dwuwymiarowej animacji, przypominającej  nieco klasyczne twory we flashu – co tak jak w przypadku reszty wygląda zwyczajnie tak sobie. Z kolei oprawa audio… po prostu jest. Sprawia ona na tyle skromne wrażenie, że dopiero podczas pisania recenzji przypomniałem sobie o jej istnieniu. W tle przygrywają nam typowe bitewne melodyjki, zaś karabiny i wybuchy brzmią jak należy – mamy więc do czynienia ze standardową, rzemieślniczą robotą. Gra nie doczekała się niestety voice-actingu, w związku z czym będziemy poznawać historię przede wszystkim poprzez ścianę tekstu na ekranie. 

Gdzie kończy się nostalgia, a zaczynają pieniądze

Toy Soldiers ma jeszcze jeden mankament, którym chciałbym zakończyć swoje pastwienie się nad wadami gry.  Mam tutaj na myśli oczywiście pażerność wydawcy i kwestię DLC. Musicie bowiem wiedzieć, że jeżeli chcecie pobiegać po polu bitwy postaciami z takich uniwersów jak Assasin’s Creed, G.I. Joe czy He-Man musicie wyłożyć dodatkowe pieniądze na tak zwaną Hall of Fame Edition - lub dokupić je oddzielnie. Nie czepiałbym się tego specjalnie (w końcu DLC to obecnie standard) gdyby nie to, że przy okazji trailerów Ubisoft promował War Chest głównie wspomnianymi wyżej uniwersami.  W efekcie filmiki promocyjne kładły bardzo silny nacisk na nostalgię za klasycznymi bohaterami z lat 90. tylko po to, aby koniec końców byli oni dostępni wyłącznie w droższej wersji gry.

Dzięki takiemu podejściu jeden z niewielu mocnych atutów Toy Soldiers stał się kolejnym zgrzytem. Co gorsza, gra stawia także spory nacisk na mikrotransakcje zamieniające realne pieniądze na walutę w grze. Oczywiście – możesz jak najbardziej zdobywać wirtualne monety nie wydając na nie ani grosza, jednak będziesz w takim wypadku zmuszony do wielokrotnego ogrywania tych samych scenariuszy. Mamy więc do czynienia z kolejnym przypadkiem, w którym chęć zysku zabiła radość z kupionego produktu – czyli, nomen omen, podstawową idee stojącą za branżą elektronicznej rozrywki. Nie wspominając o tym, że takie podejście uderza najmocniej w młodszych graczy, którzy są przecież ważnym targetem recenzowanej produkcji. Zmuszenie ich do wyboru między koniecznością płacenia a akceptacją monotonii i klepania tych samych misji jest dość paskudną zagrywką.

Toy Soldiers War Chest to produkcja, która posiada naprawdę ciekawy pomysł na mechanikę rozgrywki oraz nieskomplikowany, lecz wciągający gameplay. Widok kolejnych żołnierzyków wychodzących ze swoich opakowań czy momenty, w których prujemy z działa przeciwlotniczego do nadlatujących samolotów dają mnóstwo frajdy i sprawiają, że mamy ogromną pokusę rozegrania jeszcze jednej misji. To chyba również jedyna gra, gdzie dysponujemy w swojej armii lotnictwem w postaci morderczych jednorożców. Niestety, ostatnie dzieło Signal Studios jest  jednocześnie kolejnym przykładem tego, że nawet najciekawszy koncept może zostać przyćmiony przez przeciętne wykonanie i chciwość wydawcy. Gdyby nie to, ocena końcowa byłaby wyższa o co najmniej jeden punkt. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kolejny sequel naprawi błędy swojego poprzednika.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Toy Soldiers: War Chest

Atuty

  • Klimat wirtualnej piaskownicy
  • Lekki i przyjemny gameplay
  • Klasyczni bohaterowie z lat 90. …

Wady

  • … za których trzeba dodatkowo zapłacić
  • Przeciętna oprawa audiowizualna
  • Mikrotransakcje

Gra z niecodziennym pomysłem, który został położony przez warstwę techniczną i podejście do gracza. Jeżeli tęsknisz za dzieciństwem – możesz spróbować. W przeciwnym wypadku lepiej poczekaj na obniżkę ceny.
Graliśmy na: PS4

cropper