Recenzja gry: Project CARS

Recenzja gry: Project CARS

Wojciech Gruszczyk | 09.05.2015, 10:31

Swój pierwszy wyścig w Project CARS zapamiętam na długo. Nie dzięki wyjątkowej grafice, nie przez oślepiające, a zarazem zachwycające słońce, nie z powodu czarującego mruczenia silnika, ani nawet dzięki świetnie wykonanym modelom samochodów. Te wszystkie elementy zostają w pewny momencie na drugim planie... Wiecie dlaczego?

Zaczynam ten tekst w nietypowy sposób z jednego powodu. Project CARS zachwyca z wielu stron, wkurza w kilku, w pewnym momencie potrafi znużyć, ale jednocześnie jest to tytuł, który oferuje wyjątkowo przyjemny system jazdy, który ponadto satysfakcjonuje od pierwszego chwycenia kontrolera w dłonie. Sprzedaję Wam na wstępie ten najistotniejszy detal, aby narysować w Waszych głowach sporych rozmiarów obraz. Slightly Mad Studios stworzyło uniwersum, które może w niedalekiej przyszłości wyznaczać standardy. Jeszcze nie teraz, ale jeśli Brytyjczycy wykorzystają swoją szansę, to będą pisać legendę... Dobra, ale zanim oni zaczną tworzyć, zanim nie zmarnują okazji, to na początku należy ich dokładnie rozliczyć z najnowszego dzieła. Więc zacznijmy od kariery.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeden podpis zmienia życie każdego z nas

Na szczęście akurat tym razem nie stanąłem przed wizją 30 letniego kredytu na te wymarzone 45 metrów kwadratowych - ten podpis otworzył mi furtkę do wielkiej kariery, złotych pucharów i wielu ekscytujących wyścigów. Brytyjczycy jednak nie zmuszają mnie do wielogodzinnej tułaczki w zaśmierdniętych, starych brykach. W Project CARS od początku jestem panem swojego losu i to ja wybieram kategorię, w której chcę stawiać pierwsze kroki. Nie muszę piąć się w wymyślonej hierarchii, walczyć o względy, zdobywać pieniądze na nowe samochody. Tutaj wszystko od początku mam na wyciągniecie ręki.

Dziwne uczucie? Zdecydowanie bardziej kuriozalny jest mój pierwszy wybór. Zasiadam za kółkiem Renault Clio Cup i otrzymuję z miejsca wszystkie niezbędne informacje. Przeglądam kalendarz, w którym roi się od różnych wyścigów, sprawdzam pocztę, czytam wiadomości z branżowego półświatka, przeglądam notatki... Dobra, koniec tej papierkowej roboty, trzeba wziąć się za jazdę.

Trening, kwalifikacje, wyścigi – każde wydarzenie zostało podzielone na kilka elementów, a my podpisując umowę z firmą zasiadamy za kółkiem wyznaczonego samochodu i bierzemy udział w ustalonych sesjach. W zawodach otrzymujemy punkty, które oczywiście liczą się do ogólnego rankingu. Raz wskakujemy na podium, innym razem kończymy w drugiej dziesiątce, ale cały czas mamy poczucie, że bierzemy udział w „małych mistrzostwach”. Dopiero po zakończeniu wyznaczonej liczby wyścigów, widzimy podsumowanie, odbieramy puchar, uśmiechamy się szeroko do telewizora i... Rozpoczynamy wszystko od  początku. Zostajesz na kolejny sezon, aby pokazać swoją dominację w tej kategorii, czy rozpoczniesz podbijanie kolejnych eventów? Wszystko zależy od naszego widzimisię. Na początku trudno połapać się we wszystkich opcjach i zakładkach, ale kończąc pierwszy puchar miałem już świadomość informacji od zespołu, a nawet poznałem „ćwierki” na mój temat. Ten drugi element w świetny sposób umila rozgrywkę i od czasu do czasu można się zaśmiać z otrzymywanych informacji.

Po kilku sezonach zabawa się rozkręca. Otrzymuję coraz to więcej zaproszeń do dodatkowych wydarzeń. Mogę śmigać nowymi samochodami, reklamodawcy biją się o miejsce na mojej bryce, a ta swoją drogą przybiera nowych barw... Zabawa trwa w najlepsze, ale im więcej pucharów stoi na mojej wymyślonej półce, tym mocniej doskwiera mi przekonanie, że tak naprawdę kariera w Project CARS jest tylko i wyłącznie pretekstem do samej jazdy. Gra w średni sposób angażuje nas do rywalizacji i ciągłego wygrywania, bo nie ma tutaj typowego wabika. U konkurencji walczymy o kasę, punkty doświadczenia, kupujemy nowe maszyny zagłady, a tutaj... Mamy wszystko od początku i choć w grze pojawiają się wewnętrzne osiągnięcia (typu obroń tytuł, czy też wygraj mistrzostwa XYZ w podanym czasie), to jednak trudno uznać karierę przygotowaną przez Brytyjczyków za pomysł dekady.

Po karierze... Czas na zasłużoną emeryturę? Satysfakcja gwarantowana

Uczucie pewnego niedosytu pojawia się również w kolejnych trybach. Mamy tutaj wybór szybkiego wyścigu (wszystkie samochody oraz trasy są dostępne od początku), rywalizacji o jak najlepsze czasy lub pojedynków w Sieci. Z największą przyjemnością sprawdziłem ten ostatni element i od początku zostałem bardzo miło zaskoczony. Gracze przywitali mnie mnóstwem pokoi, gdzie bez najmniejszych przeszkód można się rozgościć. Przed startem host wybiera kategorię samochodów, trasę, niczym pogodynka dostosowuje pogodę, a na końcu wybiera ograniczenia. Wszystko działa niezwykle sprawnie i bez najmniejszych problemów pod względem technicznym. Bez wyrzucania z gry, lagów, dropów. Infrastruktura sieciowa zdała medal jakości i pozwala z przyjemnością rywalizować. Niestety, Brytyjczycy ponownie nie motywują nas do walki o najwyższe cele, bo sama jazda nie jest ukoronowana rankingami, pucharami i całą tą otoczką sieciowej walki. Twórcy nawet nie karzą uciekinierów, więc chociaż rozpoczynamy wyścig w pełnym zestawieniu kierowców, to potyczkę kończą zazwyczaj tylko wybrane jednostki... Po co się starać i liczyć na błąd przeciwnika po słabym starcie? Łatwiej rozpocząć „zabawę” od początku.

Na szczęście Project CARS wyróżnia się na tle wszystkich produkcji jednym znaczącym elementem... Ta gra ma niezwykle dopracowany system rozgrywki, który po prostu sprawia, że chce się jeździć. Efekt „jeszcze jednego wyścigu” pojawia się po pierwszych okrążeniach i to niezależnie, czy zbieramy fanów w karierze, jeździmy w Sieci, sprawdzamy samochody w różnych trasach, czy też walczymy z przeciwnościami losu i rywalizujemy z czasem. Od początku trudno oderwać się od konsoli, a z każdym kolejnym zwycięstwem chcemy więcej, więcej i więcej. Właśnie z tego powodu zarwałem ostatnie dni i funkcjonuję niczym zombie. „To będzie spokojna recenzja i przyjemny tydzień” pomyślałem naiwnie kilka dni temu po otrzymaniu płytki z grą. Ale od tego czasu mój świat kręci się wokół tej jednej pozycji.

Samochody, laski, bajery, lasery i deszcz

Każdy samochód prowadzi się inaczej i chociaż ich liczba nie satysfakcjonuje (zaledwie 65 aut na start), to na pewno docenicie indywidualność każdej bryki. Jednak nie obawiajcie się o to, że nie będziecie mieć w czym jeździć... Na liście znalazły się między innymi samochody BMW, Audi, Mitsubishi, Fordy, Lotusy, Mercedesy, Pagani, Aston Martiny, czy też Renaulty. Oczywiście przed startem wyścigu możemy dowolnie dostosować swój pojazd pod różnym względem (m.in. opony, hamulce), ale szkoda, że autorzy nie zdecydowali się na większą swobodę w upiększaniu gablot. Aż prosi się o możliwość namalowania zielonego Hulka na pięknym Mustangu.

Z drugiej strony otrzymujemy od Brytyjczyków sporą paletę rzeczywistych tras, a odwzorowanie terenów potrafi zachwycić. Silverstone, Nurburgring, Monza, Road America, Dubai Autodrome, Imola, Zolder, Donington i wiele, wiele więcej. Lokacje zostały dopracowane pod każdym najmniejszym względem i prezentują się genialnie. 

Opanowanie maszyn to niezwykła sztuka, bo nie ukrywajmy, ale gra nie jest łatwa. Na początku jesteśmy witani informacją o wyborze poziomu trudności, ale i tak wszystko możemy zmienić w dowolnej chwili i tym samym dostosować pozycję do naszych potrzeb. Lubicie jeździć z linią pomocniczą? Ja też, ale jeśli mam być szczery, to nie preferuję niezniszczalnych samochodów, więc jak zawsze włączam zniszczenia... Podobnie wszystkie wsparcia kierownicy, hamowania... Też chcecie poczuć tego demona? To uważajcie, nie łatwo okiełznać niektóre bryczki. Na jazdę ma wpływ dynamiczna zmiana pogody, więc wyjeżdżając na dłuższe trasy przygotujcie się na prawdziwe piekło. Deszcz i słońce potrafią zmienić o 180 stopni każdy wyścig. Muszę jednak zaznaczyć, że nie mam zamiaru nikogo straszyć. Project CARS to trudna gra, ale nie zawsze. Wybierając odpowiedni poziom trudności lub zmieniając kilka opcji, możemy dostosować pozycję do własnych umiejętności i potrzeb. Wtedy nawet mniej doświadczeni kierowcy będą bawić się świetnie. Ta duża swoboda w kreowaniu jazdy jest na pewno ogromnym plusem. Nie wszyscy muszą rzucać się na głęboką wodę i liczyć na 100% symulację. A nawet tacy gracze znajdą w tym tytule sporo przyjemnej rozgrywki. 

Wspominając o warunkach pogodowych muszę dodać, że graficy z Slightly Mad Studios dostarczyli nam naprawdę ładną i niezwykle ostrą produkcję. Może nie są to wypalające gałki oczne obrazki, którymi byliśmy karmieni rok przed premierą, ale na pewno tytuł może stanąć w szranki z konkurencją i w wielu przypadkach wyjść z tych starć z tarczą. Gra może pochwalić się fenomenalnym słońcem oraz deszczem... Aura czasami oślepia graczy, innym razem zalewa tor. W obu przypadkach jeździ się trudno, ale całość wygląda oszałamiająco. Dodajmy do tego urokliwe podrygi silników, sympatyczny soundtrack i... Genialne komendy wygłaszane w trakcie wyścigów. Dlaczego takie dobre? Bo w wersji na PlayStation 4 te komunikaty otrzymujemy z głośnika kontrolera... Jest to niby mały bajer, ale sprawdza się świetnie. Immersja dzięki tej decyzji wchodzi na zupełnie nowy poziom i z łatwością wczujecie się w te „weekendowe maratony”. Szkoda jedynie, że informacje otrzymujemy w języku angielskim (gra jest spolonizowana kinowo), ale z drugiej strony... Przynajmniej poziom tego elementu stoi na naprawdę wysokim poziomie.

Na zakończenie zostawiłem jeden z najważniejszych elementów pozycji, czyli... Problemy. Tych Brytyjczycy niestety nie potrafili przeskoczyć i nadal deweloperzy muszą nad niektórymi elementami popracować. Czasami traci się dźwięk, innym razem „zawiesza się” wyścig (nie zalicza pokonanych okrążeń), a siedząc w pit-stopie gra potrafi przyciąć (my tego nie odczuwamy, bo i tak czekamy na wymianę kółek)... Czy te elementy przeszkadzają? Nie, podobnie jest w przypadku mitycznych spadków animacji, które choć się pojawiają to są... Rzadkością. Tylko w nielicznych momentach (sporo samochodów na bardzo małym odcinku – głównie przy ostrych skrętach) odczuwałem jakiekolwiek problemy, ale i tak nie jest to stały element krajobrazu. Od czasu do czasu możecie coś poczuć, ale są to wyjątkowe atrakcje. 

To dopiero piękny, wyjątkowy początek...

Jaki jest Project CARS? Niezwykle satysfakcjonujący. W ten tytuł gra się niezwykle przyjemnie i jeśli jesteście sympatykami gatunku, spędzicie przed telewizorami wiele długich godzin. Nie jest to pozycja idealna... Ale na pewno taka, która zachwyci Was w wielu miejscach. Autorzy nie rewolucjonizują gatunku, jednak pokazują, że jest dla nich miejsce w czołówce. Wyrósł nam kandydat do najlepszej serii wyścigów i choć trudno już teraz wieszać na szyjach autorów wieńce zwycięstwa... To może za dwa lata?

Szkoda trochę braku motywacji w trybach, pomniejszych problemów, czy też skromnej listy samochodów... Jednak musicie wiedzieć, że te wszystkie niedociągnięcia są wprost zmiażdżone przez efektowne i wciągające wyścigi. Jeśli liczycie po prostu na dobrą jazdę i skupiacie się na tym elemencie... Będziecie zachwyceni. Ja jestem.

Tytuł testowany w wersji na PlayStation 4. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Project CARS

Atuty

  • FENOMENALNY system jazdy
  • W wielu momentach grafika zachwyca
  • Każdy samochód ma swoją duszę
  • Deszcz, słońce noc - wszystko zmienia rywalizację
  • Efekt "to ja zagram jeszcze jeden wyścig..."
  • Sporo opcji i ustawień

Wady

  • Trochę nieprzemyślane tryby
  • Liczba samochodów nie zachwyca
  • Małe problemy techniczne

Pierwszy wyścig zmienia wszystko. Później chcemy tylko grać, grać, grać, grać i jeszcze trochę grać. Jest przyjemnie, pojawia się satysfakcja i tytuł prezentuje się ładnie... Wystarczy?

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper